Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 23 maja 2018
Liczba stron: 272
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Upokorzenia
Niesamowicie pozytywne
zaskoczenie! Po debiucie Natalii Fiedorczuk, który doczekał się wielu
wyróżnień, a w którym nie odnalazłem ani niczego odkrywczego, ani też nowego,
otrzymałem coś zupełnie innego. Książkę, po której lekturze trudno dojść do
siebie. To jedna z tych pozycji, o jakich mogę nieelegancko powiedzieć, że mnie
sponiewierały. I wcale nie chodzi o to, że Fiedorczuk buduje tym razem bardzo
spójną i zamkniętą całość. Nie chodzi też o to, że ukazuje problemy zamężnych kobiet
i matek w jakimś zaskakująco nowym świetle. Nie, chodzi o konstrukcję tej
książki, jej sugestywny ładunek emocjonalny i może także o to, że autorka nie
popełnia już błędu z „Jak pokochać centra handlowe”, czyli nie tłumaczy, co
napisała i jak należy to rozumieć.
„Ulga”
jest wyjątkowo gęstą, przejmującą i niebywale smutną narracją. Depresyjną
nawet, bez możliwości znalezienia wyjścia z emocjonalnych impasów bohaterek.
Natalia Fiedorczuk opowie o kobiecych rozczarowaniach, deficytach pragnień i
oczekiwań, ale przede wszystkim o tym, czego unieść nie sposób, a kobiety
jednak muszą to znieść, muszą zmierzyć się z tym intymnie, w samotności.
Fronty walki o godność, poczucie zauważenia i docenienia to jedno. One tworzą
czytelną i oczywistą strukturę fabularną tej powieści. Mnie natomiast
zainteresowało wszystko to, co nie jest opowiedziane. Ta sfera emocji, której
nie udaje się zwerbalizować. I – jak zawsze przy tak skonstruowanych narracjach
– losy tych, których już nie ma, odeszły z żalem i frustracjami. To babka i
matka głównej bohaterki. Pierwsza zniosła życie u boku opresyjnego mężczyzny,
druga się od niego uwolniła. Pierwsza wiodła długą egzystencję naznaczoną
wiecznie niespełnionymi pragnieniami i lękiem, druga podjęła ryzyko, a potem
postanowiła poszukiwać tytułowej ulgi w środkach chemicznych, które zawsze
przecież są równią pochyłą.
Karolina musi zmierzyć się z
tymi dwoma odejściami. Pierwsze zaskakuje ją wówczas, gdy przebywa w Niemczech
na stypendium i aktualnie mierzy się z pierwszą emocjonalną zawiłością w swoim
życiu. Fascynujący ją Johan nie unosi ciężaru odpowiedzialności za bliskość.
Jego deklaratywne „chciałbym cię znać” roztrzaskuje się na bruku emocjonalnej
codzienności. Karolina nie jest zżyta emocjonalnie z babką, ale łączą ją silne
więzy z matką. Także z jej wieczną biedą, rozgoryczeniem, ze złością i chęcią
kontrolowania życia córki. Kiedy Weronika odchodzi, Karolina przejmuje część
jej złości. Matka jak zawsze zrobiła coś, co spowodowało niepotrzebne
zawirowanie w jej życiu. Córka jest zła z powodu kolejnej wyrwy emocjonalnej.
Odejście jest trudne do przeżycia. Samodzielne trwanie w tyglu obowiązków żony
i matki okazuje się jeszcze trudniejsze.
Natalia
Fiedorczuk obrazuje dwie bohaterki, dla których małżeństwo staje się układem
zależności i sferą pewnego rodzaju zadaniowości – ma być wykonane to, co
konieczne. Obok tego – kilka warunków podległości, bo życie rodzinne ma się
toczyć wyznaczonym rytmem. Wszystko, co robi lub czego podejmuje
się mąż, musi być skonfrontowane z planowanym stylem życia żony. Dwie sąsiadki
zagubione w sferze własnych emocji przeżywają wyjątkowe formy odrzucenia i
wyobcowania. A może jednak Fiedorczuk opowiada o czymś zdarzającym się bardzo
często, jednak słowami wyjątkowo zapadającymi w pamięć i obrazującymi dramaty
kobiet z kilku perspektyw. Dlatego „Ulga” jest tak przejmująca. Nie chodzi
przecież o to, że kobietom jest źle, ale głównie o to, dlaczego jest źle i co
warunkuje to pełne poświęcenia i goryczy trwanie na stanowisku, które przecież
wcześniej było określonym i wymarzonym celem.
Macierzyństwo jest tu równie
trudne jak to opisane w debiucie autorki. Tym razem jednak kwestie związane z
nim schodzą na drugi plan, choć nie sposób nie zauważyć kumulacji dramatyzmu,
gdy Fiedorczuk opisuje kolejne utracone przez Karolinę ciąże. Dziecko
pozostawia za sobą skansen przedmiotów, na których obraz zwróciła uwagę Justyna
Sobolewska, udowadniając, że „Ulga” atakuje nas sugestywnymi scenami. Dla mnie
najbardziej przejmująca była ta w szpitalu po poronieniu. Niebywale szokujący,
a jednocześnie obraz upokorzenia zaprezentowany w bardzo prosty, nonszalancki
wręcz sposób. Tak, kobiety w „Uldze” są
upokarzane i nikt nie potrafi pokazać im drogi wydobycia się z kumulowanego
wstydu, bezradności osoby skazanej na bycie kimś określonym, nadpisanym,
społecznie ukształtowanym w normach, nakazach i zakazach. Same muszą szukać
tytułowej ulgi i Fiedorczuk ukazuje bezradność, jaka im wtedy towarzyszy.
Karolina czy Alicja to nie są klasyczne ofiary, którym należy współczuć. To
jednostki wyjątkowo zagubione w sobie, skonfrontowane z opresyjnym otoczeniem,
z nieodpowiednimi mężczyznami, z zależnościami mającymi charakter konfrontacji.
„Ulga” opowiada o tym, jak wielka osobność i samotność mogą czekać każdą
kobietę, której życiowe priorytety zamienią się w koszmar niespełnionych
pragnień. Fiedorczuk doskonale niuansuje, jak postępuje wyobcowanie, co stoi za
jego siłą, jak kompulsywnie kobiety rzucają się do ucieczki przed bezradnością
i jak bardzo w niej toną pozbawione wsparcia nawet siebie nawzajem.
Niezrealizowane, osaczone,
minimalizujące emocjonalne ryzyko podjęcia jakiejkolwiek ważnej decyzji –
bohaterki książki nie są w stanie uporać się z narastającymi problemami,
których nie będą w stanie zwerbalizować. Nałogi czy wiara okazują się iluzjami,
nieporadnie używanymi narzędziami zastępowania bezradności. „Ulga” jest także powieścią o goryczy
poświęcenia, którego nikt nie jest w stanie docenić. O tym, że kobiety swoje
neurozy i bolesne doświadczenia muszą skrywać gdzieś głęboko w sobie, bo nie ma
warunków, okoliczności i możliwości, by opowiedziały swój ból, nakreśliły
granice prywatnych dramatów. Dlatego tym razem narracja Natalii Fiedorczuk
bardzo do mnie trafia i mocno przekonuje. Nie jest sztuką zaprezentować
bohaterkę bezradną wobec okoliczności życia. Sztuką jest sportretować tę niemoc
głęboko, dojrzale, z jednoczesną empatią oraz marginesem błędu, bo przecież
cierpiące bohaterki same do końca nie potrafią zdefiniować, co im najbardziej w
życiu szkodzi.
Świetna, zapadająca w pamięć
książka. Krótkie, mocnej struktury zdania. Pułapki i rozczarowania portretowane
jako swego rodzaju wyzwania. I stała potrzeba poszukiwania ulgi. Fiedorczuk
pisze doskonale, nie buduje prostej dychotomii katów i ofiar. Sięga głębiej –
portretuje pejzaż emocjonalny ofiary. Kto jednak jest odpowiedzialny za
poczucie skrzywdzenia? Komu można się z niego zwierzyć, kto cokolwiek z tym
zrobi? Czy ulga od niespełnionego życia w ogóle jest możliwa?
Jestem pod wrażeniem Twoich recenzji. Są dogłębne i wyczerpujące. Pozdrawiam imiennika !
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco! Chyba również pozwolę Fiedorczuk na sponiewieranie:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100% z tym co Pan tu napisał. To naprawdę świetna powieść, pochłonęła mnie całkowicie. Chyba nie umiałam tak umiejętnie opisać swoich przemyśleń na jej temat. Doskonała recenzja. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńpozwolę się ZGODZIĆ DZISIAJ z Autorem :)
OdpowiedzUsuń