Wydawca: Sonia
Draga
Data wydania: 24 czerwca 2020
Liczba stron: 448
Przekład: Eliza Borg
Oprawa: zintegrowana
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Porozumienie
Nowa powieść Jenny Erpenbeck
powinna być lekturą obowiązkową dla każdego, któremu z różnych powodów słowo
„uchodźca” kojarzy się negatywnie. Ale gdyby nazywać tę książkę opowieścią o
zderzeniu mentalności i filozofii ludzi różnych kultur, pomiędzy którymi
pojawia się jeszcze symbolika śmierci i posiadania życia, byłoby to duże
uproszczenie. Sam tytuł sugeruje, że autorka „Słownika” powróci – choć w inny
sposób – do rozważań na temat związków języka z egzystencją. Czarnoskórzy
młodzi ludzie uczący się niemieckiego zderzeni tu zostaną z obywatelami
dostatniej i sytej Europy, którzy w żaden sposób nie będą mogli wyjaśnić
przybyszom, czym tak naprawdę jest europejska wolność. Erpenbeck opowiada o
tożsamości z przypadku, naznaczonej strachem i poczuciem kolosalnej straty. O
tożsamości, która odkrywa absurdy i problemy świata, do którego dąży się, bo
mówią, że jest w nim porządek. Europa ze swoim prawem imigranckim, do
którego autorka nawiązuje zasadniczo bez cienia literackości, staje się
przestrzenią nieporozumień i uwięzienia. „Iść, szedł, poszedł” to nie tylko
opowieść o tym, w jaki sposób język próbuje uporządkować rzeczywistość, ale
również historia wyrażania w języku swojej nieprzystawalności do świata. Tego,
że nazywamy to, co rozumiemy. A gdy na naszej drodze stanie ktoś, dla kogo
nasza bezpieczna przestrzeń jest przestrzenią opresji, okazuje się, że
rozumiemy dużo mniej, niż nam się wydaje,.
Richard jest profesorem
filologii klasycznej. Właśnie żegna się z uniwersytetem, przechodzi na
emeryturę. Pozostał już tylko sam dla siebie – ze spakowanymi rzeczami i
świadomością, że jest w zasadzie zbędny. Wypadł z oczywistych kontekstów i
sformułowań, europejskie bogate państwo zapewniło mu po prostu komfort dalszej
egzystencji. Richard jest tożsamością skończoną, nazwaną, określoną.
Przysługujące mu prawa emerytalne wyznaczają również określony rejon działań i
zainteresowań. Jego dalsze życie ma być równie przewidywalne jak to zawodowe,
ale różnica polega na tym, że bohater istnieje teraz bez przynależności. Jak
czarnoskórzy uchodźcy, którzy pewnego dnia na ulicach Berlina rozpoczynają swój
protest głodowy. Są niemi, ale chcą się wreszcie stać widoczni. Stają się
tacy dla Richarda w momencie, w którym on sam zaczyna być przezroczysty. Jako
człowiek ważny jest dla grupy przyjaciół, ale należy teraz do świata, który już
niczego nie będzie od niego wymagał. Wymagający staną się jego nowi znajomi.
Wtedy, kiedy ujrzy w nich ludzi naznaczonych przez przemoc, ucieczkę, agresję i
życiową niesprawiedliwość. Ludzi przybyłych w poszukiwaniu porządku, którzy tak
naprawdę tkwią uwięzieni w przestrzeni chaosu. Erpenbeck opowie o niezwykłym
zderzeniu – człowieka nazwanego kompletnie i ludzi, którzy nie istnieją poprzez
przynależność.
Tak jak młodzi uchodźcy
Richard również kiedyś przekroczył granicę. W zasadzie to ona zmusiła go do
interakcji ze sobą, bo kiedy podzielony Berlin stał się jednym miastem, Richard
miał na głowie bardzo prozaiczne problemy, a nie myślenie o tym, co znaczy pojednanie Zachodu i Wschodu w niemieckiej metropolii. Dziś
świadomość tego podziału rezonuje w jego umyśle zupełnie inaczej. Bohater
Erpenbeck zdaje sobie sprawę z tego, że to, co było później, stworzono mimo
braków kompatybilności. Pozostało wiele wątpliwości i wspomnienie podzielonego
miasta, które nabiera tu szerszego znaczenia. Dlatego Richard wie, co znaczy w
przypadku czarnoskórych mężczyzn przekroczenie granicy. Ale dopiero razem z
nimi zacznie porządkować w myślach i utrwalać w świadomości, jakie konsekwencje
niesie ze sobą to przekraczanie.
Ta poruszająca powieść
opowiada o ludzkiej bezradności w zderzeniu z czymś nieoswojonym. „Gdy na
człowieka zwala się jakiś cały nieznany mu świat, to w którym miejscu ma go
zacząć porządkować?”. Trudno orzec, dla kogo jest to trudniejsze – dla Richarda
czy ludzi, którzy do tej pory w ogóle nie istnieli w jego świadomości. A
wraz z tym, jak o sobie opowiadają, mężczyzna zaczyna rozumieć, w jak
hermetycznym świecie żył i z jaką łatwością nazywał pojęcia. Choćby wolność,
której uchodźcy szukają razem z poczuciem bycia potrzebnym nowemu społeczeństwu.
I tu mamy to czynienia z tym, co w „Iść, szedł, poszedł” jest najciekawsze –
obserwujemy asocjacje erudyty, który za pomocą oswojonych przez niego dzieł
kultury próbuje pojąć coś bezkompromisowo prostego i jednocześnie niezwykle
okrutnego. Szeroka metaforyka i świadomy dobór słów do porównań i analizy
nowych zjawisk idą w parze z szorstkością brzmienia nowej mowy. Bo kraju, który
tak naprawdę ich nie chce, młodzi uchodźcy muszą się nauczyć poprzez podstawowe
słowa. Tym, które z czasem porzucił intelektualista Richard, bo to, co w języku
podstawowe, stawało się dla niego plastyczną materią, z której można zbudować
swoją tożsamość. Widzieć i rozumieć świat poprzez analizę, poszukiwanie
odniesień w literaturze i sztuce. Tymczasem przychodzi do niego świat wolny od
metafor. Świat, w którym boleśnie brzmią opowieści o utracie wszystkiego,
również sensu istnienia. Erpenbeck jest bardzo delikatna w określaniu, czy
sympatia czytelnika powinna się znaleźć po którejś ze stron. Na pewno dzięki
zaprezentowanej konfrontacji nazywa się i określa nowoczesna państwowość
niemiecka. I w tym znaczeniu gorzko brzmi używany w powieści zwrot „Deutschland
is beautiful”.
Kiedy Richard chce się zbliżyć
do ludzi, którzy są mu obcy, pragnie obcość przełamać gotowością do tego, by
wszystko potraktować podmiotowo. Inne znaczy oswajane. Sprawdza zatem najpierw
na mapie, gdzie leżą kraje, z których pochodzą interesujący go ludzie, a
później standardowy zestaw pytań mający w jego rozumieniu określić tożsamość
zamienia na szereg pytań otwartych, których brzmienie kształtują zasłyszane już
opowieści. Jenny Erpenbeck chce zwrócić uwagę, w jaki sposób przekształca
się widzenie swojej przeszłości skonfrontowanej z kimś, dla kogo przeszłość
była tylko destrukcją. Do tego dochodzi jeszcze fantazjowanie o różnego rodzaju
granicach, które trzeba przekroczyć – by przeżyć i przetrwać, ale także by
zrozumieć to, co do tej pory było odległym światem pojęć i definicji, pośród
których nie można się odnaleźć.
Niemieccy bohaterowie tej
książki chcą za wszelką cenę dać czarnoskórym mężczyznom przerzucanym z miejsca
na miejsce jakiś substytut pewności siebie. I pewności bycia u siebie. Dlatego
ta książka ma z jednej strony bardzo niemiecki adres, z drugiej jednak jest
przecież uniwersalną opowieścią o ludzkiej dobroci. Bez uproszczeń i schematów.
Bez hurraoptymizmu dla polityki przyjmowania wszystkich uchodźców. Wszystkich
przyjąć się nie da, nie da się nimi zaopiekować i nie da się stworzyć im
bezpiecznej przestrzeni do życia. Ale to oni przybywają z potrzebami i dzięki
nim werbalizują wiele wątpliwości egzystencjalnych, nad którymi zdrowy, syty i
majętny Europejczyk nie chce się zastanawiać, gdyż nikt nie pokazuje mu nowej
siatki pojęć.
Dlatego to piękna opowieść o tolerancji
i otwieraniu się na to, co niezrozumiałe, a jednocześnie smutna baśń o
niesprawiedliwości świata. O tym, że część z nas jest przez ten świat chciana,
a dla innych nie ma miejsca na jakikolwiek sygnał przynależności. To
też bardzo intrygująco rozpisana historia zderzenia dwóch percepcji starających
się odnaleźć jakąś wspólną przestrzeń – jest tu instynkt i porządkujący
intelekt. Jest atawistyczny strach i zbudowane na solidnym fundamencie poczucie
bycia potrzebnym danej społeczności. Erpenbeck – co widać w dopiskach na końcu
książki – spędziła dużo czasu z ludźmi, których chce tutaj sportretować głównie
oczyma Richarda, klasycznego pewnego siebie Europejczyka. Patrzącego na świat
bez uprzedzeń, ale szukającego też dla siebie nowej przestrzeni przynależności.
Dlatego myślę, że sam pomysł na książkę robi z niej trochę socjologizujący
reportaż o jednym z trudniejszych doświadczeń XXI wieku w Europie, a trochę
intymną opowieść o tym, czym jest szacunek do drugiego człowieka. I w jaki
sposób można się go nauczyć tak, jak uczy się języka świata, do którego próbują
dostać się czarnoskórzy poszukiwacze definicji wolności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz