Pages

2018-03-07

„Biała chryzantema” Mary Lynn Bracht


Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 6 marca 2018

Liczba stron: 412

Przekład: Janusz Ochab

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Azjatyckie memento

Z omówieniami tego typu książek jest zawsze duży problem. Niewątpliwie ważna tematyka wojennych okrucieństw wobec kobiet w Azji jest tym, co świadczy o wartości tej powieści. Mary Lynn Bracht opowiada o bolesnych doświadczeniach dwóch sióstr rozdzielonych podczas wojny i przeżywających nieopisany ogrom cierpienia. Dlatego „Biała chryzantema” to jedna z bardziej wstrząsających narracji, jakie udało mi się przeczytać. Poza ważnym kontekstem historycznym i istotną rolą publicystyczną jest to jednak rzecz po prostu kiepsko napisana. Główne bohaterki zaprezentowane są jednowymiarowo. Kontrast wyostrza zarówno rysy ich charakterów, jak i wagę doświadczonych traum. Te kobiety cierpią w niewyobrażalny sposób, ale są bardzo statyczne w tym, jak zmagają się z przeciwnościami losu. Bracht stawia na opis cierpienia, ale nie interesuje jej za bardzo psychologiczna złożoność prezentowanych zdarzeń. Niepogłębione są zarówno nakreślane konteksty, jak i postacie drugiego planu; dość kiepsko prezentuje się także emocjonalna sfera tych opowieści. Z mnogości brutalnych zdarzeń wydobywają się bardzo proste konkluzje, a styl opowiadania jest nie tyle uproszczony, ile przede wszystkim słabo odwołujący się do emocji i wyobraźni. Otrzymujemy zatem poruszającą historię opowiedzianą w sposób dość sztampowy. Nie tylko przewidywalny, ale na swój sposób szkolny. Taka ładna, choć przerażająca historia ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Z bohaterkami, nad którymi można zapłakać, ale jednocześnie w uproszczony sposób skontrastowanymi – jedna jest odważna i dzielna, druga zamknięta w sobie i niemogąca dać pozwolenia na to, by skonfrontować się ze swoimi emocjami. Historyczne konteksty robią wrażenie. Bliskość z portretowanymi kobietami już niekoniecznie, bo stale jesteśmy gdzieś obok nich, nie we wnętrzu straumatyzowanej psychiki.

Tytułowy kwiat to symbol koreańskiej żałoby. Wiekowa Emiko nie jest w stanie jej dogłębnie przeżyć. Cały czas skrywa w sobie bolesne tajemnice z przeszłości. A także mierzy się ze wstydem, nie mając tak naprawdę prawdziwego kontaktu z własnym wnętrzem, dzięki czemu mogłaby zdefiniować ów wstyd dokładniej. Emiko przybywa do Seulu, by po raz ostatni wziąć udział w demonstracji mającej na celu wyegzekwowanie uczciwego rozrachunku między Japonią a Koreą w sprawie niezawinionych cierpień kobiet, które w czasie drugiej wojny światowej zmuszane były do świadczenia usług seksualnych japońskim żołnierzom. Chodzi o nabranie wody w usta w jednej z bardziej elektryzujących opinię publiczną spraw. Chodzi o niepisane zasady sankcjonujące wykorzystywanie seksualne Koreanek, które były porywane i pozbawiane wszelkich praw, usługując mężczyznom z wrogiej armii. Taki los stał się udziałem starszej siostry Emiko, z którą staruszka po latach chciałaby nawiązać jakiś kontakt. Nie ma go tymczasem ze swoimi dziećmi. Bracht stopniowo odkryje karty i wyjaśni, dlaczego jej bohaterka utrzymuje córkę i syna w nieświadomości tego, co było haniebną kartą historii ich rodziny. Kolejne pokolenie stara się zapomnieć zarówno o koszmarze drugiej wojny światowej, jak i o koszmarze wojny koreańskiej. Emiko na zawsze została naznaczona obiema tymi wojnami. W jej długim życiu działy się rzeczy niewyobrażalnie okrutne, ale kobieta nauczyła się być wprawna w milczeniu oraz posłuszeństwie. Nie chce, by dzieci były świadome tego, ile bólu w sobie nosi. Nie potrafi zbliżyć się do nich na tyle, by wyrazić, jak bardzo jest dumna, że – w przeciwieństwie do niej – młodzi stale dokonywali własnych wyborów i ukształtowali swoje życie tak jak chcieli.

Niewielki wpływ na kształt swego życia miała pozostawiona przez Hanę Emiko. Dzień, kiedy z plaży zabrał Hanę japoński żołnierz, był jednym z kilku końców, z którymi musiała zmierzyć się młodziutka dziewczyna. Hana miała szesnaście lat, gdy została zmuszona do tego, by udać się z okupantem tylko po to, by ocalić siostrę. Emiko także w tym wieku zrozumiała, czym jest dogłębna samotność. Siostry nie zdążyły się pożegnać. Czego szuka ta młodsza po tak wielu latach od wojennego koszmaru? Czego w czasie wojny doświadczyła Hana i czy jest to w ogóle do opisania, do wyrażenia?

„Biała chryzantema” ściska za gardło. Perypetie Hany to jak wkraczanie w kolejny krąg piekła. Świat widziany oczyma uprowadzonej dziewczyny zaczyna być definiowany przez jej oprawcę i wyzwoliciela jednocześnie. Bracht proponuje nam obraz specyficznej relacji między porwaną koreańską dziewczyną a straumatyzowanym japońskim żołnierzem, którego człowieczeństwo kwestionowane jest tak samo często jak jakakolwiek czytelna definicja relacji łączącej Hanę z Morimoto. Opowieść Bracht staje się dosyć tendencyjna, bo autorka bardzo wyraźną kreską oddziela dobro i zło w człowieku, niemniej zbudowanie niejednoznaczności w wyżej wspomnianych relacjach stanowi ciekawy element powieści. Książki zdecydowanie antywojennej i mówiącej o skali nieopisanego okrucieństwa nie tylko przez pryzmat doświadczeń więzionych kobiet. Bracht pozwala sobie na jasny i klarowny komentarz, gdy opisuje scenę męskiego okrucieństwa. To właśnie robią sobie mężczyźni na wojnie. Tylko tym jest wojna. Bezmyślną i szaloną torturą. Co wówczas, gdy jest to nie tylko tortura ciała, ale odbieranie wolności i tożsamości tylko dlatego, że jest się przedstawicielką tak zwanego wrogiego narodu?

Mary Lynn Bracht komentuje w swojej fikcji literackiej także koreańskie antagonizmy. To Emiko doświadcza bratobójczego okrucieństwa i może je zdefiniować w siatce pojęć starszej siostry, której nie było dane ujrzeć rozpadającej się Korei i momentów, w którym rodak był w stanie pozbawić życia rodaka. Skala kobiecych upokorzeń w tej powieści jest ogromna. Mężczyzna dominuje, zniewala, niszczy, odbiera radość życia. Dychotomia płci czyni z „Białej chryzantemy” powieść chwilami zbyt prostych przesłań, ale jest to niewątpliwie bardzo emocjonalny debiut autorki, która opowiadając historię rozdzielonych i skrzywdzonych sióstr, rozprawia się z bolesnymi sprawami z przeszłości własnej rodziny. Bracht niezbyt dobrze radzi sobie z niuansowaniem nastrojów i emocji, nie potrafi też stworzyć przekonującej bohaterki dynamicznej. Tym niemniej ujmuje bezkompromisowością przekazu swojej książki. Przeraża ogromem przytaczanych zdarzeń, które bynajmniej nie są elementami jej fikcji literackiej. To także ważny i odważny głos w sprawie podmiotowości i tożsamości koreańskich kobiet. Głos w sprawie wojny, która nigdy dla nikogo nie jest wygrana. Samoudręczenie Emiko oraz nadmiernie podkreślana siła woli i chęć przetrwania Hany nie opowiadają historii o wojennych gwałtach w sposób na tyle przekonujący, by pozostał po tej książce ślad inny niż uderzenia opowieściami o niewyobrażalnych zbrodniach. Chciałoby się z tej narracji wydobyć coś więcej niż tylko współczucie. „Biała chryzantema” formalnie rozczarowuje. Jest jednak bardzo czytelną i ważną książką wnoszącą wiele w debatę publiczną o deprecjonowaniu kobiecości – nie tylko w warunkach wojennych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz