Wydawca: Czarne
Data wydania: 22 sierpnia 2018
Liczba stron: 520
Przekład: Maciej Kositorny
Oprawa: twarda
Cena det.: 54,90 zł
Tytuł recenzji: Oblicza nałogu
Spędziłem z tym reportażem
kilka dni. Jest brawurowy i bardzo panoramiczny. Obrazuje problem
amerykańskiego społeczeństwa, który zastanawia, bulwersuje, ale przede
wszystkim intryguje skalą zasięgu, a także mechanizmami doprowadzającymi do
takiej intensyfikacji opisywanych zjawisk. Sam Quinones opowiada nam o tym, jak
Ameryka uzależniła się od środków przeciwbólowych, a potem ciężkich narkotyków
na bazie tychże, i wykonuje naprawdę świetną robotę, ale uważam, że jest zbyt
drobiazgowy. O ile wielu reporterów
można posądzać o niedostateczne zaangażowanie w prezentowany temat, o tyle
Quinones jest w swojej książce za bardzo skupiony na detalach. Nie służy to
strukturze, albowiem pojawiają się męczące powroty do wciąż tych samych kwestii
i opowiadanie o tym, co zostało już przedstawione i doskonale przez czytelnika
zrozumiane. Amerykański reporter chce przeanalizować kilka zasadniczych
tropów: skąd wzięła się popularność opiatów w Stanach Zjednoczonych, kto dał
przyzwolenie na ich dystrybucję, w którym momencie wymknęła się spod kontroli,
dlaczego pojawiło się zielone światło dla nadużywania leków walczących z
symptomami, a nie źródłami problemów, i kto ostatecznie odpowiedzialny jest za
to, że ściśle określone rejony USA pogrążyły się w opiatowej gorączce,
wciągając w nią nie ludzi z marginesu, lecz dzieci białych, uprzywilejowanych
obywateli tworzących pozornie uporządkowane rodziny.
Autor wielokrotnie powraca
do zaznaczonych już kwestii i na przykład obsesyjnie wręcz portretuje wciąż na
nowo środowisko meksykańskich imigrantów odpowiedzialnych za wyjątkowo sprawną
i skuteczną dystrybucję środków uzależniających. Podoba mi się koncepcja
przedstawienia losu jednego z nich jako nadbudowy do szerzej formułowanych
rozważań, ale historia młodziutkiego Enrique odnajdującego perspektywy i
możliwości w dostarczaniu Amerykanom opiatów jakoś ginie w tej wieloaspektowej
opowieści, która chwilami przypomina dość hermetyczną rozprawę, bardzo
drobiazgową, niekoniecznie skierowaną do masowego odbiorcy.
Masowe jest jednak
uzależnianie się Amerykanów od leków na ból. Quinones świetnie obrazuje, w jaki sposób z pojęciem ludzkiego bólu
mierzyła się medycyna, jak wychodziła mu naprzeciw i jakie błędy popełniła, by
likwidować ból szybko, lekko, za wszelką cenę. Bo ogrom zjawiska
przedstawionego w tym reportażu wychodzi przede wszystkim od ludzkiej potrzeby
ulgi. Lek przeciwbólowy zaczyna być przepisywany z wyjątkową
niefrasobliwością. Korzystają z tej pomocy ci, którzy niekoniecznie jej
potrzebują, podczas gdy zmagający się z naprawdę wielkim bólem nie uzyskują
niezbędnej pomocy, gdy analizuje się skutki uboczne specyfiku przynoszącego
ulgę. „Dreamland” portretuje te rejony USA, w których pojawiło się wyjątkowo
dużo przypadków uzależnień od leków i idących za tym heroinowych destrukcji
organizmu. Przytacza zastraszające, ale i niesamowite w swej wymowie dane. W
jakiś sposób fascynujące jest śledzenie, dlaczego Ameryka poddała się dyktatowi
środków uzależniających. Widzimy to z perspektywy gabinetów lekarskich, działań
koncernów farmaceutycznych, drogi dystrybucji tych środków i w końcu z
perspektywy organów śledczych walczących z naprawdę zorganizowaną przestępczością
meksykańskich dilerów oraz skutkami niefrasobliwości lekarskich powodujących
zgony młodych ludzi, których rodzice potem wolą milczeć na temat tego, w jaki
sposób stracili dziecko.
Tytułowy
Dreamland jest miejscem stworzonym w Portsmouth w Ohio, gdzie przy basenach
spotykali się ludzie różnych statusów majątkowych, tworząc przestrzeń równości
i beztroski. W miejsce tego, co wypracowano, pojawia się jednak pustka.
Absolutna destrukcja ideałów takich jak równość, swoboda i bezproblemowe życie.
Portsmouth zapada się w piekle uzależnienia od opiatów. Zrujnowane marzenie o
pięknym życiu w zadowolonym społeczeństwie zamienia się w „królestwo ćpunów”.
To miasto ogniskuje w sobie wszystkie problemy, których opisaniem w szerokiej
skali zajmie się Sam Quinones. Mrówcza praca i wyraźna konsekwencja w działaniu
pozwalają mu napisać książkę o tym, jak działają mechanizmy uzależnienia, jakie
mają społeczne uwarunkowania, ale przede wszystkim o tym, że lekarze świadomie
wprowadzający swych pacjentów w stan uzależnienia nie są potem gotowi przyznać
się do tego, iż – obok dilerów – byli jednymi z architektów przedwczesnych
śmierci i rodzinnych dramatów.
„Dreamland”
– choć to reportaż drobiazgowy – interesująco prezentuje problemy w bardzo
szerokiej skali. Czytanie tego reportażu to będzie nie tylko frapująca podróż
po środkowych rejonach Stanów Zjednoczonych wraz z wyprawami do Meksyku. To
także osadzona w historii, kulturze i polityce opowieść o przyzwalaniu na
niszczenie obywateli. O tym, jak bezradne są struktury pomocowe, i
o tym, jakie konsekwencje idą za tym, że osoby uzależnione umieszcza się w
więzieniach, a nie na profesjonalnych odwykach. Quinones bardzo dokładnie
obrazuje często absurdalne i groteskowe działania mające na celu zdobywanie i
gromadzenie środków uzależniających. Pokazuje łatwość, z jaką te środki
trafiały do odbiorców. Okazuje się, że w niektórych rejonach USA pierwszymi dilerami
stawali się emeryci widzący spory zysk w tym, by sprzedawać swoje recepty na
leki przeciwbólowe.
Ale jest to też opowieść o
tak zwanej czarnej smole, o bolesnym i bezkompromisowym cyklu uzależnienia,
który niszczy dużo więcej niż silny lek przeciwbólowy. Myślę, że jest to bardzo ciekawa rozprawa o tym, w jakiej kondycji
emocjonalnej i mentalnej znajduje się amerykańskie społeczeństwo, gdzie z taką
intensywnością i ekspansywnością rozwinęło się zjawisko nie tyle niepokojące,
ile naprawdę przerażające. Autor w posłowiu sugeruje, co może być
prawdziwym lekiem na całe opiatowe i heroinowe zło jego kraju. Przyznać trzeba,
że unika uproszczeń, choć finałowe przesłanie jest właśnie takim uproszczeniem.
Jestem pod dużym wrażeniem efektu trzyletniej pracy reportera kryminalnego, ale
jednocześnie też czuję się przemęczony wynikami tego prywatnego śledztwa, w
których meksykańscy dilerzy i walki o usankcjonowanie właściwej pomocy dla
uzależnionych pojawiają się za często i w tych samych ramach. „Dreamland” to
zatem częściowo reportaż przesytu, ale także solidna literatura faktu o
wstydliwych aspektach nałogów, w które wpada się zupełnie nieprzewidywalnie i
nie są one przypisane do żadnej grupy społecznej, konkretnej lokalizacji czy
układu zależności.
Kolejna perełka od "Czarnego", pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńTo na podstawie tej książki zrobiono film Dreamland lektor pl czy to coś innego?
OdpowiedzUsuńtak Dreamland
OdpowiedzUsuń