Wydawca: REBIS
Data wydania: 4 sierpnia 2020
Liczba stron: 304
Przekład: Anna Korzeniowska-Bihun
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 37,90 zł
Tytuł recenzji: W obliczu apokalipsy
Swietłana Aleksijewicz to za
mało, aby powiedzieć, że wiemy coś o współczesnym pisarstwie białoruskim. Dobrą
lekcją poznania szaleństwa narracyjnego zza wschodniej granicy jest lektura
książek Natałki Babiny. „Bodaj Budka” to kolejna rzecz, w której ujawnia się
przeogromna wyobraźnia autorki i jej dezynwoltura w łączeniu tropów oraz
gatunków. Z drugiej strony ta książka jest nieco wtórna w stosunku do
„Miasta ryb” i to jest trochę niebezpieczne, bo kiedy ochłonie się po tym, co
się przeczytało, można odnieść wrażenie, że Babina stoi w miejscu. Gdybym miał
znaleźć polski odpowiednik takiego rodzaju pisania, wskazałbym na dokonania
prozatorskie Radka Raka. Docenianie jego książek świadczy o tym, że mamy w
Polsce ochotę na wejścia w dziwne, mroczne, zaskakujące i łączące realizm z
elementami nadprzyrodzonymi narracje, bo one chyba jak żadne inne zadają nam
trudniejsze zagadki do rozwikłania. A także stawiają oczywiste pytania w bardzo
nieoczywistej formie.
„Bodaj Budka” to ponowne
spotkanie z Ałką Bobylewą. Retrospekcje tylko subtelnie nawiązują do „Miasta
ryb” – przede wszystkim wówczas, gdy bohaterka wspomina śmierć swojej babci
Makryni. Tym razem Bobylewa staje wobec całkiem nowego wyzwania. Po
raz pierwszy w życiu decyduje się na kupno nieruchomości. Bardzo niezwykłej, o
którą będzie musiała potem walczyć, co nakreślone jest w pięknej konwencji
batalistycznej groteski. Budka to dawny dom kolejarzy przy torach. W zasadzie
kilka nieruchomości tworzących kompleks. Jednocześnie pewną symboliczną
przestrzeń. Ałka zakłada, że sprowadzi się do Budki, będzie na miejscu
doglądała remontu i uda jej się pracować nad nową powieścią. Okazuje się, że
będzie ona bliżej rzeczywistości, niż to się Bobylewej wydaje, bo jedna z
bohaterek zmaterializuje się i stanie postacią, która swoje bezkompromisowe
sądy i opinie będzie wyrażać na terenie tytułowej Budki.
Babina wprowadza elementy
horroru gore, trochę science fiction i bardzo mocne w swojej wymowie
apokaliptyczne wizje. Dość powiedzieć, że w powieści zginą brutalną śmiercią
przyjaciółka i siostra Ałki, a cały oswojony przez nią świat stanie się areną
walki z przerażającym zagrożeniem. Budka będzie miejscem, w
którym zgromadzą się uciekinierzy z niewoli i buntownicy. Będzie wśród nich
także gadający kot! Cała ta gromada stawi czoła wrogowi,
który wcale nie pojawił się znienacka. Dużo wcześniej pojawiały się sygnały o
tym, że może zdarzyć się taki dramat, jaki będzie miał miejsce. Również Ałka,
którą milicja interesuje się ze względów politycznych, w pewien sposób
przewidywała nadchodzącą katastrofę. Tym niemniej tkwi w poczuciu niemocy wobec
zagrożenia. Do czasu. Portretowana przez Babinę białoruska prowincja stanie się
frontem walki o odzyskanie tego, co Białorusi zostało zabrane. A problem
najazdu tajemniczych istot, które odcinają granice państwa i niewolą tych
ludzi, których wcześniej nie zabili, to pokłosie przewidywań, że świat czeka
koniec, ale koniec egzemplifikowany przez słowo, które również jest u kresu.
Warto zwrócić uwagę na to, jak
zantagonizowane są w tej powieści trzy języki, którymi posługują się
bohaterowie – rosyjski, ukraiński i białoruski. Każdy kryje w sobie dawne
idiosynkrazje, w każdym ukrywają się uprzedzenia i lęk przed nazywaniem świata.
Bobylewa doświadcza tych językowych zderzeń w sposób szczególny. W świecie
przedstawionym tej powieści za każdym z nich stoi inna historia i inny sposób
percepcji. Ale to oczywiście nie wszystko. „Bodaj Budka” to interesująca
fantazja o tym, w jaki sposób język określa narodowość, a później o niepokoju
zderzeń ludzi w XXI wieku, pośród których – jak się okazuje – podziały
narodowościowe wciąż są żywe. „Jaki jest prawdziwy język naszej ziemi?” –
to pytanie zadane przez jednego z bohaterów prowadzi ku zagadce zawłaszczenia
świata, w którym sielskość tego, co bliskie, wciąż skonfrontowana jest z
przeczuciem i oczekiwaniem, że ktoś wrogi stworzy niebezpieczeństwo, a pozorny
spokój będzie mieć bardzo lichy fundament.
To niezwykła powieść, w której
wiedźmy będą opowiadać o rzeczywistości tak jak upersonifikowana śmierć, prawie
przyjaciółka, ktoś bliski Ałce, pomocny i próbujący wyjaśnić jej skomplikowaną
sytuację, w jakiej się znalazła. Będzie tu wiele baśniowych elementów, które
powodują, że rzeczywistość staje się surrealistyczna, ale to wciąż przestrzeń
opresji. Zagrożenie z zewnątrz jest trudne do zdefiniowania i żeby z nim
walczyć, potrzebna będzie solidarność. Być może taka, na jaką mieszkańcy
pozornie cichej i bezproblemowej prowincji nie mogą się zdobyć.
Podobnie jak w „Mieście ryb”
Bobylewa znowu będzie wpadać w nory czasowe, ale tym razem te wycieczki będą
trochę inne. Mam wrażenie, że Babina chce nam dać do zrozumienia, że
wszystko, co niepokojąco magiczne i nadprzyrodzone, wciąż dzieje się tam, gdzie
ludzie muszą dokonywać wyboru języka, by wyrazić to, co myślą, i jednocześnie
określać swoją przynależność. Także w tym, co podyktowała historia i jak
ułożyła dane losy. A jednak jest to przecież piękna opowieść o sile
zjednoczenia, dzięki której wszystko, co irracjonalne i wrogie, staje się
możliwe do pokonania. Babina oczywiście myli tropy i często zwraca naszą uwagę
na coś, co niekoniecznie potem będzie ważne. Dlatego to pomysłowa i dynamiczna
powieść o tym, że świat ulega upadkowi, a ludzie doświadczają sytuacji
granicznych, które niejako sprowokowali. Podoba mi się również nietuzinkowe
poczucie humoru autorki, która z najbardziej makabrycznych zdarzeń potrafi
wydestylować to, co wywoła po prostu uśmiech na twarzy.
Ale czarny humor to nie
wszystko. Najważniejsza jest galeria ekscentrycznych i fascynujących postaci,
przy których sama Ałka Bobylewa trochę blednie. Tym niemniej to jej narracja
jest najważniejsza i jej przyglądanie się zarysowanym problemom. A także
reakcje na to, co absurdalne i niepojęte. Wszystko trzeba znieść i unieść. A
bohaterowie różnie będą sobie z tym radzić. To też rzecz o kilku pokoleniach
– młode dziewczyny wpatrują się po śmierci matki w swoje telefony, a starzec
cierpiący na zanik pamięci może opisywać rzeczywistość już tylko punktowo,
wymieniając to, co widzi. W tym znaczeniu „Bodaj Budka” to narracja tworząca
pewną szaloną panoramę społeczną, ale też powieść stawiająca trudne pytania o
tożsamość narodową. Czyta się to chutko
i naprawdę bardzo dobrze. Ten archaiczny przysłówek bardzo często będzie nam
przypominał o tym, że język Babiny to dowód na to, że wciąż na nowo trzeba w
wyrażaniu siebie wiązać przeszłość z nadziejami lub lękami przed przyszłością.
Bardzo ciekawa powieść.
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń