Pages

2021-06-25

„Kwarantanna” Wytske Versteeg

 

Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Data wydania: 28 kwietnia 2021

Liczba stron: 160

Przekład: Jadwiga Jędryas

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 32,50 zł

Tytuł recenzji: Gorycz samotności

Nie podoba mi się to, że usiłuje się promować tę powieść w związku z pandemią COVID-19. Zarysowany przez holenderską autorkę przebieg ogólnoświatowej zarazy nijak ma się do tego, co obecnie przeżywamy. Ale zdecydowanie warto zwrócić uwagę na „Kwarantannę” jako ciekawą postapokaliptyczną fantazję o ludzkiej kondycji, priorytetach oraz wartościach. Czytając Versteeg, cały czas miałem przed oczami inną podobną fikcję literacką – mam tu na myśli „Niebieską księgę z Nebo” Manon Steffan Ros. Obie pisarki, walijska i holenderska, proponują bardzo skondensowaną wizję świata po zagładzie, obie książki są krótkie i jedynie punktowo zaznaczają tragedię ludzkości, koncentrując się na losach tych, którzy przetrwali. „Kwarantanna” stanowi coś w rodzaju mrocznego rewersu „Niebieskiej księgi z Nebo”, kiedy porównujemy, co tak naprawdę ocalało. U Ros jest to jednak podstawowa komórka społeczna – mamy matkę i syna, jakiś prognostyk tego, że społeczeństwo po kataklizmie kiedyś się odrodzi. U Wytske Versteeg pozostaje samotny mężczyzna. Cyniczny w przeszłości, dzisiaj konfrontujący się z tym, czym jest egzystencjalne wyobcowanie w świecie, w którym poza szaloną staruszką kręcącą się nieopodal nie ma już żadnych ludzi. O ile Ros była twórcza w tym, że oddała pole do popisu wyobraźni nastolatka i żadnego z dramatów nie zdefiniowała w sposób oczywisty, o tyle u Versteeg mamy tę wyjątkową bezkompromisowość ukrytą zarówno w retrospekcjach, jak i w obecnej, tragicznej w kilku znaczeniach kondycji ocalałego z zarazy bohatera.

Tomas przetrwał, bo był zawsze egocentrycznym mizantropem traktującym ludzi przedmiotowo i człowiekiem unikającym dotyku. A to właśnie dotyk stał się przekleństwem, kiedy potężna zaraza zdziesiątkowała ludzkość. To, co pozostaje bohaterowi, to wspominanie. Jego życie jawi się jako pasmo gorzkich doświadczeń, ale jest również opowieścią o obcesowej goryczy samego Tomasa. Trudno znaleźć jeden przymiotnik określający jego postawę życiową. Z pewnością jest rozgoryczony tym, jak żył i jak niewiele radości dawało mu dotychczasowe życie. Jest zgorzkniały, gdy portretuje nieudany związek małżeński, a holenderska pisarka w tym wątku nie szczędzi czytającym dosadnych scen obrazujących emocjonalną pustkę i erozję relacji już od początku naznaczonej jakimś trudnym do zdefiniowania fatalizmem. Tomas jest również rozpaczliwie samotny – zwłaszcza gdy zdradza się z tym, jakie uczucia wzbudziła w nim młoda kochanka, której obecność we wspomnieniach bohatera ma kilka znaczeń, biorąc pod uwagę, czego od niego chciała i jak ustosunkował się do tego, że w gruncie rzeczy go nie potrzebuje. Odium rozpaczy w związku bohater „Kwarantanny” usiłuje kompulsywnie odczarować poprzez romans. Obie relacje z kobietami są tu jednak na pozycji straconej, a dochodzi do tego jeszcze jedna – ta najważniejsza. Najbardziej enigmatyczna w tej krótkiej powieści i najmocniej elektryzująca relacja Tomasa z jego matką.

Wytske Versteeg świetnie – nomen omen – operuje symboliką. Uświadamiamy sobie, że jej bohater poprawia urodę, a sam ma zniekształconą twarz, adorowana przez niego Maria zaś chce swoją twarz z jego pomocą zmienić. Tomas jako chirurg plastyczny wydobywa ukryte piękno albo tworzy nowe iluzje. Symbolika ludzkiej skóry poddanej tu zniszczeniom, deformacjom i szeroko pojętym zmianom rezonuje wyraźniej wówczas, gdy uświadomimy sobie, co w gruncie rzeczy zabijało w czasie epidemii. Tomas jest bardzo sugestywnie sportretowaną istotą niepełną przez swoje oszpecenie, zazdroszczącą innym twarzom ich kompletności i innym ludziom tego, w jaki sposób funkcjonują w życiu – dopasowani do ról, pogodzeni z przeznaczeniem, realizujący zamierzenia, odczuwający satysfakcjonujące ich emocje. Ta specyficzna spowiedź ze świata, w której zadowolona z siebie ludzkość przestała funkcjonować, jest jednocześnie intymnym dziennikiem rozpaczy. Dlatego na tak niewielu stronach Versteeg wyzwala tak wiele uczuć. Portretowana przez nią rozpacz nie jest obszernie opisana, niewiele tu kontekstów. Zdajemy sobie sprawę z tego, dlaczego paradoksalne ocalenie bohatera jest jednocześnie jego życiową klątwą. Świetne jest w „Kwarantannie” to, że jedynie sugeruje. Pozostajemy w przestrzeni niedomówień, która staje się coraz bardziej mroczna. Retrospekcje są w tak znakomity sposób skonstruowane, że odbiór staje się niejednoznaczny, gdy dowiadujemy się coraz więcej. A może nie wiemy niczego poza tym, co bohater w swojej ostatecznej rozpaczy jest w stanie pokazać nam tylko w półcieniach.

To także świetna rzecz o konfrontacji ze śmiercią – od tej w wymiarze najbardziej intymnym po wymiar zagłady, przecież ludzkości już nie ma. Przelatujący po niebie samolot może świadczyć o tym, że jest inaczej i że w tej postapokaliptycznej rzeczywistości kiedyś wszystko wróci do normy. Nie będzie tak jednak w przypadku Tomasa. Napięcie wywołane przez jego zwierzenia potęguje fakt, że holenderska pisarka tworzy postać wyjątkowo niesympatycznego antybohatera. W jego życiu emocjonalnym było miejsce jedynie na skrajne odczucia. Między nienawiścią a miłością, która wydaje się tu bardzo nieudolnie nazywana przez Tomasa, tkwimy w kotle, a może raczej w piekle takiego rodzaju emocji, z którymi bohater nie może sobie poradzić, funkcjonując społecznie w jakichkolwiek rolach. „Kwarantanna” to także powieść o porzuceniu. O tym, że najmocniejsze przeżycia wywołuje fakt rozstania. Tomas doświadcza kilku rozstań. Najbardziej bolesne jest dla niego to, że z czasem, odtwarzając coraz więcej faktów ze swojego życia, jest coraz bardziej daleki samemu sobie. Dlatego ta książka jest kameralnym, ale wyjątkowo sugestywnym dramatem odczarowywania pojęcia człowieczeństwa przez kogoś, kto cierpi i przeżywa rozterki jak każdy człowiek. Jest też ocalonym, ale czy możemy mówić tutaj o faktycznym ocaleniu?

Wytske Versteeg rozważa tutaj także kwestię tego, czy wewnętrzna wolność nie jest powiązana z odbieraniem wolności innym, a może z wytyczaniem jej granic. W tym znaczeniu jest to jednocześnie książka o zdobywaniu, przekraczaniu granic i wywieraniu wpływu na innych, ale także klaustrofobiczna opowieść o tym, że każdy życiowy krok nosi znamię jakiegoś fatalnego zapętlenia. W ostatecznym rozrachunku Tomas nie wie, czy to, jak żył, dało mu upragnioną – bo wtedy jeszcze nie opresyjną – samotność czy rzeczywistą wolność, która teraz, po pandemii, staje się jednak groteskowa i tym samym przerażająca. „Kwarantanna” to z pewnością proza dla tych czytelników, którzy chcą na dłużej pozostać z emocjami po lekturze. Niejednoznaczna i w swej niejednoznaczności tragiczna. Na tyle bezkompromisowa, że odbiera oddech. A jednocześnie manipulująca tym, jak przedstawiona historia może być odebrana. Lubię takie niejednoznaczne książki o upadku człowieka. O tym, że upadamy często dlatego, że paradoksalnie zbyt pewnie staliśmy na własnych nogach. Bardzo dobra rzecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz