Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 5 września 2018
Liczba stron: 256
Przekład: Paweł Laskowicz
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,99 zł
Tytuł recenzji: W cieniu
Powieść Meg Wolitzer jest przejmująco smutna.
Wówczas, gdy opowiada o samotności w związku, ale także wtedy, gdy porusza
kwestię niezrealizowanych marzeń – tych, których nie możemy samodzielnie
spełnić. Powieść Meg Wolitzer jest wyjątkowo zabawna. W swej przewrotności,
satyryczności i portretowaniu płycizn tak zwanego splendoru, do którego lgną
spragnieni potwierdzenia bycia wyjątkowymi ci, dla których życie to walka o
nieustanną uwagę. Powieść Meg Wolitzer jest wyjątkowo inteligentna. Operując
schematami i czytelnie odwołując się do stereotypów, ironicznie je kwestionuje,
podejmuje się krytyki nie tylko fasadowości życia małżeńskiego, ale uwarunkowań
społecznych i spojrzenia na role poprzez płeć, które warunkują funkcjonowanie
społeczności. „Żona” jest więc
lekturą zaskakującą i taką, w której odnajdzie się każdy. Na pewno jednak
najważniejsza staje się figura tytułowa, zza której Wolitzer wytoczy działa
krytyki zachowawczości oraz kontekstów, z których się ona wydobywa.
Już początek obiecuje wiele.
Joan w podróży z USA do Finlandii podejmuje decyzję o odejściu od męża. Ma 64
lata i zdaje sobie sprawę, że jedynym słusznym posunięciem, do którego musi zebrać
odwagę, jest zakończenie związku ze znanym pisarzem lecącym właśnie do kraju
nordyckiego (nie skandynawskiego, jak wciąż błędnie zaznacza bohaterka), by
odebrać prestiżową nagrodę literacką. Narracja Joan to szereg istotnych dla
zrozumienia jej sytuacji retrospekcji. Od momentu, w którym fascynuje się swym
obecnym mężem jako studentka, do czasu, gdy odkrywane są przed nami wszystkie
karty i poznajemy zagadkę tego specyficznego związku.
Wolitzer portretuje
bohaterkę z jednej strony udręczoną i przynależną do człowieka osiągającego
szeroko pojęty sukces. Z drugiej jednak strony bardzo świadomą i czujną osobę
podejmującą się specyficznej gry. „Żona"
to sprytnie napisana opowieść o tym, czym są kobiece duma, inteligencja oraz
pokora. Ale także obraz amerykańskiej obyczajowości w tak zwanych znanych
domach – tam, gdzie każdy chce zajrzeć choć na chwilę, i tam, skąd wydobywają
się sygnały sugerujące oczekiwany porządek. Lecz wewnątrz kłębią się złe
emocje. Czy Joan uznaje się za złą żonę? Przede wszystkim za kobietę, która
nigdy nie wyszła z narzuconej jej roli. Poślubiła mężczyznę, dla którego on sam
był punktem odniesienia. Przyglądała się światu, gdzie Joe – wielki pisarz,
odgrywał role oczekiwane przez czytelników, krytyków, społeczność i konteksty
funkcjonowania w roli twórcy.
Powieść Meg Wolitzer w
doskonałych proporcjach ironii i sarkazmu obrazuje świat literacki, „gdzie
mężczyźni są królami, a kobiety najwyżej gejszami”. Joan przyjmuje role ustalone przez swego męża. Publicznie funkcjonuje
bardzo fasadowo, w związku jest jednak stroną przejmującą inicjatywę. Teraz jej
inicjatywą jest skończyć z tym, co budowało iluzję wiernej i oddanej pisarzowi
kobiety. Kobiety, która dzięki swemu związkowi mogła przyjrzeć się bliżej temu,
jak funkcjonuje mikrospołeczność literatów i ludzi zajmujących się literaturą.
Wolitzer stawia na wyolbrzymienia. Na przykład proponuje groteskową scenę bójki
dwóch pisarzy, która stanowi jeden z najlepszych fragmentów tej powieści. Ale
cały czas jesteśmy w sferze pewnego marginesu, bo Joan bacznie obserwuje, nie
dostępując jednak zaszczytu uczestniczenia w życiu wspomnianej grupy naprawdę.
Kiedy
autorka opowiada o kobiecej tożsamości, jest już wieloznaczna i odchodzi od
posługiwania się stereotypami, dzięki któremu ta powieść jest tak drapieżna i
krytyczna. Status egzystencjalny głównej bohaterki to suma nagromadzonych traum
i bolesnych doświadczeń, w których zawsze musiała jakoś żyć do wewnątrz. Bo
rola żony to rola pokornego cienia. Brak mu odwagi, a
jednocześnie jest zdeterminowany, by bronić fasady odważnego związku. Joan
przyjmuje na siebie świadomie część zobowiązań, by wyjść naprzeciw oczekiwaniom
społecznym. Ale jej relacja z mężem nie jest już taka oczywista. Wolitzer stara
się niuansować odczucia małżonków, dając oczywiście dostęp przede wszystkim do
sfery emocji bohaterki. I dowiadujemy się, jak to naprawdę bywa w związku, o
którym mówią, że jest idealny, bo widzieć i oceniać to coś innego niż
współuczestniczyć w emocjonalnej batalii, jakiej doświadcza Joan.
„Żona” to opowieść o pewnego
rodzaju niewidzialności, w którym kumuluje się złość, a następnie determinacja,
by przerwać doskonale zaplanowany ciąg dalszy szczęśliwego życia. Wolitzer odwołuje się do kulturowych
archetypów związanych z płciowością, by zakwestionować je nie tylko z powodu
ich hipokryzji, ale przede wszystkim destrukcyjnej roli uprzedmiotowiania.
Płeć warunkuje styl życia, myślenie, sposób działania i wchodzenie w relacje z
innymi. W tej powieści płciowość to narzędzie służące do wiecznych starć. Ale w
tym wszystkim chodzi głównie o umiejętność samostanowienia. Meg Wolitzer
opowiada o fałszu tak zwanego publicznego życia i odsłania kameralne dramaty w
związku. Pisze także o potrzebie rozwoju swojego talentu oraz dramacie
tuszowania tego, że się go nie ma. Joan zawsze znała swoje miejsce w życiu, ale
czy początek jej życia małżeńskiego nie stał się przypadkiem początkiem
toksycznego układu?
Bo przecież układ ten –
emocjonalny przede wszystkim – rozpoczyna się od kłamstwa. Ten ważny moment
naznacza portretowaną relację pewną dozą dwuznaczności, jednak dalej jesteśmy
świadkami tego, że porozumienie i czułość są możliwe do wypracowania. Nawet w
świecie, w którym jemu wolno wszystko, a ona ma się kontrolować i ograniczać.
Nawet w związku, którego najsilniejszym spoiwem okazuje się coś, co zostanie
odsłonięte w rewelacyjnym zakończeniu powieści. „Żona” to książka o uprzedzeniach, toksycznych zależnościach, ale też o
przywiązaniu. Poza tym świetna autotematyczna rozprawa o tym, czym jest
pisanie, czym jest dobra powieść, jaka jest kondycja autora i kto odpowiada za
to, że czytelnicy ulegają iluzji. Intrygująca i zajmująca do samego końca.
Złośliwa, czuła i ironiczna. Świetnie skrojona powieść z interesująco
zarysowanymi także postaciami drugiego planu.
Szanowny Panie!Przeczytałam "Żonę" jednym tchem i z wielkim zachwytem.Bałam się wyrażać swoje emocje,gdyż nie jestem znawcą literatury,na tyle,aby oceniać przeczytane książki.Pan robi to w sposób perfekcyjny,atrakcyjny,mądry,rzetelny,niebanalny.Pragnę podziękować za trafną recenzję,która dała mi wielką satysfakcję,że czuję podobnie jak Pan - Znawca Przedmiotu. Najserdeczniej pozdrawiam,życząc twórczej weny.
OdpowiedzUsuńMaryla Pieszka
Pani Marylo, dziękuję za miłe słowa. Życzę odwagi w wyrażaniu sądów o książkach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń