Pages

2018-09-06

„Dreamland. Opiatowa epidemia w USA” Sam Quinones


Wydawca: Czarne

Data wydania: 22 sierpnia 2018

Liczba stron: 520

Przekład: Maciej Kositorny

Oprawa: twarda

Cena det.: 54,90 zł

Tytuł recenzji: Oblicza nałogu

Spędziłem z tym reportażem kilka dni. Jest brawurowy i bardzo panoramiczny. Obrazuje problem amerykańskiego społeczeństwa, który zastanawia, bulwersuje, ale przede wszystkim intryguje skalą zasięgu, a także mechanizmami doprowadzającymi do takiej intensyfikacji opisywanych zjawisk. Sam Quinones opowiada nam o tym, jak Ameryka uzależniła się od środków przeciwbólowych, a potem ciężkich narkotyków na bazie tychże, i wykonuje naprawdę świetną robotę, ale uważam, że jest zbyt drobiazgowy. O ile wielu reporterów można posądzać o niedostateczne zaangażowanie w prezentowany temat, o tyle Quinones jest w swojej książce za bardzo skupiony na detalach. Nie służy to strukturze, albowiem pojawiają się męczące powroty do wciąż tych samych kwestii i opowiadanie o tym, co zostało już przedstawione i doskonale przez czytelnika zrozumiane. Amerykański reporter chce przeanalizować kilka zasadniczych tropów: skąd wzięła się popularność opiatów w Stanach Zjednoczonych, kto dał przyzwolenie na ich dystrybucję, w którym momencie wymknęła się spod kontroli, dlaczego pojawiło się zielone światło dla nadużywania leków walczących z symptomami, a nie źródłami problemów, i kto ostatecznie odpowiedzialny jest za to, że ściśle określone rejony USA pogrążyły się w opiatowej gorączce, wciągając w nią nie ludzi z marginesu, lecz dzieci białych, uprzywilejowanych obywateli tworzących pozornie uporządkowane rodziny.

Autor wielokrotnie powraca do zaznaczonych już kwestii i na przykład obsesyjnie wręcz portretuje wciąż na nowo środowisko meksykańskich imigrantów odpowiedzialnych za wyjątkowo sprawną i skuteczną dystrybucję środków uzależniających. Podoba mi się koncepcja przedstawienia losu jednego z nich jako nadbudowy do szerzej formułowanych rozważań, ale historia młodziutkiego Enrique odnajdującego perspektywy i możliwości w dostarczaniu Amerykanom opiatów jakoś ginie w tej wieloaspektowej opowieści, która chwilami przypomina dość hermetyczną rozprawę, bardzo drobiazgową, niekoniecznie skierowaną do masowego odbiorcy.

Masowe jest jednak uzależnianie się Amerykanów od leków na ból. Quinones świetnie obrazuje, w jaki sposób z pojęciem ludzkiego bólu mierzyła się medycyna, jak wychodziła mu naprzeciw i jakie błędy popełniła, by likwidować ból szybko, lekko, za wszelką cenę. Bo ogrom zjawiska przedstawionego w tym reportażu wychodzi przede wszystkim od ludzkiej potrzeby ulgi. Lek przeciwbólowy zaczyna być przepisywany z wyjątkową niefrasobliwością. Korzystają z tej pomocy ci, którzy niekoniecznie jej potrzebują, podczas gdy zmagający się z naprawdę wielkim bólem nie uzyskują niezbędnej pomocy, gdy analizuje się skutki uboczne specyfiku przynoszącego ulgę. „Dreamland” portretuje te rejony USA, w których pojawiło się wyjątkowo dużo przypadków uzależnień od leków i idących za tym heroinowych destrukcji organizmu. Przytacza zastraszające, ale i niesamowite w swej wymowie dane. W jakiś sposób fascynujące jest śledzenie, dlaczego Ameryka poddała się dyktatowi środków uzależniających. Widzimy to z perspektywy gabinetów lekarskich, działań koncernów farmaceutycznych, drogi dystrybucji tych środków i w końcu z perspektywy organów śledczych walczących z naprawdę zorganizowaną przestępczością meksykańskich dilerów oraz skutkami niefrasobliwości lekarskich powodujących zgony młodych ludzi, których rodzice potem wolą milczeć na temat tego, w jaki sposób stracili dziecko.

Tytułowy Dreamland jest miejscem stworzonym w Portsmouth w Ohio, gdzie przy basenach spotykali się ludzie różnych statusów majątkowych, tworząc przestrzeń równości i beztroski. W miejsce tego, co wypracowano, pojawia się jednak pustka. Absolutna destrukcja ideałów takich jak równość, swoboda i bezproblemowe życie. Portsmouth zapada się w piekle uzależnienia od opiatów. Zrujnowane marzenie o pięknym życiu w zadowolonym społeczeństwie zamienia się w „królestwo ćpunów”. To miasto ogniskuje w sobie wszystkie problemy, których opisaniem w szerokiej skali zajmie się Sam Quinones. Mrówcza praca i wyraźna konsekwencja w działaniu pozwalają mu napisać książkę o tym, jak działają mechanizmy uzależnienia, jakie mają społeczne uwarunkowania, ale przede wszystkim o tym, że lekarze świadomie wprowadzający swych pacjentów w stan uzależnienia nie są potem gotowi przyznać się do tego, iż – obok dilerów – byli jednymi z architektów przedwczesnych śmierci i rodzinnych dramatów.

„Dreamland” – choć to reportaż drobiazgowy – interesująco prezentuje problemy w bardzo szerokiej skali. Czytanie tego reportażu to będzie nie tylko frapująca podróż po środkowych rejonach Stanów Zjednoczonych wraz z wyprawami do Meksyku. To także osadzona w historii, kulturze i polityce opowieść o przyzwalaniu na niszczenie obywateli. O tym, jak bezradne są struktury pomocowe, i o tym, jakie konsekwencje idą za tym, że osoby uzależnione umieszcza się w więzieniach, a nie na profesjonalnych odwykach. Quinones bardzo dokładnie obrazuje często absurdalne i groteskowe działania mające na celu zdobywanie i gromadzenie środków uzależniających. Pokazuje łatwość, z jaką te środki trafiały do odbiorców. Okazuje się, że w niektórych rejonach USA pierwszymi dilerami stawali się emeryci widzący spory zysk w tym, by sprzedawać swoje recepty na leki przeciwbólowe.

Ale jest to też opowieść o tak zwanej czarnej smole, o bolesnym i bezkompromisowym cyklu uzależnienia, który niszczy dużo więcej niż silny lek przeciwbólowy. Myślę, że jest to bardzo ciekawa rozprawa o tym, w jakiej kondycji emocjonalnej i mentalnej znajduje się amerykańskie społeczeństwo, gdzie z taką intensywnością i ekspansywnością rozwinęło się zjawisko nie tyle niepokojące, ile naprawdę przerażające. Autor w posłowiu sugeruje, co może być prawdziwym lekiem na całe opiatowe i heroinowe zło jego kraju. Przyznać trzeba, że unika uproszczeń, choć finałowe przesłanie jest właśnie takim uproszczeniem. Jestem pod dużym wrażeniem efektu trzyletniej pracy reportera kryminalnego, ale jednocześnie też czuję się przemęczony wynikami tego prywatnego śledztwa, w których meksykańscy dilerzy i walki o usankcjonowanie właściwej pomocy dla uzależnionych pojawiają się za często i w tych samych ramach. „Dreamland” to zatem częściowo reportaż przesytu, ale także solidna literatura faktu o wstydliwych aspektach nałogów, w które wpada się zupełnie nieprzewidywalnie i nie są one przypisane do żadnej grupy społecznej, konkretnej lokalizacji czy układu zależności.

3 komentarze: