Pages

2021-05-03

„Oneiron” Laura Lindstedt

 

Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie

Data wydania: 5 maja 2021

Liczba stron: 478

Przekład: Sebastian Musielak

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Między życiem a śmiercią

Nordyckie literackie monologi zmarłych kobiet wybrzmiewają wyjątkowo przejmująco. Po wstrząsającej „Antarktyce miłości” Sary Stridsberg polski czytelnik otrzymuje powieść równie dobrą, choć zupełnie inną formalnie. Laura Lindstedt w przeciwieństwie do swojej szwedzkiej koleżanki po piórze nie postawi na kameralność intymnego wyznania wydobywającego się z bliżej nieokreślonej, metafizycznej przestrzeni uwięzienia między życiem a śmiercią. W „Oneironie” będzie się wypowiadać wiele kobiet. Stridsberg kameralnym monologiem osiąga ten sam efekt co polifoniczna Lindstedt. Obie te książki – szwedzka i fińska – w podobny sposób opowiadają o niemożności wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i jednocześnie o tym, że to życie w każdym swoim przejawie było niezwykle intensywne. Być kobietą to w „Oneironie” być ontologiczną zagadką. Ale również być ofiarą opresji i przemocy, o której Lindstedt opowiada bardzo wyraźnie i z bardzo dużym gniewem. Bohaterki tej książki, która z różnych powodów może być czytelniczym wyzwaniem, są wyrazicielkami prywatnych lęków, wstydów, bolączek i neuroz, ale razem są jednocześnie odpowiedzialne za inny, uniwersalny przekaz tej historii. Powieści świetnej także formalnie, w której strumień świadomości może spotkać się z baśnią, prasowym sprawozdaniem czy odniesieniami do dalekowschodnich filozofii.

Zachwyca nie tylko bogata wyobraźnia autorki, która ujawnia czułość do najmniejszego nawet detalu definiującego kobiecą płeć. Zachwyca, a może bardziej budzi podziw to, jaką różnorodność tematyczną proponuje nam „Oneiron”. W zakończeniu Laura Lindstedt dziękuje bardzo różnym osobom, bez konsultacji których ta imponująca powieść po prostu by nie powstała. Jest częściowo socjologicznym traktatem, a częściowo ponurym moralitetem o życiowej niesprawiedliwości. Baśnią z wyjątkowo mrocznymi zwrotami akcji, ale również bardzo surową narracją przypominającą momentami reportaż. Wszystko skoncentrowane wokół opowieści kobiet, które niczego już nie mogą w swoim życiu zmienić. Mogą jedynie to życie nazwać, próbować określić swoją życiową rolę, lecz nade wszystko – po raz ostatni zbliżyć się solidarnie do pokrzywdzonych w równym stopniu. Ale „Oneiron” nie będzie mówiącą o kobiecej krzywdzie powieścią, po której się łka i wciąż na nowo przeżywa traumy.

Nie, jest to książka, którą oczywiście można bardzo skrzywdzić, nazywając w uproszczeniu manifestem kobiecej determinacji. To nie o tym, nie tylko o tym. Spektrum tematyczne narracji Lindstedt jest ogromne. Dla mnie najbardziej atrakcyjne jest tutaj to, że fińska autorka odwołuje się do najbardziej enigmatycznego ludzkiego doświadczenia, proponując swoim bohaterkom czas i przestrzeń na spowiedź, ale niepokojąc jednocześnie tym, jak wykreowane zostało miejsce kobiecych opowieści oraz czym one tak naprawdę mają być. Bo że nie są próbą zbyt prostej i oczywistej autoterapii – to niemal pewne.

Zaczyna się intrygująco. Młoda Austriaczka po śmierci doświadcza najwspanialszej rozkoszy cielesnej, jaka tylko mogła być jej dana. Wizyjność erotyki tej sceny idzie w parze z wizyjnością bardzo wielu, czasami naprawdę spektakularnie rozpisanych scen. Lindstedt pozwala swojej młodej bohaterce na doświadczenie intymne i niepowtarzalne. Potem okazuje się, że siedem kobiet przebywających w jakiejś niezidentyfikowanej dla nich przestrzeni czeka na ostateczny koniec. Albo na to, co się nim stanie, kiedy wybrzmią wszystkie ich opowieści.

Kiedy czyta się w „Oneironie” o przemocy doświadczanej przez kobiety i przemocy jako sile sprawczej wielu wydarzeń w ich życiu, nie sposób chłonąć te niezwykłe opowieści bez emocji. Mnie najbardziej zapadła w pamięć ta, w której życie mężczyzn staje się cenniejsze, bo można z nich zrobić zakładników, a życie kobiety zostaje brutalnie zakończone na pustyni. Męskość ma swoją wartość, kobiecość jest wykorzystana i zbrukana. Ale Laura Lindstedt nie ukazuje swoich bohaterek jako ofiar. Szczególną rolę odgrywa tutaj Shlomith, jedna z kobiet sprawująca jakby funkcję prowodyrki i opiekunki pozostałych bohaterek. Z niej biją siła i pewność siebie, które oddziałują na pozostałe kobiety. Shlomith – której zresztą pisarka poświęca najwięcej uwagi i treści – stoi w pewnej opozycji do nieśmiałości, wycofania albo autoagresji. Jest też najstarsza ze wszystkich kobiet, a jej życie było sprawą publiczną w przeciwieństwie do osobistych perypetii pozostałych postaci. Shlomith – doskonała prowokatorka, świadoma swojej wartości i pewna działań artystka? Czy może kobieta, której judaizm wyrządził największą krzywdę, a ona sama zaczęła krzywdzić swój organizm, odbierając mu moc życia? To z pewnością postać, wokół której buduje się dodatkowe znaczenie tej powieści. Shlomith jest nie tylko artystyczną wyrazicielką prowokacyjnych idei, ona sama odbija się ideologicznie i emocjonalnie w tym, co próbują nazywać inne kobiety w tej narracji. Nieprzypadkowo to Shlomith właśnie parafrazuje Satre’a, mówiąc do towarzyszek: „Wy jesteście moim piekłem, a ja jestem waszym”.

„Oneiron” buduje napięcie także wokół zagadek śmierci. Wszystkie bohaterki pożegnały się z życiem i nawet kiedy o nim dokładnie opowiadają, chwila ostatecznego odejścia skrywa się gdzieś we mgle. Dowiadując się, co naprawdę się stało z kobietami Lindstedt, odkrywamy dodatkowe znaczenia książki; jesteśmy w stanie dostrzec te przejawy fatalizmu, które przez pewien czas na pewno nie nasuwały się nam na myśl. Śmierć staje się tu końcem pewnej udręki. Jest czymś oczekiwanym – jak w przypadku zmagającej się z nowotworem Wlbgis – ale bywa również niespodziewanym zwrotem akcji, po którym pozostaje tylko zaskoczenie. Tak odchodzi ta, która trafia do grupy jako ostatnia. Nastoletnia Ulrike, której buntowniczość nabierze nowego znaczenia, kiedy uda się czytelnikom ujrzeć „Oneiron” w całej jego kontestacyjnej krasie.

Bohaterki starają się pokazać, że chcą być solidarne i zależy im na stworzeniu wspólnoty – jakkolwiek niepewna dla nich byłaby przestrzeń, w której wszystkie się znajdują. Te zbliżenia będą tu zderzone z licznymi emocjonalnymi spięciami. Można zastanawiać się nad tym, czy „Oneiron” jest rzeczą o zbiorowej pamięci jednej płci, czy historią stygmatyzowania wspomnień przez to, kim się z powodu płci było i czego doświadczyło. Jedno jest pewne: kobiecość u Lindstedt to siła i zagadka. Wieloznaczność opowiadanych historii zderza się często z prostolinijnym dramatem, bo w dużej mierze właśnie tym były znaczne fragmenty życia bohaterek. Ta fińska powieść jest intrygująca także dlatego, że formalnie do końca nie jesteśmy pewni, ku czemu zmierza. Ale wydaje mi się, że jest tu mowa również o tym, czym ma być egzystencjalny koniec. Przecież to, co mówią oraz jak działają bohaterki, jest kompulsywnym, pełnym zasadniczego gniewu, ale i trochę bezradnym buntem wobec tego, co ostateczne. Ostateczne okazują się tu jednak emocje. I portretując je, Laura Lindstedt jest naprawdę znakomita.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz