Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 12 sierpnia 2020
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Śmierć
i pamiętanie
To moje pierwsze spotkanie z
prozą Roberta Małeckiego. Na wstępie uniknę zatem porównań, czy to książka
gorsza, lepsza lub też inna od wcześniejszych, choć zdążyłem się zorientować,
że jego czytelnicy, mówiąc o „Żałobnicy”, używają raczej tego trzeciego
przymiotnika. To jest jedna z tych niewygodnych powieści, która zarówno przed
główną bohaterką otwiera otchłań pamięci, jak i przed czytelnikiem uruchamia
szereg przerażających obrazów, skłania do mrocznych domysłów. W związku z tym i
wykreowana tutaj postać, i poznający jej losy tkwią w pewnym emocjonalnym
klinczu. „Żałobnica” ma duszną i bardzo niepokojącą atmosferę. Jest książką,
która niebezpiecznie zawłaszcza, ale odbiera też dech. Nic nie jest tym, czym
się wydaje. Nic nie jest przewidywalne. Widoczna i odsłaniana z różnych punktów
widzenia jest za to przejmująca samotność. Kobiety w kontrze do całego świata.
Skonfrontowanej nie tylko z żałobą, ale i z kierowaną jej stronę nienawiścią.
Z niechęcią tych, którzy obserwują jej działania. A także chcieliby wiedzieć,
kim jest kobieta z przeszłości i jaki przerażający bagaż doświadczeń wniosła w
małżeństwo, które właśnie tragicznie się zakończyło.
Anna jest
trzydziestotrzyletnią wdową, która nie roniła publicznie łez na pogrzebie.
Wciąż powracają do niej przejmujące obrazy, które nie były jej udziałem. Na
przejeździe kolejowym, o którego bezpieczeństwo nie zadbała dróżniczka, mąż
Anny i jej pasierbica tracą życie pod kołami rozpędzonego pociągu. Wraz z nimi
odchodzą w niebyt tajemnice tego małżeństwa. Ale nikt nie zdaje sobie sprawy z
tego, co rzeczywiście odpowiadało za jego rozpad. Za to, że tuż przed śmiercią
dwójka pełnych gniewu ludzi przyswaja jedną z wiadomości o tym, kim naprawdę
była Anna. Żałobnica. Wdowa. Suka. Zmarli nic już nie powiedzą, ale pozostawią
po sobie ślady, które będą prowadzić w miejsce i czas, z których Anna nigdy nie
mogła się wydostać.
Wyjątkowo konsekwentnie
budowana jest ta duszna atmosfera wzajemnych podejrzeń, niechęci otoczenia i
coraz mocniejszego wyobcowania, które tworzą jednocześnie opowieść chwilami
trudną do uniesienia. Podoba mi się dramatyzowanie Małeckiego. Czasem
nadmierne, w większości jednak zasadne i skutecznie przykuwające uwagę do tej
książki. Wiele mrocznych zdań nie funkcjonuje w akapitach, lecz osobno.
Jakby były świadectwami jakiegoś urywanego oddechu. Jakby Anna musiała
skonfrontować się ze sobą po śmierci najbliższych dużo bardziej boleśnie niż w
przypadku konfrontacji ze śmiercią. Ponadto coraz więcej jej działań wydaje
się podejrzane. Ale także to, co dzieje się wokół, stwarza kolejne zagadki.
Pytania stawiane są pojedynczo i zasadniczo – jak te zdania, które funkcjonują
bez towarzystwa, z zasadniczą kropką na końcu, zsuwające kolejne do następnej
linii tekstu. „Żałobnica” pełna jest specyficznego napięcia. I niepokoi tym
bardziej, im dalej odchodzimy od sprawy utraty męża i pasierbicy. Może ta
utrata uratowała Annę przed obłędem? A może wręcz przeciwnie – skierowała ją ku
niemu?
Bohaterka Małeckiego wyparła
wiele z czasu przeszłego. To, co wydarzyło się kiedyś z dala od Torunia, w
którym mieszka, wraca ze zdwojoną siłą, bo zainteresował się tym mąż Anny. Kto
wie, co wydarzyłoby się, gdyby nie zginął. Anna nie jest świadoma
tego, co czeka ją w najbliższej przeszłości. Nie wie, jak bolesne będzie
zderzenie z faktami zniekształconymi bądź usuniętymi z jej pamięci. I kiedy
miota się między tym, co pamięta, a tym, co pamięć przynosi wbrew niej samej,
przypomina mi Magdę, bohaterkę powieści „Krok trzeci” Bartosza Szczygielskiego.
W tamtej powieści również mieliśmy kobietę udręczoną tym, jak niewiele może
odtworzyć z czasu przeszłego i – co za tym idzie – jak niewiele wie o sobie
samej poza tym, że jest przeraźliwie samotna i zdana na własne siły.
Po stronie Anny znajdą się
jednak pojedynczy bohaterowie, ale są to ludzie, którzy jedynie w tle stymulują
jej pamięć, prowadzą ją ku świadomemu przypominaniu sobie. W tym wszystkim dodatkowo
zagadka zniknięcia dróżniczki, która musiała wziąć na siebie odpowiedzialność
za śmierć dwójki ludzi. Ludzi, którzy mieli być Annie najbliżsi, ale stali się
wrogami. Albo tylko jej samej wydaje się, że małżeńskie życie było wiecznym
frontem walki. Dużo trudniejszym niż rzeczywistość po wypadku. Do niej wdziera
się coraz więcej autodestrukcji. Ale Anna nie rozpada się. Wręcz przeciwnie –
musi zebrać siły, by zrozumieć samą siebie i to, dlaczego jej związek małżeński
się rozpadał.
„Przeszłość jest jak kotwica”
– te słowa głosi policjantka, która odbywa z bohaterką kilka rozmów w związku
ze zniknięciem dróżniczki. I bardzo szybko zorientujemy się, że demony
dopadające Annę dzisiaj utkwiły gdzieś w czasie przeszłym, niewyjaśnionym i
coraz bardziej groźnym. Pęczniejącym gdzieś pod skórą, niszczącym umysł. A
jednocześnie stanowiącym o tym, kim kobieta jest naprawdę. Kim
była w relacji małżeńskiej. Małecki bardzo powoli odsłania karty, ale robi to z
dbałością o każdy szczegół, nawet topograficzny. Sprawia to wrażenie, jakby
wiwisekcja przeszłości Anny była procesem nie tyle niemożliwym, ile przede
wszystkim trudnym do wytrzymania. Wciąż na nowo bohaterka uświadamia sobie, że
zostaje ze swoimi lękami sama. Że nie sposób będzie teraz odbyć żałobę, bo za
śmiercią wcale nie stoi poczucie bezgranicznej pustki. W pustce jest coraz
więcej niepewności tego, kim się jest albo kim się było. „Żałobnica” zabierze
nas w podróż do wspomnień. To będzie podróż w jedną stronę. Ani czytający, ani
bohaterka nie będą się mogli cofnąć do bezpiecznego miejsca, z którego
wyruszyli.
Robert Małecki sugestywnie
oddaje labilność emocjonalną swojej bohaterki i bardzo konsekwentnie portretuje
potęgujący się strach o samą siebie. W tym znaczeniu możemy mówić o thrillerze
psychologicznym, jednak narastający lęk czytelnika budują przede wszystkim
wspomniane wcześniej zasadnicze i świetnie skonstruowane zdania.
„Żałobnica” tnie nimi jak sztyletami, a ostatecznie prowadzi ku rozwiązaniu,
które dla nikogo nie będzie źródłem ekspiacji. Dlatego to książka wyjątkowo
przejmująca i w taki sposób bezkompromisowa, że nie szuka się alternatyw – choć
przecież pośród nich rodzi się konsekwentna droga do tego, by poznać prawdę.
Małecki potrafi manipulować czytelnikiem, ale tworzy również interesującą
postać, wobec której zachowuje się dystans, lecz mimo to intryguje ona od początku
do końca. Nie wiem, jak jest w innych książkach tego autora, lecz jeśli w
każdej dba on o to, by bohaterowie byli tak frapujący jak w „Żałobnicy”, nie
dziwię się sukcesom i trzymam kciuki za kolejne tak pełne napięcia i
zaskoczenia powieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz