Pages

2018-03-21

„Krótka wymiana ognia” Zyta Rudzka


Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 14 marca 2018

Liczba stron: 200

Oprawa: twarda

Cena det.: 34,99 zł

Tytuł recenzji: Oddalenia

Naprawdę wbija w fotel. I wcale nie mam na myśli tego, o czym opowiada, ale przede wszystkim jak to robi. Zyta Rudzka stosuje szereg krótkich, rwanych i bardzo zasadniczych zdań. Odziera je z patosu poetyckości – jej bohaterka to poetka – a dosadność pokazuje w niezwykłych połączeniach słów. Ta gra nadaje publikacji zaskakującą formę autotematycznej refleksji nad tym, w jaki sposób i do kogo się zwracać. Skutecznie, bo to książka przykuwająca uwagę w sposób całkowity. Nawet wówczas, gdy wspomina drobiazgi: kształt i konsystencję plwociny, wirowanie worka foliowego na wietrze, odrzuconą prośbę o wzięcie do ust członka byłego męża. Ale ważna jest przede wszystkim dlatego, że mierzy się z nieuprawnionym kulturowo stereotypem odrzucenia tak zwanej kobiety starej, jak również obrazowo ujmuje dramatyczną pogoń matek za córkami w dwóch pokoleniach. „Krótka wymiana ognia” to także rzecz, w której poetyckość idzie na wojnę z tym, co potoczne i prozaiczne w kilku wymiarach. Język tej historii uzasadnia jej wieloznaczność. Pokazuje formę walki z opresyjnym otoczeniem. I własnym wnętrzem bohaterki wydobywającym się ku temu otoczeniu. A do tego potrzebne są słowa. Bardzo mocne i bardzo trwałe.

W życiu Romy Dąbrowskiej niewiele już jest trwałości. Metrykalnie to już zapowiadany rozpad, nie budowanie. Rozpada się ciało, choć umysł cały czas stara się unieść to, co doprowadzało do innych destrukcji w życiu. Do tego, że dzisiaj Roma musi mierzyć się ze specyficzną samotnością i rozczarowaniami. A jednak kobieta zamierza wydobyć z siebie wszystko to, do czego przez całe życie nie miała śmiałości się przyznać. Opowiada o życiowych porażkach, ale pokazuje ich nieprzemyślany wcześniej aspekt. Kiedy na jej drodze pojawia się młodzieniec, jest dla niej tylko zaimkiem, ale takim ciekawym, nieoczekiwanym, prostym do przyjęcia i jednocześnie odrzucenia. Za nim stoją jednak słowa poważniejsze, bardziej zajmujące uwagę. Słowa, w których Roma opowie to, co zaprzepaściła albo naiwnie oddała walkowerem. Tego młodzieńca z przystanku nie zechce oddać tak łatwo. Co jednak się wydarzy?

Bardzo ważna, bo uzupełniająca wiarygodność bohaterki jest narracja jej matki, matulki, złożonej dziś już tylko „ze ścięgien i kości”, a później składanej do grobu. Opowieść rodzicielki to specyficzne odbicie tego, kim jest dzisiaj Roma. Kim się stała, bo taka musiała się stać. Wydobyła się z prostej wsi, od matki wciąż lękającej się przybycia Ruskich. Oddaliła się od wszystkiego, co formowało ją za młodu, uciekając do stolicy. Tam mierząc się ze słabościami, ale także potrzebami własnego ciała. Z ułomnościami, których dzisiaj już nie musi się wstydzić, i z tym wszystkim, czego wcześniej nie pomyślała ani nie powiedziała.

„Krótka wymiana ognia” – jak zasygnalizowałem na wstępie – jest opowieścią o tym, jak matki projektują swoje plany i marzenia, a córki odpowiadają im nie tyle buntem, ile przede wszystkim własnym systemem wartości, który wydaje się matkom złudny. Bo Roma – nie tylko ona, są też tajemnicze wspomnienia jej sióstr – umknęła ze wsi równie nagle i niespodziewanie jak jej Zuzanna, utalentowana pianistka, hołubione dziecko wzbudzające zazdrość i zachwyt innych. Matulki ze wsi nie stać na detektywa, by śledzić poczynania córki. Wie jednak, że ona odeszła definitywnie. A nie dowiedziała się przecież o tylu sprawach. Rodzinne tajemnice są tu jednym ze sposobów budowania napięcia, prawdziwe jednak zderzenia odbywają się w języku. Roma nie może się odnaleźć w tym mówionym, dla niej język to pismo, kształt jej poezji. Matce Romy pozostała tylko oralna forma utyskiwań i rozliczeń. Rozpaczliwe wołania i usprawiedliwianie się ze swych błędów. Roma bierze na siebie wstyd matki, nie mając o tym pojęcia. Jej córka to postać enigmatycznego tła. Żadnej z tych kobiet nie jest dobrze przy pozostałych, ale też łączą je specyficzne więzi. Tworzące trudne do uniesienia kumulacje uczuć, od których jedynym ratunkiem jest ucieczka.

Zyta Rudzka pięknie i czule portretuje męskość. Przez pryzmat swych zaskakująco bezpośrednich potrzeb, ale również w opozycji do tego, co seksualne. Mimo że męskość toczy na kartach tej książki specyficzną walkę, w której kobiecość nie zawsze trzyma gardę. Matka Romy mówi, że „bez chopa smutno”. Mężczyźni w życiu Romy nie pojawiali się, oni nastawali niczym powtarzalne pory roku. Każdy skupiony na sobie i tak zupełnie niewrażliwy na swą obserwatorkę. A przecież każdy był jej, potrafiła przyjrzeć mu się naprawdę uważnie, nadać specjalne znaczenie słowu „mój”. I przywiązać do siebie. Przede wszystkim Mateusza, który pozostał najdłużej. Gdy ona pisała wiersze, on wykopywał z ziemi ludzkie szczątki. Ona pozwoliła mu odejść, on nie zezwolił jej na odnalezienie z nim nici porozumienia. A jednak na zawsze pozostał jej. Ze swymi wszystkimi niedoskonałościami, do których bohaterka porównuje własne niedoskonałości. Dziś jest już przecież sumą doświadczeń, przeżyć, emocji, wątpliwości i rozterek. Dziś to tylko mroczne memento, bo coraz mniej przed nią świadomego życia. Czy jednak przeżyła je w pełni świadomie?

„Krótka wymiana ognia” to opowieść o odwadze konfrontacji ze sobą i o tym, jak ogromne znaczenie mają dla nas ludzie, którzy się przysiądą, zagadają, spojrzą w specyficzny sposób czy podzielą się czymś. Może miłością? To towar deficytowy. Nie miała go w nadmiarze matka, nie ma też Roma. Co z Zuzanną? Wiemy tylko tyle, ile możemy podejrzeć, podsłuchać. Bo z drugiej strony to dość zagadkowa historia o niespełnionych oczekiwaniach oraz o nieposłuszeństwie względem samego siebie. Rudzka fantazjuje o tym, co bezpowrotnie przemija i odbiera nam cząstkę nas, ale także o tym, z czym stale nie mamy kontaktu, i nawet śmierć nie wybawi nas od tego, że bywamy życiowymi dyletantami. To także polifoniczna opowieść o napięciach między płciami i o warunkowaniu bliskości płci. Wydobywa się z tego trochę moralitet, trochę autoironiczna historia zdobywania tego, na co jeszcze mamy czas i możliwości, by to zdobyć. To jednak przede wszystkim książka o pamięci i ludzkiej niedoskonałości. O tym, jak przeradzają się one w coś zaskakującego, dają siłę i odwagę samostanowienia. Zyta Rudzka opowiada o czasie, w którym kobieta głównie się boi. Jej kobieta będzie odważna. Wydobędzie się z „samoobcości”, pozna siebie naprawdę. Z podniesioną głową. Może świat okaże się czymś innym niż poetyckim kalamburem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz