Wydawca: JanKa
Data wydania: 9 marca 2018
Liczba stron: 244
Oprawa: miękka lakierowana
Cena det.: 30 zł
Tytuł recenzji: Czas, kobieta, pożądanie
Rzadko zdarza się taka
książka, tak pozostawiająca w zdumieniu, tak wymagająca podczas czytania, tak
inteligentnie igrająca z czytelnikiem oraz jego percepcją. To dwa opowiadania,
które pozornie są od siebie całkowicie różne. W tematyce, stylistyce opowieści,
w konstrukcji fabularnej i przesłaniu. Autor pozostawia jeden czytelny łącznik
między tekstami, którym są powtarzające się imiona bohaterów, ale to jedyne, co
daje nam pewnego, czego się można uchwycić w tradycyjnej interpretacji, takim
prostym odbiorze tej narracji, jej przesłania. „To, co zostaje” to bardzo inteligentna fantazja na temat tego, czego
nam brakuje w sferze emocjonalnej, kogo poszukujemy jako zamiennika braku, a także o
tym, kim się stajemy w takich poszukiwaniach. Wojciech Pieniążek unika
spektakularnych wolt fabularnych. Stawia na interpretacje, a nawet na
niuansowanie ich. Otrzymujemy dwa teksty, gdzie ukryło się mnóstwo nawiązań i
asocjacji, których genezy możemy się nie doszukać – przez mnogość, ale też
zawoalowanie. To wspomniana gra z czytelnikiem, ale także autoironiczna
igraszka pisarza z własną wyobraźnią i erudycją. Nie jest to łatwe w odbiorze,
ale pozwala się oswoić, jeśli podejmie się wysiłek uważnego czytania.
Opowiadanie o ludzkich namiętnościach w półtonach niedopowiedzeń i w licznych
aluzjach do literatury, filozofii, ale też muzyki daje ostatecznie obraz książki,
dzięki której uzyskujemy coś tylko wówczas, gdy damy też coś z siebie. Uwagę i
otwartość. Specyficzna składnia oraz fraza narzucą już potem rytm wędrówki
przed te dwa teksty. Pieniążek sporo ryzykuje taką formą, bo oferuje zagubienie
i rozpacz. Ale o tych dwóch stanach emocjonalnych także opowiada. I nie tylko o
nich. także o dwóch różnych wizjach tego, czym jest upływ czasu.
To
bowiem dwugłos w sprawie pewnej gładkości przemijania. Autor w specyficznym
rytmie długich zdań zdaje się zachowywać sytuacje i przemyślenia, na które
realnie potrzebne jest kilkanaście sekund, ewentualnie kilka minut. Z jednej
strony buduje przez to dość skomplikowane dygresje, z drugiej jednak – potrafi
zaczarować czas, nadać mu inne znaczenie. Co więcej, zbudować
pewną czytelniczą teraźniejszość, która spaja dwa pozostałe czasy. Bohaterowie
tego raczej nie doświadczają, intensywnie skupieni na swoim „teraz”, ale
czytelnik towarzyszy im na nieco innych warunkach, w nieco innej logice i innym
stylu. Pieniążek opowiada o tym bolesnym tragizmie czasu przeszłego, który
potrafi odbierać i bywa okrutny, ale jednocześnie mówi też o roli przypadku
ingerującego w historię. Opowiada dwie różne historie utrat. Konfrontuje to z
utratami, jakie zawsze towarzyszą upływowi czasu.
„Porucznik Golicyn” to tekst
mniejszych rozmiarów, ale bardzo specyficzny. Autor w wywiadzie wspomina, że
inspiruje go Iwaszkiewicz, i w jego duchu stworzył opowieść o pewnym rozszarpanym między dwóch najeźdźców miasteczku
o enigmatycznej nazwie Posługa. Oddanie hołdu Iwaszkiewiczowi wyszło tu dużo
lepiej niż w „Miłości” Ignacego Karpowicza. Nie chodzi bowiem o frazę i relacje
między bohaterami, ale o specyficzny klimat niedopowiedzeń. Sporo ich tutaj.
Wszystko skoncentrowane wokół kobiety. Tej, która stoi w ciemnoczerwonej
sukience w oknie plebanii? Obserwujemy skomplikowane relacje, które budują
wizerunek mistycznych trochę bohaterów usiłujących z okrucieństwa dogorywającej
drugiej wojny światowej wydobyć coś bezbolesnego i trwałego dla siebie. Są
emocje, są różne oczekiwania, jest czytelnie wyeksponowany motyw kobiecości w
kilku funkcjach… i pozostają fantazje. Jest ich więcej, dużo więcej w drugim
tekście. Szeroka perspektywa oglądu i zmieniające się punkty widzenia
zastąpione zostaną neurotycznym monologiem pewnego mężczyzny muszącego się
spowiadać – kobiecie! – ze swych czynów, które doprowadziły do zbrodni.
„Pompes funèbres” to tekst
dużo bardziej swobodny, nasycony licznymi odniesieniami, dekonstruujący mit
jako opowieść i zderzający się z pewnymi nakreślanymi dyskretnie kwestiami
antropologicznymi. Nade wszystko jednak jest to świadectwo emocjonalnego upadku
męskości. Narrator – doświadczony życiem intelektualista – z pewną dozą
goryczy, cynizmu, ale też ironii spogląda wstecz i poszukuje odpowiedzi na
pytanie o to, w jaki sposób wpłynęła na jego myślenie i działanie znajomość z
kobietą oddającą swe wdzięki za pieniądze. Autor wkłada w usta swego bohatera
dużo bardziej dosadne określenia, ale każdy wulgaryzm jest u Pieniążka
wyjątkowo dobrze przemyślany, w związku z tym docieranie do wulgaryzacji języka
i myślenia jest także pewnym etapem rozpoznania wewnętrznego – gdzie mężczyzna
widzi siebie i lepiej dostrzega konteksty towarzyszące fatalnemu zauroczeniu.
Niezwykła znajomość. Ona prostytuująca się, on wspominający czas pracy w branży
reklamowej. Oboje oferują światu złudzenia. Sobie także. Wszystko ich dzieli,
tak wiele połączy. Co jednak stanie się ze zdystansowanym wobec rzeczywistości
uciekinierem z Wrocławia, który uświadomi sobie, w jak zaskakujący sposób i w
kilku znaczeniach stał się tak zwanym mężczyzną domowym?
„Pompes
funèbres” opowiada o wszystkich męskich bolączkach wywołanych obecnością
kobiety, nad którą nie można panować, nie można jej zdobyć, nie można także
zbliżyć się do jej systemu wartości i zaingerować weń. A przecież Pieniążek
portretuje mężczyzn zdobywców. Czasem w groteskowym płaszczu szowinizmu, ale
zawsze rozpaczliwie pragnących czegoś, czego nie może im dać obiekt pragnień. W
tym rozumieniu bohater drugiego opowiadania przygląda się sobie i swemu
egzystencjalnemu umęczeniu, a mężczyźni z „Porucznika Golicyna” mogą jedynie
poddać się emocjom, których nie analizują, ale są równie zdesperowani, by
zdobyć coś, co da im emocjonalną satysfakcję. Należy jednak pamiętać o tym, że –
posługując się metaforą przekształcania czasu i „przepowiadania opowiedzianego”
– Wojciech Pieniążek konsekwentnie pisze o utratach, nie zaś zyskach. O
mężczyznach uwikłanych w relacje z kobietami, z których wydobywa się jedynie
utrata pewności siebie, satysfakcji zdobywania. W relacjach damsko-męskich
ukryta jest ścieżka interpretacyjna czasu jako zguby i zbawienia. Jest to
skryte w wielu niedopowiedzeniach albo żartach – lingwistycznych przede
wszystkim – samego autora, który potrafi być rubaszny, ale przede wszystkim
trzymać nas w pewnym dystansie do opowiadanych historii.
„To,
co zostaje” to intrygująca, rozpisana na dwie narracje opowieść o pożądaniu
jako towarze przechodnim oraz środku płatniczym w relacjach międzyludzkich, ale
także o tym ucieleśnieniu miłości, które trudno jest zdefiniować, a które
wybiega poza instynkt i jego zaspokojenie. Pierwsze opowiadanie
dyskretnie sugeruje pewne rozwiązania i filozofię. Drugie, bardziej dynamiczne
i dosadne, komponuje się z pierwszym na zasadzie specyficznego kontrastu. W
zasadzie to zastanawiałem się nad tym, czy sugerowana tu dychotomia płci ma
jakoś na serio wskazywać odbiorców wśród czytelniczek czy czytelników. Myślę,
że to książka dla każdego, kto czasem nie jest świadom tego, jak wiele traci -
nie mogąc realizować własnych pragnień albo potrzebując potwierdzenia i
kontekstu, by wyjść im naprzeciw. To też rzecz o samotności jako konsekwencji
niepodejmowania walki, by spełnić marzenia oraz pragnienia.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz