Wydawca: Marginesy
Data wydania: 19 maja 2021
Liczba stron: 320
Oprawa: twarda
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Przestrzeń i pamięć
Zośka Papużanka nie próżnuje w pandemii. Rok po ukazaniu się powieści „Przez” otrzymujemy kolejną. „Kąkol” udowadnia, że nie ma chyba we współczesnej literaturze polskiej pisarki ani pisarza, którzy tworzyliby tak dobrą literaturę z tego, co się podsłucha czy podejrzy. Iskrząca fraza tej książki inna jest od zmetaforyzowania „Przez” i dużo bardziej ciekawa niż w powieści „On”, przy której przez chwilę zacząłem wątpić w to, że Papużanka jest pisarką i lingwistką pierwszego szeregu. Ale przede wszystkim baczną obserwatorką życia, która każdy moment, nawet ten najmniej znaczący, i każde powiedzenie, nawet to padające bez kontekstu i przypadkiem, ukoronuje w swojej prozie i pokaże, że mają znaczenie. Mają być zapisane. Gdyby zacytować bohaterkę książki, można by o „Kąkolu” wspomnieć następująco: „Trzeba mieć coś ładnego w brzydkich czasach”. Nie chodzi mi tylko o wspaniałą szatę graficzną tej opowieści. Chodzi również o to, co ona daje, jak wiele pozostawia. Bo to jedna z cieplejszych i radośniejszych książek o tym, jak do życia wdzierają się smutek, melancholia, niespełnienie, żal i wiele innych uczuć. Tych charakteryzowanych przez dorosły świat. Papużanka w „Kąkolu” opowie o tym, jak dziecko ten świat widzi. A także o tym, jak cudownie nieprzystawalne mogą być perspektywy dziecka i dorosłego widzących to samo albo uczestniczących w tym samym.
Być dzieckiem w literaturze to dla autora wielka sztuka. Zwłaszcza gdy powieść ma być spójna i wiarygodna na kilku setkach stron. Tutaj te dziecięce opowieści przełamywane są przez różne „ekshibicjonizmy”, „adwersarzy” czy „epigonów”, więc szkoda, że tak szybko traci się frajdę z przekonania, iż narratorką rzeczywiście jest piątoklasistka, która jak co roku udaje się z rodzicami na wieś, by przez dwa miesiące odczuwać i przeżywać świat w innych kategoriach. Bo na wsi nawet deszcz pada inaczej. Miejskie dzieci przybywają do krainy zderzeń i zdumień, ale bardzo szybko wchodzą w tę wiejską symbiozę z życiem poza czasem, z dala od przestrzeni miasta. Tyle że ta wieś nie jest sielska ani wakacyjnie pozbawiona punktów odniesień w postaci rzeczy koniecznych do zrobienia. Papużanka zabierze nas do miejsca, w którym dziecko przygląda się temu, co stworzyli wokół siebie i w sobie dorośli. Najbardziej podoba mi się wydzielanie narracyjnych proporcji między tym, co ważne i nieważne dla dojrzałych ludzi, oraz tym, w jaki sposób sprawy klasyfikują w hierarchii ważności dziecięce wyobraźnia i wrażliwość.
Świetne są te dziecięce asocjacje. Doceniam umiejętność płynnego przechodzenia między nimi. Ważne staje się zarówno to, co robi ładna mama będąca punktem odniesienia do wszystkiego, jak i niemożność oddania moczu w nocy. Istotne staje się wszystko to, co na co dzień uznalibyśmy za nieistniejący dla nas, bo nieistotny element świata, którego nie chcemy rozumieć głębiej. Autorka w bardzo udany sposób pokazuje, że dziecięca pamięć oraz dziecięce refleksje tylko pozornie są czymś chwilowym. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele pamięta dziecko, dopóki po latach nie skonfrontujemy się z tym, co z tego dziecka pozostało w nas samych. Idylliczny czas dziecięcego wypoczynku między trudami piątej i szóstej klasy urasta tutaj do rangi czasu o szczególnym znaczeniu. Dlaczego? Bo w opisywanej wyobraźni bohaterki rzeczywistość stawać się będzie raz bajką, raz baśnią, niekiedy przypowieścią, a czasami mitem. Są też partie narracyjne rozpisane jak dramat. Forma opowieści idzie w parze z jej niezwykłością. Zośka Papużanka jest kronikarką bylejakości, która staje się skarbem, i ponurej codzienności nabierającej pod jej piórem znamion pełnej atrakcji i witalności opowieści.
Co jeszcze ujmuje w „Kąkolu”? Komizm słowny i sytuacyjny, nad którymi autorka doskonale panuje. Wydobywa go również stamtąd, gdzie pozornie on nie istnieje. Albo po prostu nie zostaje odpowiednio opowiedziany. To jest książka wywołująca uśmiech nawet wówczas, gdy opowiada o rzeczach trudnych i ponurych. Wtedy, gdy do dziecięcej percepcji docierają jakieś fragmenty mroku niesionego przez dorosłych, którzy nie chcą się tym dzielić z dziećmi. Bo dzieciaki będą radośnie spędzać czas bez poczucia jego upływu, ale w radosnym odkrywaniu nowych rzeczy i emocji skryły się samobójstwo, druga wojna światowa czy sąsiedzka nienawiść. I tu warto wspomnieć o tym, w jaki sposób Papużanka przełamuje pozornie sielankowy klimat swojej powieści. Coś jest nie tak w opisywanych relacjach. Coś jest nie do końca nazwane, ale wciąż napięte. Ciekawie prezentuje się tu symbolika wyrywania z ziemi czegoś, co napęczniałe, nabrzmiałe, gotowe do wydostania się, nieświadome przyszłości. Są tu rodzicielskie szepty pełne wzajemnych pretensji. Jest męska oschłość i surowość – dziedziczona z pokolenia na pokolenie, uwierająca młodziutką bohaterkę bezradną wobec tego i w każdej sytuacji szukającą bliskości z ojcem, bo on nawet wtedy, gdy bije, jest wystarczająco blisko choć przez chwilę.
Wieś to miejsce będące punktem odniesienia dla wszystkiego. Ludzie wsi żyją w rytmie porządkowanym przez powtórzenia. A w życiu dziewczynki przybywającej na wakacje do dziadków nie ma miejsca na żadną rutynę ani na coś, co za jakiś czas byłoby takie samo. Dlatego śledzenie tego, co rozgrywa się wokół niej, jest równie pasjonujące jak zgłębianie specyficznej wrażliwości tej małej zbieraczki, która zaczyna od liści, a kończy na opowieściach. „Kąkol” to również powieść o swoistym wyobcowaniu – dyskretnie tu zaznaczanym w portrecie postaci głównej bohaterki i bardziej widocznym, gdy mowa o ładnej mamie. Można uznać, że jest to barwna książka o pamiętaniu oraz porządkowaniu pamięci, ale Papużanka również, a może przede wszystkim opowiada nam tutaj o tym, że pamięć boli, choć podsuwa nam obrazy pozornie dalekie od tego, co miałoby wywoływać ból.
W świecie, w którym
niepodzielnie rządzi dziadek Antoni, miejscowy demiurg i autokrata, jest
przestrzeń na to, by uciec od narzuconych poglądów czy działań. Dziecięce
ucieczki są wdzięczne, a jednocześnie pokazywane jako drogi ku zapominaniu o
tym, o czym nie chce się pamiętać. Patriarchalny porządek wsi zderzy się też ze
znaczącym buntem opisanym w zakończeniu. Dziecko obserwuje świat gotowy,
oswojony, zabezpieczony rytuałami i nawykami oraz naznaczony specyficzną mentalnością.
Ale to świat, z którego rusza ono w życiową drogę. Szkoła życia skuteczniejsza i
ciekawsza niż kolejne dziesięć miesięcy poza wsią, w szkolnej ławie. Zośka
Papużanka fantazjuje o świecie, który chętnie zamykamy w sobie, bo jest prawdopodobnie
ostatnią skuteczną próbą odpierania bezkompromisowości reszty świata.
Dodatkowo jest to powieść soczysta językowo, bardzo dynamiczna. Opisy nie pełnią
tu funkcji retardacyjnej. Czytać się będzie z zachwytem przedstawianie tego
zwyczajnego, a przecież niezwykłego świata w najdrobniejszych detalach. Piękna książka.
Dzięki za recenzję!
OdpowiedzUsuń