Pages

2022-09-14

„O mojej córce” Kim Hye-jin


Wydawca: Kwiaty Orientu

Data wydania: 12 września 2022

Liczba stron: 184

Przekład: Łukasz Janik

Oprawa: miękka

Cena det.: 39 zł

Tytuł recenzji: Konfrontacje

To jedna z bardziej poruszających mnie azjatyckich narracji, jakie kiedykolwiek czytałem. Jej wielką zaletą jest kondensacja – tak częsta w powieściach tego rejonu geograficznego, lecz nie tak przemyślana – bo w niej młoda koreańska pisarka zawrze absolutnie wszystko, by tak krótka powieść pozostawiła po sobie wyraźny ślad w głowie. Jest tu znakomicie poprowadzona warstwa realistyczna, wszelkie dosadności i wręcz naturalizm, z kałem płynącym po udach czy siniakami na ciele. Jest jednocześnie sfera symboliki i swoistego liryzmu. Kim Hye-jin najlepiej wypada w nietuzinkowych porównaniach, jednakże najważniejsze w tej powieści są ujawniane emocje. Ich stopniowanie i tworzenie atmosfery bardzo intensywnego napięcia. „O mojej córce” to w oczywistym wymiarze książka podejmująca temat trudnej konfrontacji, ale na tym motywie autorka buduje coś ciekawszego i bardzo wartościowego. To nie będzie tylko powieść o ekspiacji, która dość czytelnie rozpisana jest tutaj na dwie historie bardzo dobrze spojone w całość. To sztuka zwłaszcza w przypadku krótkiej narracji. Najcenniejsze w tej opowieści jest to, że Kim Hye-jin nie proponuje żadnych prostych rozwiązań. Nawet wtedy, gdy antycypujemy przesłanie zakończenia, pozostajemy i w swoistym niedosycie, i estetycznym zachwycie, bo nie ma w tej książce żadnej dydaktycznej wykładni, choć jej konstrukcja fabularna sugeruje, że takowa jednak będzie miała miejsce.

Szalenie ważne jest to, w jaki sposób pisarka wykorzystuje tutaj kwestię nazewnictwa. Co i jak jest nazwane albo dlaczego nie ma miana. Główna bohaterka jest bezimienna. Jej córka również, bo tak naprawdę poznajemy imię, które nadała jej partnerka, jakby za jego pomocą chciała zabrać kobietę do swojego świata, określać dla niej inną rolę, taką drogę życiową, z którą nie zgadza się matka. Tymczasem w ich relacjach ważna jest kwestia zaimków i w ogóle chylę czoła przed wspaniałym tłumaczeniem tej powieści. „My obie” rezonuje w głowie głównej bohaterki, zawłaszczając całkowicie emocje, a te zaczynają być wyjątkowo proste, ustawione wciąż w kontrze do doświadczenia życiowego i wyborów córki. Zatem „my obie” to tutaj pojęcie powiązane z przerażeniem, niepewnością, swoistym stygmatem. Córka jest w każdym znaczeniu inna niż matka. Nie wychowała jej kulturowa zachowawczość, nie będzie przez całe życie jak matka „odwracać wzrok, zamykać usta”. To wydaje się seniorce nie tylko nie do zrozumienia, ale wręcz nie do wyobrażenia. I w świat jej egzystencjalnego niepokoju wkracza „tamta”. Druga kobieta, przed którą trzeba trzymać gardę. Ktoś, kto stanowi coraz bardziej sprecyzowane źródło niebezpieczeństwa, ale również ktoś, kto z wyjątkową łagodnością i empatią podchodzi do wszelkich uprzedzeń matki swojej kochanki.

„Tamta” staje się w opowieści głównej bohaterki „tą drugą”. Kim Hye-jin wciąż zaznacza dystans, jaki matka musi wypracować sobie wobec kogoś, z kim jej córka żyje w związku od siedmiu lat. Obca w jej domu nie jest kimś takim dla najważniejszej istoty w jej życiu. Córka jest jedna. Jej jedyne ukochane dziecko dokonuje wyboru, który rujnuje wizję powinności społecznych w oczach anonimowej matki. Dla niej posiadanie potomstwa to „,majątek i zabezpieczenie”. Czuje się oszukana, odrzucona i zraniona, kiedy córka wybiera zupełnie inny model życia. Także, a może przede wszystkim życia seksualnego. To jest rzeczywistość, dla której nie ma miejsca w wyobraźni matki. Tam cały porządek został stworzony przez innych, tymczasem córka chce go stworzyć na własnych zasadach. Z dala od matczynej zachowawczości i wiecznego zapadania się w siebie, aby być niewidzialną.

Zatem Green, bo tak jest nazwana przez partnerkę, dokonuje zupełnie innych wyborów. Nie będzie wycofana i milcząca jak matka. Nie osiądzie na peryferiach istnienia egzemplifikowanych przez stary smutny dom, przestrzeń kontroli życia swojego oraz życia najbliższej osoby przez kobietę, która stopniowo będzie wydostawać się ze szponów opresyjnego narzucania sobie społecznego i kulturowego balastu. W przeciwieństwie do matki wybierze nonkonformizm, będzie buntowniczką, działaczką społeczną, jej właściwością będzie działanie w kontrze do utrwalonych stereotypów. Matka ujrzy swoje ukochane dziecko nie tylko w całym tym skomplikowanym procesie transformacji, ona osobiście doświadczy tego, co znaczy bunt Green. Z czym wiąże się brak akceptacji i poszanowania ludzkiej wolności, możliwości życiowych wyborów. Bohaterka niespodziewanie sama dojrzeje do pewnego buntu. Nie będzie się spodziewać tego, z kim naprawdę się spotka, kiedy zrobi to, co zamierza zrobić w zawodowej relacji z podopieczną. A ta relacja przestaje mieć charakter oficjalny.

„O mojej córce” to nie tylko kameralny dramat rodzinny rozpisany w zasadzie na dwie kobiece role, bo nieobecność mężczyzny jest tu zaznaczona i dosadnie, i symbolicznie. To również książka portretująca obraz koreańskiej starości. A właściwie proponuje nam uniwersalną historię o tym, co się dzieje z ludzkim życiem, kiedy zostajemy w jego jesieni bez najbliższych. To oczywiście w bardzo ogólnym wymiarze, bo druga historia opowiedziana przez Kim Hye-jin znakomicie uzupełnia się z tą pierwszą, najważniejszą. „Życie jest haniebnie długie” – słyszy bohaterka z ust zmęczonej swoją pracą opiekunki społecznej. Hańba będzie tutaj miała kilka ważnych wymiarów. Ale koreańska autorka wyraźnie podkreśla, że hańbiące jest przede wszystkim to, jaki mamy stosunek do życia ludzkiego, kiedy człowiek przestaje być w jakikolwiek sposób użyteczny, przestaje być dla kogoś ważny. W tej powieści przejmujące losy seniorki, z którą główna bohaterka wiąże się szczególnie silnie, wykorzystane są po to, by pokazać swoistą przemianę. A może raczej drogę ku przemianie. Bardzo to wszystko misternie ze sobą połączone, kiedy losy skonfliktowanych matki i córki łączą się z innym konfliktem. Właściwie wręcz z dramatycznym dylematem. Dzięki temu ta powieść jest tak przejmująca od pierwszej do ostatniej strony. Ale Kim Hye-jin chce opowiedzieć jeszcze o czymś.

To książka o rozwijającej się gospodarczo Korei, gdzie znajdują się ludzie cierpiący w wyniku transformacji, wskutek których wielu płaci za to dużą cenę. Drogie mieszkania, znikające małe sklepiki, praca będąca frustrującą harówką. Sporo dzieje się tutaj w tle i nadaje tej opowieści jeszcze więcej dramatyzmu. Jednocześnie „O mojej córce” to głęboko humanistyczna historia o tym, co to znaczy spotkać samego siebie, zbliżyć się ze sobą i odrzucać to, co uformowało różnego rodzaju opresje. Bohaterka definiująca rodzinę zgodnie ze społecznymi standardami dostrzega wyraźnie, do czego te standardy doprowadzają. Czy będzie gotowa na to, by otworzyć się na inne pojmowanie rodziny i tego, co to znaczy bliskość oraz wolność wyboru życiowych partnerów? Kim Hye-jin jest naprawdę świetna w sferze niedomówień. Tam gdzie pozostawia nas czasem bezradnych i egzystencjalnie zagubionych, tak jak zagubiona jest główna bohaterka. To historia o tym, czym są matczyna desperacja, wściekłość i bezsilność. Ale również o tym, co się na bazie tego wszystkiego tworzy, co nowego wykształca, jak zmienia się punkt widzenia i jak w tej naznaczonej upałem codzienności wreszcie przychodzi ulga ochłodzenia. Intrygująca książka z wieloma uniwersalnymi przesłaniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz