Pages

2018-03-09

„Frajda” Marta Dzido


Wydawca: Korporacja Ha!art

Data wydania: 14 marca 2018

Liczba stron: 144

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Miłość i pamięć

Bardzo lubię książki o pamięci. Tej fundamentalnej, która ma porządkować rozumienie spraw wielkich, ale też o tej prywatnej, bardzo kameralnej, igrającej sobie trochę z nami, zniekształcającej czas przeszły, gloryfikującej go, nadającej mu specyficzne znaczenia. „Frajda” to pełna pozytywnego przekazu powieść Marty Dzido. Czytając ją, trochę łapiemy oddech po trudnych wcześniejszych narracjach autorki. Zaskakuje, bo to jakby jej nowe oblicze. A może suma doświadczeń, o których można opowiedzieć dopiero po latach. Wtedy słowa i zdania stają się bardziej adekwatne, są wyraźne i pewne siebie. Wydaje się, że we „Frajdzie” dominują beztroska i nonszalancja, ale to tylko pozory. To bardzo uważne studium tego, jak intensywnie potrafimy żyć, i tego, czym się stajemy, gdy tę intensywność odpuszczamy, z różnych powodów decydujemy się na „wdepnięcie w życie bezpowrotnie”. Przede wszystkim jest to opowieść o czułości, różnych definicjach namiętności i o tym, w jaki sposób upływ czasu traktuje nasze emocje, marzenia oraz naszą wrażliwość. Chce się to czytać i odbiera się bardzo osobiście, bo to taka intymna narracja o niezwykle uniwersalnym charakterze. To historia pierwszej prawdziwej, bardzo silnej i powracającej po latach we wspomnieniach relacji. O związku na całe życie, którego początek pozwalał to życie definiować wyjątkowo dokładnie, w czujności i w poczuciu ważności każdego szczegółu. „Frajda” jest o pamiętaniu, porządkowaniu wspomnień, o silnej więzi erotycznej i mnogości oblicz ludzkiej namiętności.

Ona stara się uważnie go pamiętać. Chce, by nadal miał swoje dwadzieścia lat i nieokiełznaną miłość, którą można skonsumować dzięki szybkim stosunkom, wyrywaniu sobie ciał gdzieś w ukryciu i ukradkiem. Kiedy pisze do niej list pełen wyznań, ona czyta go setki razy. Za każdym razem inaczej. Tak jak patrzyła na niego przy każdym kolejnym spotkaniu, kiedy lato nie miało czasu i kształtu, a emocji się nie nazywało, nie określało charakteru związku, nie dążyło do deklaracji. Ona liczy ich akty miłosne, zapamiętując każdy z nich jako wyjątkową formę poświęcenia i witalizmu. Boi się, że zapragnie go zachłannie, i będzie chciała mieć dla siebie. Tymczasem zostanie dla niej takim, jakim go stworzyła w ich młodzieńczym związku. Ona chce być zależna od wspomnień. Od dotyku i od wszystkich słów, które kiedyś brzmiały naprawdę.

On jest zaborczy i zazdrosny. Najchętniej zabiłby wszystkich, aby pozostali tylko oni. Deklaruje, że bez problemu rozpozna ją za dwadzieścia lat, że jego namiętność nie zgaśnie, że nie podda się rutynie zdarzeń i nie zapomni o szczegółach świata stworzonych przez ich namiętność. Wciąż pamięta o swej niecierpliwej namiętności i zdaje sobie sprawę, że to ona definiowała go przed laty bardziej niż cokolwiek innego potem. On nawet po latach będzie szukał w jej twarzy, gestach i słowach wszystkiego tego, co stanowiło jego punkt odniesienia. Wie, że przeżył coś niezwykłego. Ona jest niezwykłością tego świata.

Nie ma u Marty Dzido ani odrobiny sentymentalizmu. Jej pisanie nie rozbije się o rafę tkliwości. Nie znajdziemy tu niczego, co infantylizuje emocje, ani też żadnej próby ich gloryfikowania. Jest prostota przekazu i pulsujące gdzieś w tle napięcie, jakie stwarzają wspomnienia pięknych chwil i poszukiwania w nich siebie po latach. Portretując związek młodych ludzi, opowiada jednocześnie o ludziach doświadczonych przez życie i konfrontuje ich fantazje z tym, co rzeczywiście miało miejsce. „Frajda” jest pasjonującym dwugłosem. Oboje przypominają sobie te same zdarzenia widziane zupełnie inaczej. Inaczej przeżyte. Wspólna przestrzeń skurczyła się do tych wspaniałych chwil przed laty. Ale trzeba pamiętać. By zrozumieć, czym jest szczęście, co daje drugi człowiek, jaka forma relacji jest najpełniejsza i nigdy nam się w życiu nie przydarzy ponownie. Dzido opowiada o tym, jak wraz z upływem czasu blokujemy swą wewnętrzną wolność i prawdziwy dostęp do własnych emocji. Nie sugeruje, dlaczego to robimy, ale koncentruje się na tym intensywnie przeżywanym życiu, którego fragment na zawsze w nas pozostanie i nigdy się nie powtórzy. A jednak zbuduje nasz życiowy azymut. Bo to książka nie tyle o tym, kim się stajemy, ile o tym, dlaczego stajemy się osobni, wydobywając się – także symbolicznie – z drżących ramion drugiego człowieka, któremu nie możemy poświęcić życia. Autorka podkreśla, że nie pozbywamy się swoich niedoskonałości emocjonalnych, tylko próbujemy je tuszować. Trzymać gardę przed światem, który pozwala nam ujrzeć i poczuć się naprawdę prawdopodobnie raz w życiu. Wtedy gdy obok jest spragnione czułości ciało, jakiemu nie można nie ulec. Wtedy gdy pamięta się tylko doznania ciała mające fundamentalne znaczenie. Rozumiane po latach, ale chodzi też o odczuwanie bez rozumienia.

„Frajda” powraca do czasu, w którym czekało się na przybycie listu, na odpowiednie słowo czy gest. Pisze o czasie cierpliwości. O intensywnym podnieceniu każdego oczekiwania. O tym, że niepewność wywoływała napięcie, ale takie do przyjęcia, ekscytujące i mobilizujące do działania. Marta Dzido opowie o tym, co jej bohaterowie pamiętają, ale także to, co projektują sobie w wyobraźni, kiedy zmuszeni są do konfrontacji z prywatną pamięcią najważniejszego związku życia. Powrót po latach to niekoniecznie odświeżanie wspomnień. To czas spojrzenia na przeszłość, w której zatrzymało się wszystko – tam była naga prawda o czułości, potrzebie zaopiekowania, o chęci istnienia w najbardziej oczywistym ludzkim wymiarze. Ale jest też całkiem sympatyczny i dodający uroku książce dystans do tych pełnych uniesień chwil wyznaczających początki życiowych dróg. Nie można się nie rozkochać w tej prostolinijnej, a jednocześnie tak bardzo wyczulonej na emocjonalne niuanse książce. Nie mogę przejść obok niej obojętnie także dlatego, że w czuły sposób wspomina jednego z najważniejszych dla mnie prozaików, Tadeusza Konwickiego. Ale jest tam dużo więcej niż pamięć oraz idące za nią poczucie strat i specyficznego zysku. Marta Dzido proponuje nam książkę odważnego i mądrego mierzenia się ze swoim bagażem życiowych doświadczeń. Z miłością, której nikt nie nazywa po imieniu. Z poczuciem spełnienia, melancholijną samotnością, z powrotami po latach i opowieściami, dla których czas przeszły stanowi wyjątkową strefę cienia. „Frajda” jest powieścią o emocjonalnych półcieniach, o byciu gdzieś pośrodku drogi i o tym, że znaczymy dla siebie najwięcej dopiero po latach – gdy naprawdę zrozumiemy, kim byliśmy i co sobie przekazaliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz