Wydawca: Znak
Data wydania: 28 lutego 2018
Liczba stron: 208
Przekład: Marta
Szafrańska-Brandt
Oprawa: miękka
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Miłość i śmierć
Powieść Tomása Gonzáleza to
ujmująca etiuda o tym, co w życiu najbardziej odczuwalne – ogromie spełnionej
miłości, niemożliwości znoszenia bolesnej śmierci, oswajaniu samotności. To
taka książka do przeczytania, przeżycia i być może przepłakania podczas jednego
wieczoru. Kolumbijski pisarz ujmuje delikatnością, gdy rozprawia o rzeczach
ostatecznych i okrutnych, a także niezwykłą wrażliwością, budując figurę
bohatera malującego obrazy, a w nich świat we właściwym kształcie, kiedy
jeszcze ten kształt posiadał. Czyta się „Trudne
światło” z przekonaniem, że oto wkraczamy w intymne życie kogoś, kto nas
łagodnie tam zaprosił. Ta skromna i pełna melancholii książka tworzy
jednocześnie uniwersalny wizerunek człowieka oddanego miłości i porządkującego
resztę życia, w której może już tylko tkwić wraz z jej odbitym blaskiem.
Zawsze przychodzi ten czas, kiedy musimy się skonfrontować sami ze swoimi
emocjami. Dla bohatera książki nadchodzi może zbyt wcześnie, ale na niektóre
konfrontacje nigdy nie jesteśmy gotowi.
David w jesieni życia
powrócił do rodzinnej Kolumbii. Opiekuje się nim specyficzna kobieta – istota
wnosząca do jego domu powiew życia, z którym David być może już się pożegnał.
Nieznająca zasad ortografii, ale doskonale rozumiejąca nastroje i stany
emocjonalne mężczyzny. A przecież wydaje mu się, że już nikt taki nie pozostał.
Żona, z którą spędził połowę wieku, odeszła niedawno i wciąż na nowo przypomina
o sobie bezgraniczną pustką, w jakiej trzeba się odnaleźć. Dwaj synowie wyszli
naprzeciw życiu dumnie i z nieokiełznanym apetytem na nie. Mają się dobrze.
Jednemu nie było dane mierzyć się z wyzwaniami codzienności, albowiem to
codzienność postawiła przed nim wyzwanie przypadku. A wraz z nim ból. Ból,
którego nie sposób było znieść. David ma przed oczami kalekiego syna marzącego
jedynie o tym, by niczego nie czuć. Ta silna relacja emocjonalna przeradza się
w relację próby. David i jego żona muszą pogodzić się z decyzjami Jacobo.
Zaakceptować jego wybór. Pożegnać go godnie.
Drugie odejście w życiu
bohatera odbiera mu nie tyle tożsamość, ile przede wszystkim oddech i poczucie
bycia komuś potrzebnym. Sara porządkowała dom i codzienne życie. Była zawsze.
Pewna, skupiona na Davidzie, doskonale go rozumiejąca, wzmacniająca wzajemny
szacunek w związku. Była może lepszym odbiciem tego, który w lustrze widzi dziś
tylko siebie, samotnego blisko osiemdziesięciolatka. Sara odeszła inaczej niż Jacobo, ale to nie znaczy, że David był gotowy
na pożegnanie. To właściwe – z synem i z żoną – przeprowadza na kartach tej
przejmującej książki. Będzie to bowiem opowieść o pamiętaniu. O związku życia z
różnego rodzaju bólami – w każdym ich znaczeniu.
David przyjmie tezę, że świat bez smutku jest niepełny. Dopełnią się jego
przeżycia i doznania, jeśli zacznie porządkować czas miniony, a w nim cudowne
życie sfinalizowane wyobcowaniem.
Kilka przestrzeni czasowych
pulsuje u Gonzáleza swoim rytmem. Sposób opowiadania o zdarzeniach zmienia się,
fraza dynamizuje się w bardzo charakterystyczny sposób, a jednak ma w sobie coś
poetyckiego, niespiesznego. Bo przecież wszystko, co miało się wydarzyć, już
się wydarzyło. Dzisiaj pozostaje świat, którego kontury się zacierają dla
Davida. Udręki tłumione są kolejnymi dawkami klonazepamu, ale pamięć wciąż filtruje zdarzenia w taki
sposób, że rany się otwierają, gdy jest to niepotrzebne, gdy trzeba wszystko
uporządkować. „Trudne światło” to
rzecz o zmieniającej się percepcji. Bohater z lupą odcyfrowuje znaki, które
wcześniej były czytelnymi drogowskazami. Tracąc wzrok, staje się jakby
czujniejszym, uważniejszym obserwatorem tego, co jest wokół niego. Nie widząc
wyraźnie, stara się nadać wyrazistość czasowi minionemu. Zmierzyć z
krańcowymi doświadczeniami, które bolą wciąż na nowo. Oswoić życie w smutku. To
niewielki rachunek za to szczęśliwe, które wiódł u boku Sary. A jednak pora
przykrego rozliczenia z własnym jestestwem i swoimi potrzebami nadchodzi
bezkompromisowo. David czuje, że musi udźwignąć ciężar zamkniętego życia, w
którym czuł się spełniony. Pożegnać martwych i nadać dalszemu życiu sens. Jakkolwiek byłoby to niemożliwe.
Ta kameralna opowieść
pięknie obrazuje, w jaki sposób funkcjonowała dobra rodzina, i potem w równie
ujmujący sposób prezentuje, co się z tą dobrocią działo, kiedy do relacji
wdarły się niespodziewane okrucieństwa i zawirowania losu. González tworzy intymny pamiętnik. Jego bohater z jednej strony chce
uciec od przeszłości, z drugiej jednak – nie ma niczego poza nią, stamtąd się
wydobył, tam kochał, a potem żegnał ukochanych. Nie ma już żadnego „później”.
W czasie przyszłym może zapaść tylko mrok. Odsłaniane jest za to wszystko, co
nie zostało dostatecznie przeżyte lub zapamiętane. A za tym idzie nostalgia.
Bardzo pięknie sportretowana.
„Trudne światło” to opowieść
o różnych obliczach smutku. O tym, jak bardzo może być różnorodny, a także zmienny.
W jaki sposób odmienia życie i kiedy je determinuje. Nie ma w tej narracji
żadnego zbędnego słowa czy zdania. Kolumbijski
pisarz doskonale wie, jakie proporcje zastosować i jak pisać o przygnębieniu,
by uratować czytelnika przed jego przeżywaniem. Bo to jedna ze smutniejszych
książek, jakie ostatnio czytałem (po „Człowieku tygrysie” Kurniawana), a
jednocześnie opowieść, z którą nie chce się rozstawać, która bardzo mocno do
siebie przywiązuje, nie epatuje cierpieniem, nie czyni z siebie przyczynku do
łatwych wzruszeń. Tomás González wie, że smutek to jedno z oblicz ludzkiej
egzystencji. Wie, jak go niuansować, w jaki sposób zbliżyć nas do udręczonego
bohatera, ale jednocześnie od niego nie odstraszyć, bo każdorazowa próba
zbliżania się do smutku i melancholii niesie ze sobą ryzyko szybkiej od nich
ucieczki. Autor opowiada także o czułości pamięci i zestawia z nią okrucieństwo
pustki wokół. To, co było, odbiera się w jednych rejestrach smutku, a to, co
jest, w innych. To siła tej skromnej książki. Moc jej oddziaływania bez
manipulacji i narzucania tego, co i jak się przeżywa.
Metafora definiowania świata
przez obrazy, które maluje David, to też interesująca rozprawa o tym, na jakie
szczegóły zwraca uwagę ktoś spragniony przestrzeni oraz światła. Jedno i drugie
zaczyna zanikać. To dodatkowy dramat bohatera będącego artystą. Człowieka
skupionego przede wszystkim na tych pierwszych i najważniejszych dla każdego
relacjach. Okaleczonego przez ich brak i niezdolnego już do malowania. Tomás
González pięknie opowiada o tych momentach naszego życia, w których musimy
zaakceptować ostateczne koniec, zmianę i pozostający po tym ból próżni. Żadne
ze słów tej powieści nie znajduje się jednak w próżni semantycznej. „Trudne
światło” to książka wymagająca, ale jednocześnie bardzo łatwo przekonująca do
swojego mrocznego przesłania. Może dlatego, że czyni je tak pięknie ludzkim.
Nie zgadzam się, przesłanie tej książki wcale nie jest mroczne.
OdpowiedzUsuń