Wydawca: Czarne
Data wydania: 16 sierpnia 2018
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: W imię miłości
Widzimy je, ale nie
zauważamy naprawdę. Są obok, ale jakby przezroczyste. Współczujemy, jednak nie
rozumiemy. Dostrzegamy determinację działań, jednak nie ujrzymy skrytych pod
nią łez. Przyglądamy się, oceniamy, staramy dopasować do swojego modelu
patrzenia na życie. Zdrowe życie. A one nie tyle są inne, ile przede wszystkim
osobne w swym ogromnym cierpieniu na co dzień. Matki dzieci niepełnosprawnych.
Matki osób, którymi trzeba będzie zajmować się do śmierci. Każdego dnia. Bez
przerwy. To im poświęcił swoją wstrząsającą książkę Jacek Hołub. Książkę
stworzoną z wyznań. Trudnych opowieści kobiet, które walczą o to samo, co ich
dzieci, czyli o godnie przeżyty kolejny dzień. Tytuł odkrywa bolesną, wstydliwą i trudną do zaakceptowania myśl. Nie
dla nich samych. Połączonych mimo wszystko czymś, z czego dobrze zdają sobie
sprawę – ogromną i bezwarunkową miłością, która nie baczy na trudności, wciąż
jest taka sama, wciąż gotowa do obrony dziecka przed cierpieniem i trudnościami
codziennego życia.
Nie da się czytać tego
reportażu bez emocji. Nie chodzi już nawet o ten ogromny ładunek traumy, o
jakiej zwykle nie mamy pojęcia, jeśli nie przyjrzymy się codzienności matek
zmagających się z trudami życia niepełnosprawnego dziecka. Chodzi także o liczby
i wyliczenia. To 153 zł dodatku pielęgnacyjnego. Miesięcznie, na to całe
nieszczęście i bolesną codzienność. Za 153 zł zrobimy zakupy na weekend,
prawda? One mają w tej kwocie zdziałać cuda. Są też inne, także śmieszne,
porządkujące w jakiś tragikomiczny sposób życie naznaczone wyjątkowym
cierpieniem. Oczekiwaniem na coś lepszego, ale także momentami zwątpienia. Bo
czasem nie ma już siły. Niekiedy – czego nie chcą przyznać przed samymi sobą –
zaczyna brakować nadziei. Samozaparcia, by walczyć za siebie i dziecko.
Pogodzenia się z rezygnacją ze swojego życia, bo jest się tylko dodatkiem do
życia cierpiącego potomka.
„Żeby
umarło przede mną” to książka, do której pełnego zrozumienia potrzebne będzie
oswojenie takich pojęć jak stwardnienie guzowate, zespół Retta czy hipoplazja.
Lecz pośród tych pojęć, o których zazwyczaj niewiele wiemy, pojawia się to, co
wspólne – świadomość, że walka o przetrwanie jest wyjątkowo bezkompromisowa. Że
toczy się ją na wielu frontach: z samą sobą, z ludźmi wokół, instytucjami czy
ze służbą zdrowia. Ale najważniejsza walka to walka dziecka o to, by godnie
przeżyć kolejny dzień. Pośród bólu, którego nie sposób wyrazić. W bezradności,
której rozmiaru nie można nawet określić, jednak Jacek Hołub słucha bardzo
uważnie, dokładnie notuje, proponuje nam pewną wykładnię tej bezradności.
Opowiada jednocześnie o słabościach i o sile. O kobietach wciąż gotowych na
jakiś dramatyczny przełom, wciąż żyjących w różnego rodzaju lękach, wciąż
zdanych na swój instynkt macierzyński, bezwarunkową miłość do chorej istoty,
której nic i nikt nie jest w stanie obronić przed trudnościami świata.
Mają różne imiona, różne
statusy życiowe. W różnym wieku rodziły i różnie też ułożyły im się relacje z
partnerami, którzy albo mocno wspierają, albo też wypierają się
odpowiedzialności za niepełnosprawność. O niepełnosprawności swoich dzieci
dowiedziały się w różnych okresach ich życia. Każda z nich zmierzyła się
najpierw z niedowierzaniem, potem z rozpaczą, a następnie z przypływem
witalnych i emocjonalnych sił potrzebnych do walki. Wszystkie w różny sposób
odniosą się do prawa do aborcji dla kobiet rozumiejących, że wychowywanie ich
dziecka będzie po prostu walką o przetrwanie w warunkach, które przetrwaniu nie
sprzyjają. Obcesowość, dyletantyzm, nieczułość – to cechy służby zdrowia w
kraju, gdzie otacza się troską życie nienarodzone, a po narodzinach nie zwraca
uwagi na niepełnosprawność i idące za nią konsekwencje. Matki zwierzające się
autorowi, że na jakimś etapie swojego życia przestały wierzyć lekarzom i bały
się nietrafionych diagnoz. Skonfrontowane z sytuacjami tak granicznymi jak
propozycja oddania dziecka do ośrodka opieki. Są w bardzo trudnej sytuacji materialnej, ale także emocjonalnej – z
ogromnymi deficytami uczuć, których nie zaspokoją, bo nie mają na to czasu ani
możliwości. Z jednej strony niepełne jako ludzie, z drugiej jednak – wyjątkowo
silne, mocne taką kobiecą determinacją, matczyną potrzebą zbawienia swoich
nieszczęśliwych dzieci. To zbawienie musi przyjść za życia, bo one nie mogą
umrzeć przed swoimi dziećmi. Niebywałe jest to, w jak ogromnym napięciu muszą
żyć każdego dnia. To napięcie świetnie oddają poszczególne rozdziały, a Hołub
tak prowadzi rozmowy, że jest ono dodatkowo niuansowane, jeszcze mocniej
przemawiając do wyobraźni czytelnika.
„Żeby umarło przede mną” to
świadectwo gorzkich konfrontacji ludzi w potrzebie z kostycznymi instytucjami,
które nie są w stanie choć częściowo zaspokoić potrzeb. To opowieść o
zderzeniach wynikających z potrzeb i oczekiwań oraz sposobu, w jaki funkcjonuje
w Polsce pomoc dla niepełnosprawnych. To także książka o tych milczących, niepełnosprawnych
dzieciach niezdolnych wyrazić swoje uczucia i emocje. Można je odczytać przez
pryzmat zwierzeń matek. Czasem potrafią wejść do głowy i serca dziecka,
odczytać każdy, najmniej zauważalny nawet sygnał skargi bądź wdzięczności. Ale
wydaje mi się, że najmocniej oddziałuje na wyobraźnię to, z jak wieloma
niepewnościami matki tych dzieci są w stanie szybko się rozprawić. Bywają z
siebie dumne i szczęśliwe. Niepogodzone z tym, co spotkało ich dzieci, ale
jednocześnie pogodzone ze swym trudnym losem. Z tym, że są jedynymi osobami, na
które mogą liczyć te bezbronne istoty. Ludzie, którym nie będzie dane normalnie
funkcjonować w społeczeństwie. Ludzie przez to społeczeństwo stygmatyzowani,
choć przecież pojawiają się różne formy empatii, współczucia. Autorska empatia jest tutaj najważniejsza.
Dzięki temu powstaje mała książka o wielkich sprawach i kilku istotnych
przesłaniach. Reportaż, który nie wstydzi się ludzkiej bezradności, a jednak
pokazuje ją w zestawieniu z niezwykłymi pokładami sił. To ukłon wobec
wszystkich kobiet o smutnych oczach – teza pojawiająca się w jednej z opowieści
– ale o wielkich sercach przepełnionych miłością, której istotę staramy się
poznać podczas lektury. Wstrząsająca i bardzo ważna książka.
Takie książki są niezwykle potrzebne - bo tak naprawdę sami, rozglądając się wokół siebie, widzimy ile takich matek jest. Czasem nawet nie wiemy...
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł zatrzymuje w biegu....
OdpowiedzUsuń