Pages

2017-11-23

„Dzikusy. Tom 2” Sabri Louatah

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 25 października 2017

Liczba stron: 416

Przekład: Beata Geppert

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: Francja w chaosie

Przyznam, że zamykałem pierwszy tom „Dzikusów” z dużymi wątpliwościami, za co tak naprawdę Francuzi pokochali autora cyklu. Poza wyjątkową sprawnością językową i umiejętnym portretowaniem niuansów obyczajowych codziennego życia rodziny Narruszów oraz ludzi znajdujących się w orbicie ich wpływów nie dostrzegałem niczego bardziej przykuwającego uwagę. Po lekturze drugiej części wiem już mniej więcej, dlaczego Sabri Louatah cieszy się tak dużym powodzeniem. Projektowanie wizji przyszłości nie jest w jego przypadku tak bardzo mroczne i pozbawione nadziei jak u Houellebecqa, choć przyznać trzeba, że autor robi wszystko, byśmy się przestraszyli i wpadli w przygnębienie. Myślę, że fraza Louataha jest takim świeżym antidotum na pisanie Houellebecqa, który powoli – jak zauważyłem przy lekturze „Uległości” – zaczyna zjadać swój ogon. Tu mamy do czynienia nie tylko ze śmiałymi wizjami Francji pogrążonej w kryzysie, ale także z różnego rodzaju diagnozami, być może w większości mrocznymi, ale jednocześnie pozwalającymi zadawać liczne pytania, a tego Houellebecq swoim czytelnikom powoli zabrania, kategoryzując i kreśląc portret przyszłości nazbyt wyraźnymi kreskami. U Louataha mamy bardziej szkice. Próby nakreślenia tego, co mogłoby się wydarzyć we Francji, a co w dużej mierze ma już miejsce. Dzikusy” w drugiej odsłonie to dynamiczny thriller polityczno-społeczny, ale przede wszystkim książka doskonale portretująca różnorodność zachowań, emocji i działań oraz niuansująca ludzki strach – przed tym, co nieznane, kiedy kraj zapada się w sobie, i przed tym, co już od pokoleń oswojone, a jednak pokazujące swoje nowe, bardzo groźne oblicze.

Francuzi doceniają wyobraźnię twórczą oraz wielowątkowość opowieści Sabriego Louataha. Będzie z tego na pewno kawał niezłej prozy w kolejnych częściach. Ta druga zamyka się bardzo dynamicznie i z wieloma znakami zapytania, ale w gruncie rzeczy od początku stawia na wątpliwości. Obrazuje ludzi postawionych w specyficznych sytuacjach granicznych, w których dostrzegamy intensywność portretowanych emocji – tych pozwalających na działanie, ale także tych prowadzących do upadku, kameralnych dramatów o ogólnokrajowym charakterze. Tak, zaczynam rozumieć, co ten cykl zrobił ze świadomością czytelniczą Francuzów, i teraz już akceptuję wewnętrznie entuzjazm wokół cyklu. Mam jednak pewne zastrzeżenia do drugiego tomu. W wirze zaskakujących wydarzeń bardzo dynamiczna fabuła zaczyna tracić ten charakterystyczny rys szczegółu, który towarzyszył jej w pierwszej części. Perspektywa życia rodzinnego zamieniona zostaje na szerszy ogląd nastrojów społecznych, pośród których dostrzegamy postępujący upadek morale Narruszów i cierpienia wywołane zaskakującym postępkiem Karima.

Nastoletni Karim będący w poprzedniej książce taką gąbką, w którą wsiąkały poglądy innych ludzi, tutaj jawi nam się jako trybik w machinie sterowanej przez niezwykle groźnie zarysowaną już w pierwszym tomie postać wyrastającą teraz do rangi mrocznego symbolu. To Nazir, który – cytując Marksa – uznaje się tytułowym upiorem nawiedzającym Europę. Śledzenie jego poczynań schodzi na dalszy plan, bo tak naprawdę chcemy poznać motywy postępowania mężczyzny. Louatah daje nam bardzo ograniczony dostęp do sfery jego przeżyć. Każe przyglądać się działaniom, bo głównie na nich oparta jest dynamika tej powieści. Ludzie są tym, co robią, mówią i o czym decydują. Wychodzą na jaw skrywane emocje, za którymi stoją zaskakujące czyny. Francuski pisarz wyjątkowo trafnie obrazuje, czym mogą być ludzka zawiść i zazdrość, bo w całej aferze, która elektryzuje państwo, ważniejsze stają się prywatne gry oraz utarczki ludzi odpowiedzialnych za funkcjonowanie tego państwa.

Wchodzimy zatem do gabinetów i innych pomieszczeń, w których zapadają decyzje kształtujące życie społeczne Francji. Zbliżymy się do politycznych gier, do konfliktów w obrębie służb porządkowych mających inne wizje porządkowania, ale zajrzymy także do celi, gdzie przebywa zatrzymany Karim, oraz do jego domu, w którym samotność matki zderzy się z dramatem jej odizolowania od dziecka. Chłopca stawiającego francuską rzeczywistość w groteskowym i strasznym świetle. Karim zapoczątkowuje ciąg dramatycznych zdarzeń, których przebiegu nie możemy śledzić tak uważnie, gdyż Louatah stawia na sekwencje krótkich, bardzo dynamicznych scen. Ponownie buduje powieść panoramiczną, ale tym razem mocno podkręca tempo. Trzeba zajrzeć nie tylko do pogrążonego w rozpaczy domu Narruszów. Trzeba przyjrzeć się kipiącej od gniewu ulicy oraz pozostać w dystansie wobec poczynań polityków, dziennikarzy, policjantów i tych wszystkich, których obecne doświadczenie chaosu naznacza już na zawsze.

Sabri Louatah odważnie pyta o to, kim się stajemy, kiedy w sytuacji zagrożenia musimy pożegnać się z wszelkimi rodzajami poprawności. Francja w chaosie staje się państwem, w którym więzi międzyludzkie nie wytrzymują prób albo okazują się na tyle toksyczne, by jedna osoba pociągała do odpowiedzialności kolejną. Ale w czasie, gdy kraj nie może normalnie funkcjonować, a zdezorientowani obywatele obserwują doniesienia z działań prokuratury na przemian z palącymi się na ulicach samochodami, niektórzy bohaterowie odnajdują się nadzwyczaj dobrze. Niektórym służą chaos i poczucie zagrożenia ładu społecznego. Louatah fantazjuje o tym, do jakiego momentu w historii demokracji dotarła Francja i jak blisko jej teraz do niezrozumienia choćby najbliższych tygodni czy miesięcy. W to wszystko wplecione dalsze losy Narruszów, sugestywne dylematy Fu’ada – jedynego chyba sprawiedliwego i poczciwego w tej rodzinie, który za wszelką cenę chce uporządkować chaos i zniwelować niepokój cierpiących matek. Tak, Narruszowie przestają się już koncentrować na tym, jak właściwie celebrować rodzinną uroczystość. Po tym zebraniu atomizują się. W ich życie wkrada się trudny do opisania dramat. Cierpią najbardziej ci, którzy przybyli do Francji, by ciężko pracować na świetlaną przyszłość swoich dzieci. Tych dzieci potrafiących zamienić życie własne i całego społeczeństwa w trudny do opisania, ale doskonale wyczuwalny dla każdego koszmar.

Intrygująca jest sieć powiązań między bohaterami, dzięki której iskrzą oni i są bardzo wyraźnymi postaciami pierwszego i drugiego planu. Poza zaciętymi walkami o panowanie nad sytuacją tych, którzy nad niczym przecież nie panują, obserwujemy kameralne dramaty miłosne. Miłość odegra bowiem w tej powieści zaskakująco ważną rolę. Louatah w tym właśnie jest świeży – nie pozostawia nas z grozą i apokaliptycznymi wizjami, łączy z nimi silne i konstruktywne emocje. Czy miłość zwycięży chaos? Ku czemu zmierza Francja z kandydatem na prezydenta będącym w stanie śpiączki klinicznej? Odważna, wyjątkowo różnicująca podziały i świetnie stopniująca napięcie powieść, która zapowiada coraz więcej, coraz bardziej intensywne wydarzenia. Bardzo jestem ciekaw, ku czemu kompozycyjnie i w przesłaniu zmierzać będzie Sabri Louatah w kolejnych częściach cyklu. Ta druga zdecydowanie zaostrza apetyt na więcej, choć nie byłoby ze szkodą dla tego pisania, gdyby okiełznać nieco dynamikę zdarzeń, by nie tworzył się chwilowy chaos… opowiadania o chaosie. Dobre i wyjątkowo zajmujące!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz