Wydawca: Książkowe
Klimaty
Data wydania: 25 maja 2017
Liczba stron: 272
Przekład: Łukasz Buchalski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Krytycznie i z miłością
Ta niezwykła książka z
krwistoczerwoną okładką ma ogromną moc rażenia. Jest w niej wiele zdań
gniewnych, ale równie wiele czułych i udowadniających, że Ece Temelkuran – choć
trudno jej pisać o ojczyźnie w dobrych słowach – kocha Turcję z jej wszystkimi
absurdami, bolączkami i całą różnorodnością, która ukształtowana przez wieki,
dzisiaj tonie w morzu ludzkiej obojętności i wprawności w zapominaniu. Kiedy
czytałem „Odgłosy rosnących bananów”, odnosiłem wrażenie, że właśnie obcuję z
jedną z piękniejszych powieści o ludzkiej różnorodności. Nie sądziłem, że
niebawem przeczytam zgoła inną książkę Temelkuran. Opowieść o kraju, który
zapętlił się do tego stopnia, iż wszystko, co stanowiło kiedyś o jego rozwoju i
otwartości, zwyczajnie wyciera z map, także tych myślowych. „Turcja. Obłęd i melancholia” to opowieść o
tym, co zostało zaniedbane, zapomniane, co lekceważono i deprecjonowano.
Opowieść o kraju, który wciąż się staje – tak mocno przywiązany do kształtu
własnych granic wyznacza coraz to nowe ograniczenia w codziennym życiu. Idzie
drogą ku czemuś, co trudno zwerbalizować. Przyszłość Turcji może przerażać.
Na razie wzbudza zdziwienie i konsternację – zarówno z Zachodu, jak i ze
Wschodu. To specyficzne położenie między dwoma światami i różnymi kulturami
zmusza Turcję do wybrania kierunku. Dokąd podąża państwo, o którym Ece
Temelkuran pisze z takim zaangażowaniem, troską i wielką miłością?
Kluczowe znaczenie ma
analizowanie działań Recepa Tayyipa Erdoğana, który odpowiada za większość
ostatnich przemian w kraju. Autorka odnosi się także do tego, w jaki sposób
jego partia zawłaszczyła przestrzeń publiczną. Jak opowiadając o demokracji i
wolności, stopniowo jedną i drugą rugowała z codziennego życia. Myślę, że ta książka to przenikliwe studium
autorytarności władzy, konsekwencji wynikających z tego, czym i w jaki sposób
manipuluje. W narracji o tej mrocznej niezłomności jest jednak miejsce na
pytania. Na ukazywanie alternatyw, do których Turcy nie dojrzeli albo
zwyczajnie się ich boją. Temelkuran opowiada o tym, jak w Turcji kształtuje
się świadomy opór – słowo zakazane w języku! – i jakie konsekwencje ma w
państwie, które gloryfikuje uległość. Wszystko w konwencji niezobowiązującej
opowieści. Czytelnik nie czuje się przymuszony do lektury. Co więcej –
otrzymuje bardzo szeroką przestrzeń interpretacji tego, o czym czyta.
Interesująca jest forma. To rozważania podczas oglądania zdjęć, porannego
joggingu czy w trakcie jazdy taksówką po mieście. Koloryt codzienności zderza
się z mrokiem czasu przeszłego. Turcja nie lubi pamiętać. Temelkuran wie, że
aby naprawdę zrozumieć ten kraj, trzeba pozbyć się tej wprawności w zapominaniu
i odrzucaniu odpowiedzialności za minione wydarzenia. Wydobywa z tureckiej
historii to, co chciałoby zostać zapomniane – po to tylko, by pamiętać Turcję
dzisiejszą, zapisywać ją w sobie na stałe, zniuansowaną i skomplikowaną. Nie
taką, którą proponują rodakom media oraz ludzie władzy.
Turcja to kraj, w którym są
rzeczy święte. To Koran, chleb i flaga narodowa. To państwo kocha swoich
obywateli. Czasami na zabój. Przerażające są statystyki dotyczące łamania praw
człowieka oraz rozważania o tym, na ile okrutnych sposobów można tego człowieka
zniszczyć. Temelkuran symbolicznie
ociera łzy i opowiada o ojczyźnie, w której się nie płacze. Jednocześnie nie
analizuje tego wszystkiego, co powinno być tłumaczone w kontekstach. Z tej
książki wyłania się obraz świata bezkontekstowego. Zamkniętego w rutynie i
prostocie patriarchalizmu czy konserwatywnych poglądów, coraz liczniejszych i
coraz bardziej widocznych w przestrzeni publicznej. To, co autorka chce
pokazać, to ta przestrzeń prywatna – rozmów, domów, Turków starających się żyć
godnie i z dala od absurdów serwowanych przez władzę. Bo jednym z podstawowych
tureckich grzechów jest ta obywatelska bezwolność i poczucie, że zmiany nie
dotyczą codziennego życia. Jeśli dodamy do tego nieczułość na fakty historyczne
i niechęć do ich interpretacji, otrzymamy obraz społeczeństwa tkwiącego w
rozleniwieniu albo strachu. Czym jest codzienne życie w kraju, który – w
obrazie Temelkuran – przechodzi jakąś niepokojącą metamorfozę?
Ta
książka bardzo wnikliwie ukazuje, jak kształtował się na początku stulecia
obraz Turcji jako kraju modelowego pod względem łączenia różnych wartości oraz
kultur. Kraju, który wydawał się racjonalny, tolerancyjny i ugodowy.
Nawet Slavoj Žižek był gotów uznać, że Turcja jest wzorem demokracji dla państw
arabskich. Temelkuran polemizuje nie tylko z Žižkiem. Także z modelem wygodnego
przyjmowania za pewnik tego, co chciałoby się widzieć w nieznanym i niepewnym
kraju. Takim ze specyficznym położeniem, z drugą największą armią NATO, z
gotowością do poświęceń i mnogością różnych napięć, których istoty nie można
zrozumieć. „Turcja. Obłęd i melancholia” to opowieść o tym, jak rozumieć
wszystkie tureckie trudności, ale także jak stawać wobec nich w krytycznej
postawie. Autorka wie, że nie chcą jej jako komentatorki bez hidżabu. Wspomina
ogrom prześladowań, z jakimi zetknęła się w wirtualnym i realnym świecie. Wie,
że jej bliskość z Turcją nie jest powszechnie akceptowana, ale stara się
nakreślić, dlaczego akceptowane są inne wzorce i skąd ta doza akceptacji się
bierze.
Chciałoby się mieć tak
uważnych obserwatorów rzeczywistości w każdym kraju, który tworzy pewne bolesne
konstrukty myślowe, by na ich fundamencie budować świat półprawd, agresji,
świat zawłaszczający przestrzeń wolności – w każdym jej wymiarze. To zatem książka o tęsknocie za wolnością i
o Turcji, która nie chce mierzyć się z tym, czego doświadczyła. W czasie
przeszłym Turcy mogą znaleźć wiele odpowiedzi na dzisiejsze wątpliwości, ale
nie chcą tam tych odpowiedzi szukać. Temelkuran stawia pytania jasno,
krytycznie, nie oszczędza nikogo. Boi się, że z tej narracji wydobędzie się
jakiś patologiczny obraz jej kraju, a przecież nie o to chodzi i nie taka jest
Turcja. Jaka? Przede wszystkim bardzo dynamiczna w pewnym złowrogim sensie.
Jest krajem, w którym modyfikuje się konstytucję i słownik codziennych rozmów.
Gdzie wpływa się na świadomość za pomocą reżimowych mediów i gdzie trudno jest
znaleźć odpowiedź na pytanie, czy przyszłość będzie stabilna, czy uda się
uniknąć chaosu.
Jest
w tej książce wiele fragmentów mających wymowę uniwersalną. Traktują o Turcji,
ale tak naprawdę o pewnym modelu sprawowania władzy – od jej zdobycia poprzez
zawłaszczanie sobie coraz to nowych sfer, z którymi na początku nie miała nic
wspólnego. Jest w tej opowieści wiele zdań smutku i bezsilności.
Jest też sporo dynamizmu, bo to przede wszystkim rzecz o dynamice zmian w
Turcji. Czyta się to wszystko z narastającym lękiem, ale także z ciekawością –
Temelkuran zabierze nas do Turcji, której w gruncie rzeczy nie znamy, a tym
bardziej nie rozumiemy. Będzie nam łatwiej po lekturze? Niekoniecznie. Wiele z
opisywanych problemów to kwestie, wobec których nie można jeszcze zastosować
środków zaradczych, bo po prostu trzeba je wymyślić. „Turcja. Obłęd i
melancholia” to przede wszystkim odważna książka o istocie prawdziwego
patriotyzmu. Miłości do ojczyzny, która nie daje się kochać. Miejsca, z którego
się wydobyło i wobec którego trzeba być krytycznym. Ece Temelkuran opowiada o
świecie, w którym najgroźniejsze wydaje się zatonięcie w bierności i apatii.
Pobudza i elektryzuje. Opowiada Turcję trudną, ale jednocześnie piękną w tym,
co ukształtowało ją przed laty, i kreśli wizerunek dzisiaj. Poszukującą
wolnością, tracącą tę wolność i jednocześnie stale wolną w każdym przejawie
barwnego życia – pełnego trudu, przemocy, ale i kolorytu.
PATRONAT MEDIALNY
Mam za sobą lekturę książki "Odgłosy śpiewających banananów", która mnie oczarowała. Z pewnością kupię i przeczytam także "Obłęd i melancholię". Nie mogę się już też doczekać spotkania z autorką w ramach tegorocznego Big Booka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Witam czekam na recenzję książki Atlantyda iluzja
OdpowiedzUsuń