Pages

2020-07-24

„Prawda” Melanie Raabe


Wydawca: Czarna Owca

Data wydania: 15 lipca 2020

Liczba stron: 434

Przekład: Paweł Masłowski

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,99 zł

Tytuł recenzji: Związek i walka

Pytanie o to, jakie są granice poznania bliskiej osoby, z którą jesteśmy w związku, zawsze fascynuje i jest świeże w każdej relacji, bo w gruncie rzeczy poznajemy się stopniowo, a czasem bywa tak, że bliska relacja nie gwarantuje zrozumienia. Co wówczas, gdy okazuje się, że najbliższa nam osoba jest obcym człowiekiem? Jak bardzo zachwiana zostaje równowaga i ufność, kiedy tam, gdzie powinno znaleźć się zrozumienie razem z akceptacją, rozpoczyna się walka o przetrwanie i wyeliminowanie przeciwnika? Melanie Raabe pofantazjowała trochę na ten temat. Jako opowieść o relacjach małżeńskich i o tym, co dzieje się, kiedy bliski człowiek staje się wrogiem, jest to powieść rzeczywiście interesująca. Sama intryga jednak tonie tutaj w pewnych mieliznach, a kiedy Raabe chce zaproponować oryginalne zakończenie, wygląda to wszystko nad wyraz dziwnie i nie do końca chce się wierzyć w taki rozwój wypadków. „Prawda” trzyma jednak w napięciu swoją klaustrofobiczną atmosferą. Raabe doskonale portretuje przerażenie kobiety, która nie czuje się bezpiecznie we własnym domu, dusi się w nim i jest gotowa stawić czoło największemu zagrożeniu. Świetnie też wypada kreacja zdeterminowanej do obrony bohaterki. Tyle tylko że w pewnym momencie trudno już jasno określić, czego ona broni, i widzi się, że działa bardzo kompulsywnie, w tym szaleństwie jednak nie ma metody.

Sarah pożegnała mentalnie męża, który zniknął siedem lat temu na innym kontynencie i nikt nie był w stanie rozwiązać zagadki tego zniknięcia. Poznajemy ją w chwili, kiedy symbolicznie ścina włosy. Z krótką fryzurą może być już inną kobietą. Taką, która wreszcie jest gotowa na życie bez Philippa – człowieka jej najdroższego przed laty, ale i zabierającego ze sobą w swoją ostatnią podróż istotną tajemnicę tych dwojga. Sarah lubi porządek, rytm narzucany przez pracę, koncentruje się na teraźniejszości, jest zadaniowa. Nie chce ani analizować przeszłości z mężem, ani wracać do traumatycznych doświadczeń rodzinnych. Teraz ma ośmioletniego syna i własny dom. Nie spodziewa się, że wkrótce będzie musiała stać się wojowniczką walczącą o jedno i drugie. Nie będzie w stanie zrozumieć, kim jest jej przeciwnik, ale przede wszystkim tego, skąd ma tak dokładną wiedzę o mrocznym czasie przeszłym.

Bo okazuje się, że Philipp żyje. Wraca do domu. Zainteresowanie mediów całą sprawą powoduje, że to wydarzenie staje się publiczne. Problem jest tylko jeden: Sarah w przybyszu nie rozpoznaje męża. To jakiś obcy mężczyzna. Doskonale znający historię ich małżeństwa, przekonujący do siebie otoczenie, ale czujny względem Sarah. Rozpocznie się interesujący pojedynek. Raabe świetnie kreśli kilka dramatycznych scen rozgrywających się w domu, w którym nie ma już spokoju. Mężczyzna i kobieta toczą bezpardonową walkę. Jednemu i drugiemu chodzi o prawdę. Najpierw o te najgorsze rzeczy, a później o ich konsekwencje. Sarah będzie musiała zmierzyć się z przeciwnikiem, który jest czujny, bezkompromisowy i nie ma litości. Kim jest mężczyzna, który nie chce opuścić jej domu?

Fabuła układa się z bardzo wyrazistych, pełnych napięcia scen. Odnosi się wrażenie, że trudno wytrwać z daną stroną, jakby słowa na niej parzyły. Dyskomfort idzie w parze z narastającą ciekawością, bo to wszystko naprawdę zgrabnie zostało połączone. Nawet jeśli bohaterka się powtarza, za każdym razem przyglądamy się z uwagą temu, jaka metamorfoza następuje w spokojnej, uporządkowanej mieszkance przedmieść Hamburga, która musi walczyć o swoją przestrzeń. Ale również zmierzyć się z demonami przeszłości. Odpowiedzieć na pytanie o to, czym tak naprawdę było jej małżeństwo. Kim był jej mąż i czy to, co między nimi trwało, można z perspektywy czasu nazwać miłością. Melanie Raabe jakby trochę pisała na adrenalinie, bo niektóre sceny – choć mocne i sugestywne – są zbyt mocno dramatyczne, a ciągi zdań wielokrotnie złożonych podkreślające dezintegrację osobowości Sarah wyglądają nieco sztucznie. Dlatego wątpliwość budzi struktura książki, ale jej przesłanie jest frapujące.

„Prawda” to bowiem powieść o rozpadzie małżeństwa i o tym, że kreujemy w sobie wizerunek partnera, aby łatwiej zrozumieć, jak wiele może dzielić, gdy łączy pozorna miłość albo uczucie nazywane przez nas miłością. Koniec tego związku następuje nagle: jego owoc ma rok, kobieta pozostaje sama ze swoją niepewnością, mąż przed wylotem analizuje swoją sytuację i nie jest pewien, czy wsiąść do samolotu, czy pożegnał właśnie kobietę, którą kocha. Potem kolejne lata naznaczają Sarah pustką, w której rodzą się niepewności. Interesująca jest symbolika zaćmienia słońca – jest ono najpierw scenerią tworzącej się bliskości, a potem granicą, poza którą niepewność zamienia się w szereg innych destrukcyjnych odczuć. Raabe konfrontuje swoich małżonków z wzajemną nieufnością. Rozwijającą się stopniowo, bo związek rozpada się po pewnej znaczącej dla nich dwojga nocy. Ale nikt nie spodziewa się tego, jaką wiwisekcję tego małżeństwa ostatecznie zaproponuje niemiecka pisarka. Jest to oryginalne i zmuszające do przemyśleń, jednak w pewien sposób ekscentryczne. Bo „Prawda” to rzeczywiście oryginalny thriller, kiedy zrozumie się źródła strachu bohaterów.

Pisarka stawia swoich bohaterów w sytuacjach granicznych. Doprowadza do ostatecznych konfrontacji. Mamy tu bezpardonową walkę na śmierć i życie. Zamkniętą w przestrzeni, w której nikt nie jest w stanie wesprzeć którejkolwiek ze stron. Ta konfrontacja jest ostateczna i przejmująca. I dzięki temu powieść buduje bardzo kameralny dramat, którego istoty nie rozumie otoczenie, przez co Sarah jest podwójnie wyobcowana i przerażona. Raabe zdaje się sugerować, że paraliżujący strach możemy przekuć w niezwykłą odwagę, a nieświadomość samego siebie zamienia się w potworną udrękę – zwłaszcza gdy ktoś inny wie i pamięta dużo więcej niż ten udręczony pamięcią. Do rozegrania tego dramatu nie byłyby potrzebne w zasadzie żadne elementy świata zewnętrznego. Widziałbym fabułę tej książki na deskach teatralnych. Ona, on i oddzielający ich stół. Właściwie bez dekoracji. Surowe światło oświetlające twarze aktorów. Bo to one byłyby najważniejsze. Melanie Raabe nie chce być jednak ascetyczna, bo rozumie, że tego typu książce nie wyjdzie to na dobre. A jednak najciekawsza jest ta esencja, pełen napięcia i grozy pojedynek dwójki zdeterminowanych ludzi. Poza nimi rozpościera się przestrzeń niepewności i strachu. „Prawda” to opowieść o tym, że walczymy do końca – z każdym urojonym wrogiem i każdym dobijającym nas wspomnieniem. Powieść interesująca, ale dość specyficzna. Chyba jednak w pejoratywnym znaczeniu tego słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz