Pages

2022-11-10

„Na północ. Jak pokochałem Arktykę” Adam Wajrak

 

Wydawca: Agora

Data wydania: 9 listopada 2022

Liczba stron: 400

Oprawa: miękka

Cena det.: 54,99 zł

Tytuł recenzji: W stronę piękna

Nie czytałem żadnej poprzedniej książki Adama Wajraka, ale czytałem jego ogólnodostępne w mediach teksty, w których dostrzegałem zawsze niezwykłą czułość wobec świata, w którym autor zaszył się na co dzień, mieszkając w takim, a nie innym miejscu. Tę książkę przeczytać musiałem. Nie tylko dlatego, że chciałem poznać fascynację tym, co od lat jest kierunkiem moich podróży – choć nie dotarłem tak daleko jak Wajrak, ale nastąpi to zapewne wcześniej czy później. O Arktyce czytałem już książkę rozczarowującą („Arktyczne marzenia” Barry’ego Lopeza) i znakomitą („Witajcie na cholernej Arktyce” Blair Braverman). Tej oczywiście jest bliżej do Braverman, ale to też zupełnie inna publikacja. Nie koncentruje się aż tak na relacjach z ludźmi w zimnym klimacie i doświadczeniach egzystencjalnych związanych z obcowaniem z Północą. Nie w jakimś zasadniczym stopniu, bo wspomnienia autora z północnych wypraw to przede wszystkim jego pamiętniki z poznawania arktycznego ekosystemu. Lecz również istotna książka o zależnościach, które przed dekadami destabilizowały ten ekosystem. Już wtedy, gdy Wajrak miał niewiele ponad dwadzieścia lat, pewne procesy wyglądały niepokojąco. Dziś jest z pewnością dużo gorzej. Arktyka – jakkolwiek imponująca, wymagająca i zmuszająca do pójścia na wiele kompromisów z samym sobą – jest coraz bardziej krucha i zagrożona unicestwieniem. O tej kruchości czytamy już na wstępie. To pierwsza z trzech planowanych książek opowiadających o arktycznych doświadczeniach Wajraka. Kolejne zapowiadają się znakomicie, ale ta wydaje się najbardziej osobista. Wracając do podróży i przeżyć z lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia, „Na północ” opowiada nam nie tylko surowy pejzaż, lecz również kształtującą się osobowość młodego odkrywcy, który nie wybiera zimnego kierunku z tych najbardziej oczywistych powodów powtarzanych przez tak zwanych zdobywców. To bardzo intymna, pełna humoru i gawędziarskiej swady opowieść o dzikim miejscu, które zawłaszcza już komercyjna turystyka. Jej przejawy są opisane kilka razy (autor staje się sam w sobie atrakcją turystyczną), ale Wajrak ucieka od komercji i łatwego północnego PR-u.

To będzie książka, w której poznamy przede wszystkim faunę i florę północnych regionów. To, co autor kocha. To, co zawsze w bezwarunkowy sposób przyciąga jego uwagę. To, do czego obserwacji został niejako stworzony ze swoją specyficzną wrażliwością każącą mu na przykład płakać nad losem arktycznych wydrzyków. „Na północ” uczy przede wszystkim tego, by docierać do Arktyki z pokorą i szacunkiem. Tam walczą o życie rośliny i zwierzęta, które podporządkowują się bardzo konkretnym i niezwykle surowym prawom. To również miejsce, w którym obcowanie z przyrodą staje się dużo bardziej intensywne. Adam Wajrak opowiada Północ przede wszystkim poprzez przejawy życia natury. I jest to wędrówka fascynująca, podczas której można się dowiedzieć czegoś, o czym na co dzień nie miało się pojęcia. Na przykład na temat fok czy funkcjonowania ornitologicznego raju dla badacza, a ważnego punktu dla tych ptaków, które na dalekiej północy szukają bezpieczeństwa rozrodu oraz mierzą się z trudnościami dorastania do tak zwanego dojrzałego życia.

Zwróciłem już uwagę na coś, co będzie największym atutem tej książki. To sposób, w jaki autor opowiada o sobie oraz swoich doświadczeniach sprzed wielu lat. Wajrak jest znakomitym gawędziarzem. Możemy się o tym przekonać już na samym początku. To zaskakujące, czego można się dowiedzieć z samego tylko faktu wspominania radzieckiego sztormiaka, który ma na sobie u wybrzeży Estonii. A to dopiero próbka umiejętności autora tak opowiadającego swoją historię, że czeka się na każdą kolejną dygresję, bo jest tak samo interesująca jak sprawozdanie z podróży. Tu wspomniane są trzy. Przystanki na drodze, którą zbliża się do Arktyki młody chłopak, badacz, znawca natury i odkrywca rzeczy nieoczywistych. Najpierw opustoszała estońska wyspa, potem Wyspa Niedźwiedzia, a na końcu Svalbard. Zbliżając się do arktycznej bezkompromisowości, Wajrak rozważa swoją kondycję w świecie ustalonym przez zależności, od których na co dzień jest przecież daleko. Szczególnie ciekawie w kontekście obserwacji niedźwiedzi polarnych oraz opowieści o nich jawi się tu kwestia konieczności bycia arktycznym zabójcą. To bardzo bezwzględny świat, w którym śmierć przychodzi nagle i jest wpisana w ekosystem. Z drugiej jednak strony świat niebywałego spokoju, naturalnej harmonii wypływającej również z tego, że Arktyka to oszałamiająca biel, inny upływ czasu, zacieranie granic poznawczych, aby określić przestrzeń czy odległość. Wajrak opowiada o świecie, w którym należy uczyć się pokory i samotności. Ale dzięki nim można zobaczyć, usłyszeć i poczuć dużo więcej.

Było dla mnie ogromną przyjemnością porównywać pewne doświadczenia północnych podróży. Adam Wajrak doświadcza na swojej drodze tego, co było moim udziałem na Wyspach Owczych – konfrontacji żołądka oraz jego treści z byciem na otwartym zimnym morzu czy oglądania z bliska jednych z bardziej fascynujących ptaków, czyli maskonurów. Ponadto jest w tej książce bardzo wiele anegdot, które powodują, że czyta się „Na północ” z uśmiechem, bo przecież trudy podróży należy w jakiś sposób zrekompensować sobie poczuciem humoru. I skoro jesteśmy przy nim, to Wajraka trzeba przeczytać koniecznie. Między innymi po to, by dowiedzieć się, co estońscy rybacy przetoczyli po lodzie na małą wyspę, jak wygląda arktyczna pralka, o czym autor myśli, próbując defekować w uroczych okolicznościach przyrody, albo do czego może służyć norweska budka telefoniczna. Wspomina on również ważnych w podróży ludzi, wskazując ich charyzmę. Odnieść można wrażenie, że na niekomercyjną i nieturystyczną Północ mogą dotrzeć tylko osoby z tą cechą. Bo jest tam pod każdym względem trudno. Ale jednocześnie to przestrzeń otwierająca możliwości zobaczenia i doświadczenia czegoś, co omija nas w każdym innym zakątku świata.

„Na północ” pokazuje również emocje Wajraka. To, w jaki sposób na zimnym odludziu może pracować wyobraźnia. Mamy fragmenty jak z thrillera czy horroru. Coś uderza w ściany prowizorycznego schronienia. Na śniegu leży coś, co potrafi wpędzić w obłęd. Jest tu również mowa o tym, w jaki sposób dzień polarny rozregulowuje rytm dobowy i wpływa na postrzeganie czasu, w którym organizm ludzki ma wypocząć. Ja z tym doświadczeniem poradziłem sobie inaczej niż bohaterowie tej opowieści, bo po prostu surowo pilnowałem konkretnych godzin snu i zacząłem (już na stałe) korzystać z opaski na oczy. Wajrak ze swoimi towarzyszami ekspedycji zupełnie inaczej wchodzi w czas wielomiesięcznej jasności. To także dowód na to, że Północ wymaga dostosowań, kompromisów albo elastyczności w postrzeganiu tego, jakie potrzeby ma nasze ciało.

„Kto chce czytać o lodzie? Kogo to obchodzi?” – mówi ówczesny szef do chłopaka, który ponownie chce ruszyć na północ, bo zrozumiał, że to miejsce jest magnetyczne, każe do siebie wracać. Od czasu pierwszych arktycznych podróży Adama Wajraka zmieniło się bardzo wiele i zapewne dzisiaj nie usłyszałby tego pytania. Pośród lodu, ciszy i wyzwań stawianych samemu sobie autor opowiada o Północy inaczej niż sprawozdawcy – koniunkturaliści, którzy poczuli okazję, by wykorzystywać komercyjnie ten region. To uczciwa książka o fascynacji, pasji, poznawaniu niezwykłego świata przyrody, ale również tłumaczeniu, dlaczego w naturze to jedynie człowiek jest szkodnikiem i to z jego ręki przychodziła w północnym pejzażu krwawa śmierć. Świetna i emocjonalna opowieść. Dowód na to, w jak twórczy sposób można powrócić do swoich wspomnień. Jak je przetworzyć, by blisko dwie dekady później powstała z tego interesująca książka.

1 komentarz:

  1. Od dziecka marzę o zobaczeniu Arktyki na żywo, mam nadzieje że kiedyś będzie mi to dane :)

    Pozdrawiam,
    https://centrumezoteryki.pl/

    OdpowiedzUsuń