Pages

2017-10-20

„Ślady wilka” Roland Schimmelpfennig

Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Data wydania: 18 października 2017

Liczba stron: 204

Przekład: Kamil Markiewicz

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 32,99 zł

Tytuł recenzji: Samotni w Berlinie

Czytając Rolanda Schimmelpfenniga, zastanawiałem się, kto już wcześniej z tak niebywałą wyrazistością opisał ludzkie zatomizowanie i ludzką samotność XXI wieku. Adres był też niemiecki, choć autor zza oceanu. „Ślady wilka” opowiadają w gruncie rzeczy o tym samym, o czym traktowało znakomite „Lotnisko w Monachium” Grega Baxtera. Schimmelpfennig proponuje jednak nieco inną, chyba lepszą, bardziej sugestywną opowieść. Portretuje swoich licznych bohaterów w taki sposób, że nie daje nam dostępu do ich emocji. Widzimy, co robią, co do siebie mówią, jak się zachowują, jak próbują w skomplikowanych relacjach nie tyle się odnaleźć, ile oswoić bezsens własnego samotnego wędrowania. Niemiecki autor nakreśla punkt ciężkości w nieco innym miejscu niż Baxter portretujący członków rodziny zmarłej, której zagadkę śmierci usiłują rozwiązać. W „Śladach wilka” będziemy mieli do czynienia z coraz bardziej zagęszczającą się atmosferą. Atmosferą miasta, bo jednym z bohaterów – kto wie, czy nie najbardziej wyrazistym – jest tu Berlin. Miasto potrafiące wchłonąć każdą tajemnicę, każde cierpienie. Zimna, bezosobowa metropolia, do której docierają zagubieni bohaterowie z prowincji. Stają na drodze tych, którzy usiłują wrosnąć w Berlin, choć nie udało im się znaleźć poczucia zakorzenienia. Wikłają się często w toksyczne relacje, by przetrwać. Nadać własnemu wyobcowaniu jakiś sankcjonujący je sens. Tak, Schimmelpfennig opowiada o poszukiwaczach egzystencjalnego porządku albo o takich ludziach, którzy chcą go za wszelką cenę określić, by zatuszować swój wewnętrzny bezsens. W tle wieloznaczna figura samotnego wilka oraz narzędzia zabijania – karabinu wędrującego z rąk do rąk, dyskretnie kreślącego fatalizm tej książki.

W niesamowity sposób jest to napisane. Schimmelpfennig posługuje się wyliczeniami, powtórzeniami, kładzie nacisk na nieistotne szczegóły, a jednocześnie umiejętnie zagęszcza fabułę, w której obcy sobie ludzie wchodzą w specyficzne zależności. Obcy mogą być ci najbliżsi sobie. Młoda para Polaków w rozpadającej się relacji, a ten rozpad nakreślony jest w szeregu wymownych scen, w których minimalizm nie zezwala na słowa. Polska para przestała już ze sobą rozmawiać. Podobnie jak inna, kiedyś małżeństwo, dziś ludzie obsesyjnie zamknięci we własnych lękach i idiosynkrazjach względem siebie. On i ona, którzy nie potrafią już zjednoczyć się nawet wówczas, gdy poszukują zaginionej córki. Berlin staje się dla nich pułapką, a toksyczne emocje sprzed lat ożywiają. Dlaczego matka zbuntowanej nastolatki rusza w drogę, by ją odszukać, skoro dziewczyna uciekła od domowej przemocy i matczynych kompleksów zamieniających jej życie w piekło? To jedno z kilkunastu ważnych pytań, które postawimy sobie w trakcie lektury. Pytają o siebie samych także zagubieni w sobie ludzie, których wyobcowanie podkreśla nie tylko emocjonalny, ale także atmosferyczny chłód zimowego Berlina.

Pierwszy raz od wieków samotny wilk przekracza granicę polsko-niemiecką i podąża naprzód, zostawiając za sobą krwawe ślady swoich ofiar. Wilk jest metaforą ludzkiego lęku, ale także uosobieniem takiego rodzaju wyobcowania, którego nie sposób przełamać. Wilk to sensacja, temat rozmów, dzikie zwierzę zmierzające do miasta, porusza wyobraźnię i nasuwa wiele mrocznych fantazji. Wilk to metafora zła, ale jednocześnie bytu na wskroś samotnego. Chce na niego zapolować berliński sklepikarz. Chce o nim napisać dziennikarka dyletantka, dla której temat jest jedynie dowodem na zagubienie w tym, co robi. Wilcza groza przenosi się w sferę dyskretnie opisywanych relacji. Wiemy dużo mniej, niż się domyślamy. Jesteśmy świadkami ucieczek i powrotów. Rozpaczliwego poszukiwania i rozczarowujących momentów odnalezienia się. Coś szwankuje w tym chłodnym świecie wokół, skoro ludzie nie umieją w nim określić swoich potrzeb i ich zaspokoić, będąc obok siebie. Bo to toksyczne bliskości – z jednej strony oczekiwane, z drugiej druzgoczące i uświadamiające ogrom podległości w tych relacjach. Nikt nie jest gotów stanowić o sobie. Każdy chce się wesprzeć na kimś, ale nie odnajduje silnego ramienia, lecz kolejną formę pustki.

Tak, „Ślady wilka” to powieść absolutnie przygnębiająca. Jednocześnie też doskonale czuła na niuanse i ukazująca ludzkie formy zagubienia z niesamowitą dozą empatii. Roland Schimmelpfennig stawia na jałowe dialogi, nazbyt precyzyjne opisy miejsc, na porządkowanie kontekstów zdarzeń… i zacieranie ich prawdziwej wymowy. Młodzi Polacy oddalają się i zbliżają. Zmagający się z alkoholizmem ojciec rozpaczliwie szuka syna, bezradny wobec swojej abstynencji i zdeterminowany, by osiągnąć cel. Wspomniany sklepikarz i jego żona borykający się z samotnością nakreśloną przez brak potomka. W końcu młodzi uciekinierzy, którzy są poszukiwani przez rodziców niemogących im zaoferować niczego poza troską o powrót. Co poza tym? Topograficzna dokładność w portretowaniu tych rejonów Berlina, które mogą wchłonąć w siebie nienazwane smutki oraz ludzkie przypadłości i skłonności ku temu, by nawzajem siebie krzywdzić. I wciąż od siebie uciekać jak tytułowy wilk – obiekt niezdrowej fascynacji, pojawiający się znikąd i budzący trwogę.

Czyta się Schimmelpfenniga z nieustającym niepokojem i zdumieniem tym, jak precyzyjnie wtłoczyliśmy się w opresyjne klatki, poza które nie wychodzi nasze schematyczne myślenie o świecie i własnej w nim roli. Poznajemy ludzi, którzy przemierzają pewną przestrzeń, ale dość dawno zatrzymali się na drodze rozumienia, co naprawdę ich trapi. Formy opresji opisywane przez niemieckiego dramaturga – to jego powieściowy debiut i warto zwrócić uwagę na teatralizację kilku scen – przybierają formy dyskretnie sugerowanych dramatów, które miały swój początek w przeszłości, a teraz są jedynie konsekwencjami zaniedbań tudzież pustki wywołanej tym, że w danym czasie nie potrafiło się werbalizować sfery przeżyć. Jak wspomniałem, jesteśmy bez dostępu do tego, co przeżywają bohaterowie, i to największa wartość tej narracji. Ożywionej tylko dzięki wnikliwej lekturze. Schimmelpfennig sygnalizuje, niczego nie ułatwia. Opowiada o trudnym do zniesienia świecie, który sami sobie stworzyliśmy trudnymi do zniesienia relacjami. I jest samotność jako ten prosty wybieg. Pójście na łatwiznę, zamknięcie się w sobie. Dlatego rozmowy są bardzo zasadnicze i lakoniczne. Dlatego opis świata jest tak bardzo precyzyjny. Poza nim, wewnątrz portretowanych ludzi, rozgrywa się chaotyczny dramat podążania za oczekiwaniami, których nie spełni ani świat, ani druga osoba tuż obok. Czasem gwarantująca stabilność, czasem rozsadzająca ramy bezpiecznego świata. Nikt nie jest bezpieczny. Każdy też boi się wilka. Zła i niepewności, ale także tej formy bezradności, która nie pozwala się zbliżyć. Do drugiego człowieka i samego siebie.

„Ślady wilka” to powieść o ludziach mierzących się z pewnymi granicznymi dla nich doświadczeniami. Pięćdziesięciolatka pali kartki z pamiętnika zmarłej matki. Nastolatek nie broni swą piersią uciekającej z nim dziewczyny, gdy ta doznaje przemocy seksualnej. Obcy sobie ludzie nie znajdą nici porozumienia, stając wspólnie przed dramatem utraty córki, która wybrała namiastkę wolności. To książka o definiowanej wciąż na nowo bierności wobec zdarzeń, które czynią życie toksycznym. To też przejmująca rzecz o próbach walki o zmianę. O tym, że nie każdy z nas jest w stanie cokolwiek zmienić, ale każdy rozpaczliwie ucieka przed traumą trudnej relacji z drugim człowiekiem. Schimmelpfennig tworzy rozpisaną na wiele ról psychodramę. Jesteśmy jej obserwatorami. Powieść naprawdę ożyje, gdy zaczniemy uzupełniać braki – tony emocjonalne i niuanse wyobcowania. Bardzo wyrazista i przykuwająca uwagę książka.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz