Pages

2020-03-13

„Tylko ty” Ninni Schulman


Wydawca: Sonia Draga

Data wydania: 19 lutego 2020

Liczba stron: 288

Przekład: Ewa Chmielewska-Tomczak

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 38 zł

Tytuł recenzji: Miłość i zawłaszczanie

Ukocham cię na śmierć – mógłby powiedzieć jeden z bohaterów powieści Ninni Schulman. Narracji, która nie tylko jest kiepsko napisana. Ona nawet nie ma potencjału, który można byłoby docenić mimo tego, że została fatalnie skomponowana. Schulman buduje napięcie bardzo nieumiejętnie. Przez pół książki wieje nudą. Druga połowa to już rozwiązania nie tyle schematyczne, ile przede wszystkim bardzo przewidywalne. Autorka nie decyduje się na żaden zabieg, który uczyniłby „Tylko ty” powieścią atrakcyjną dla czytelnika. Nie ma w niej żadnej dwuznaczności, brak elementu zaskoczenia, nie ma kontrowersji czy zwrotu akcji, który wzbudzałby po prostu zainteresowanie, budząc jakieś wątpliwości, wnosząc do tej historii powiew czegoś oryginalnego. Ninni Schulman napisała o tym, jak miłość staje się obsesją. Akcenty rozłożyła równomiernie, osoby dramatu sportretowała sumiennie i w sposób oczywisty. Dodała dekoracje oraz zbiegi okoliczności, które nie wymagają jakiejś bujnej wyobraźni. Przez to wszystko mamy książkę bez pomysłu. Portretującą stadia zawłaszczania drugiego człowieka i psychopatologię osobowości opisaną w podręcznikowy sposób.

Pål wykonuje nudną, pełną rutyny pracę. Kiedyś był nauczycielem, miał w życiu cel, żonę u swego boku i uporządkowane życie emocjonalne. Albo tak się tylko wydaje. Bohater, z perspektywy budki przy stacji metra, dostrzega w tłumie kobietę, która bardzo zwraca jego uwagę. Pål będzie gotowy zbliżyć się do niej za wszelką cenę. Okazuje się, że to nie będzie takie trudne. Adorowana Iris nie od razu zorientuje się, że jest w tarapatach. Opowieść o rodzącym się między tą dwójką uczuciu jest wyjątkowo senna i pozbawiona jakiejkolwiek czytelniczej atrakcyjności. Rewers portretowanego uczucia ma być już czymś dużo ciekawszym, podnoszącym ciśnienie, przykuwającym uwagę do książki. Może to problem tego, że Schulman od samego początku nie jest w stanie zaproponować nam poznania bohaterów w jakikolwiek sposób interesujących. Interesujące są jednak dwie narracje. Ta pierwszoosobowa ma nas zbliżać z Pålem i bardziej go odsłaniać. Tymczasem okazuje się, że ta druga, zdystansowana do Iris, przyciąga uwagę dużo bardziej. Być może dlatego, że autorka chce zmylić uwagę i czujność czytelnika. Myśli się jak o szaleńcu niekoniecznie o tej osobie, która nosi w sobie pokłady szaleństwa. A może tylko to, co kryją w sobie ludzie, dla których miłość to inna definicja przynależności. „Tylko ty” opowie o tym, co się dzieje, kiedy prawdziwe uczucie zamienia się w obsesję podporządkowania sobie kochanej osoby.

To, co trochę ratuje powieść, to mroczne retrospekcje związane z przeszłością bohaterów, a także portretujące ich rodziny. Rodzinne traumy są tutaj bagażami, które wciąż uwierają, bo wciąż trzeba je ze sobą nieść, czując ich bolesny ciężar. Pål i Iris ruszyli w świat z domów, które skryły jakieś mroczne tajemnice. Każde z nich zbudowało sobie życie na niestabilnych fundamentach. Każde szaleńczo pragnęło kogoś kochać bez zrozumienia tego, jaki rodzaj szacunku wymagany jest od miłości. Ninni Schulman chce opowiedzieć swoją historię w taki sposób, żeby ocena postępowania bohaterów nie była jednoznaczna. A z drugiej strony za szybko i w zbyt oczywisty sposób pokazuje, co naprawdę ma miejsce na kartach tej powieści. Ostatecznie pozostajemy z dramatem, którego ramy są bardzo schematyczne, i z ludźmi postępującymi wedle bardzo prostych mechanizmów. Nie ma tu ani jednej sceny, która wzbudziłaby większe zainteresowanie, a zmierzanie ku finałowi – enigmatycznie zapowiedzianemu w pierwszej scenie – nie jest tak wielką atrakcją czytelniczą, jaką zapowiadałby choćby wydawniczy opis tej książki.

Schulman pokazuje, jak manipuluje się człowiekiem w związku, ale także stara się sportretować mechanizmy obronne psychopaty. Pozwalają mu one racjonalnie wytłumaczyć wszystkie zagrażające zdrowiu lub życiu drugiej osoby poczynania. Nie ma w tym niczego, co mogłoby się skryć w cieniu niedopowiedzenia. Co więcej, pojawiają się rozwiązania bardzo ograne i niesamowicie wtórne. Jedno z bohaterów dba o wizerunek na portalach społecznościowych, a drugie nie uczestniczy w tej formie relacjonowania zdarzeń z życia. Jest trochę smętnej dydaktyki na ten temat i jest oczywiste sugerowanie, że media społecznościowe mogą być bardzo groźne. Schulman dodatkowo umieści swoich bohaterów na jakiś czas na odludziu, żeby kameralny dramat rozgrywał się w oddalonym od cywilizacji domku. Poza tym relacje między kochankami przełamane są w jednym konkretnym momencie. Autorka najpierw mocno się stara, by uwiarygodnić ich uczucie, a potem w zasadzie w jednym zdarzeniu wszystko to rozbija, by przejść do dramatycznej strony relacji. Odniosłem wrażenie, że w „Tylko ty” albo coś dzieje się zbyt długo i nuży, albo też rozgrywa się nazbyt szybko, bez wiarygodności. Także psychologicznej, bo ta książka opowiada o klinicznym, podręcznikowym przypadku zaborczej miłości, niczego więcej poza jej symptomy nie pokazując.

To również książka o tym, że toksyczna relacja może być relacją, która niczego nie uczy. Wpadają sobie w ramiona ludzie, za którymi są już pewne błędy i którzy powinni być wyczuleni na to, kogo wybierają sobie na kolejnego życiowego towarzysza. O ile Pål jest zdeterminowany, bo wyboru dokonuje niczym łowca, o tyle działania i sfera emocji Iris są w zasadzie bardzo infantylne. Czasem wzbudzają śmiech, podobnie jak pretensjonalne imiona bohaterów. Koleżanki Iris to Kelly i Olivia, a dzieciak tej ostatniej ma na imię Sixteen. Gdyby nie kilka nazw własnych związanych z topografią Sztokholmu, nie wiedzielibyśmy, że akcja dzieje się w Szwecji. I wcale nie dlatego, że autorka świadomie chce pokazać, iż portretowany dramat ma wydźwięk uniwersalny.

Dwie narracje mające się prawdopodobnie uzupełniać tutaj mocno o siebie zgrzytają. Konstrukcja tej książki skłania do pospiesznej lektury. Rozdziały są krótkie i rwane. Cała historia toczy się dynamicznie, ale w momencie, w którym powinny się pojawić jakieś ciekawe pytania o istotę zaborczej miłości, nie ma u Schulman niczego, dzięki czemu ta książka byłaby jakaś, miała swój charakter. Podobają mi się rozwiązania finałowe, ale poza tym jest to w dużej mierze słabiutka powieść obyczajowa, która elementy thrillera przemyca jakby z kalek, którymi są inne książki. Nie czuję, żeby ta książka wydobyła się z jakiegoś twórczego procesu myślowego. Jest solidnie napisaną literaturą środka ze smaczkami dla wielbicieli dreszczowców, ale chyba przede wszystkim dla mało wymagającego czytelnika, bo istotę portretowanej zagadki odkryć można bardzo wcześnie i bez żadnej ekscytacji. Spore rozczarowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz