Po co pisać powieść biograficzną twórcy, który uznawał, iż pisarz tak naprawdę nie ma biografii i na rok przed śmiercią rozprawiał się w ogniu ze swoją bogatą korespondencją, by nie służyła ona nikomu za materiał o zgłębianiu jego żywota? Renata Lis przewrotnie, ironicznie, inteligentnie i w znacznej mierze symbolicznie opowiedziała o życiu Gustava Flauberta bynajmniej nie po to, by stawiać mu pomnik „trwalszy niż ze spiżu”, ale by pokazać, iż życie znanego francuskiego prozaika było zaskakującym kolażem zdarzeń, przeżyć, pojawiających się w jego życiu postaci i przede wszystkim wpływu, jaki to wszystko miało na jego twórczość. „Ręka Flauberta” to wynik wytężonej pracy, zaabsorbowania i uwagi, które pisarka poświęciła twórcy. To jedna z tych książek biograficznych, o której można rzec, iż nie wskrzesza zmarłego, lecz czyni go po prostu żywym. Flaubert w tej książce ma wiele twarzy, ale to, co najważniejsze – lojalność względem jego biografii i tego, kim był – czyni „Rękę Flauberta” książką przenikliwą, mądrą i zdecydowanie wartą poznania.
Tytuł nawiązuje do poparzenia, które stało się stygmatem 1844 roku dla dorastającego talentu francuskiej literatury XIX wieku. Tak jak ręka dotknęła ognia, tak też dusza artysty przez ten ogień się przedarła, a symbolicznym efektem tego było pożegnanie z ognistym romantyzmem w mentalności i dojrzewaniem do czegoś, co nowe. Młodość Flauberta naznaczona jest znajomością anatomii, wszak jego ojciec i brat byli lekarzami. Od tej anatomii Renata Lis wychodzi, pisząc o stylu prozaika: „Styl Flauberta wydaje się przetworzeniem tej elementarnej, anatomicznej wiedzy o naturze istnienia, która stała się jego udziałem w rodzinnym domu, na długo przedtem, zanim był w stanie cokolwiek z tej wiedzy pojąć”. Dokładność, precyzja, wieloaspektowość – to cechy pisarstwa Flauberta i wyznaczniki jego prozy. Prozy, o której stylu Lis ponownie pisze następująco: „(…) Trzeba rozumieć go szerzej, tak jak styl Flauberta rozumiał Proust – jako osiąganą środkami literackimi nową postawę umysłu wobec rzeczywistości”. Ta nowa postawa widoczna jest nie tylko w arcydziele „Madame Bovary”, ale i w życiu samego Flauberta, które mocno korespondowało z tym, jak żyją, co czują i jak się zachowują jego bohaterowie. Chociaż – to ważne – Renata Lis zaznacza, iż nie ma dowodów na to, by Flaubert kiedykolwiek powiedział, iż „Madame Bovary to ja”.
Obok szeroko rozumianej anatomiczności w prozie autora zaznacza się bardzo wyraźnie pasmo śmierci najbliższych, z którymi musiał się mierzyć. Mamy wpływ zmarłego rodzeństwa i umierającego ojca. Jego płaszcz noszony przez syna zaznacza, iż często w relacjach opisywanych w swych utworach wcielał się w rolę ojca. Do tego dochodzi jeszcze fascynacja cmentarzami i to, że własne serce uważał za nekropolię – doprawdy intrygujące wprowadzenie w życie i twórczość jednego z ważniejszych twórców literatury francuskiej. Renata Lis pisze o nim w taki sposób, że wtapiamy się niemal w tło jego życia, poznając je od niezwykłej strony.
Wart uwagi jest każdy rozdział książki, ale pozwolę sobie zaznaczyć to, co się w niej wyróżnia. Przede wszystkim istotne jest śledzenie relacji Flauberta z kobietami – od frywolnych miłostek z egipską kurtyzaną po miłość głęboką i subtelną jak ta, którą darzył guwernantkę swej siostrzenicy, Juliet Herbert. W tle także opis burzliwego i męczącego dla Flauberta romansu z Louise Colet, ale i wielkiej przyjaźni z George Sand. Wydawać by się mogło, że artysta do kobiet, jak do religii, miał ambiwalentny stosunek. W efekcie z żadną nie związał się na dłużej, ale każdą na swój sposób adorował. Każda też, mniej lub bardziej, wpływa na jego twórczość. Twórczość prawdziwą, czyli taką z prawdziwym artystą-kreatorem, o którym Flaubert pisał: „Artysta powinien być w swoim dziele jak Bóg w stworzeniu, niewidzialny i wszechmocny: żeby czuło się go wszędzie, a nie widziało nigdzie”. Tak jest po części z samą Renatą Lis w „Ręce Flauberta” – w jej realnych, literaturoznawczych i filozoficznych wędrówkach widzimy przez cały czas, że o Flaubercie pisze ręka, której właścicielka jest jego prawdziwą znawczynią i wielbicielką.
Mamy w tej książce także specyficzne zderzenie demonicznego Wschodu i mitycznego Zachodu, o którym autorka pisze w kontekście francusko-rosyjskiej przyjaźni Flauberta z Turgieniewem. Zderzenie ma także inne znaczenie. Renacie Lis bliżej jest do kultury Wschodu i nie jest to książka frankofilska. Jednocześnie tak bardzo tkwi we Francji XIX wieku, że nie sposób tego nie poczuć. Nie sposób przejść obojętnie wobec książki tak dokładnie, fantazyjnie i niezwykle opisującej fascynującą osobowość Gustava Flauberta.
Wydawnictwo Sic!, 2011
Tytuł nawiązuje do poparzenia, które stało się stygmatem 1844 roku dla dorastającego talentu francuskiej literatury XIX wieku. Tak jak ręka dotknęła ognia, tak też dusza artysty przez ten ogień się przedarła, a symbolicznym efektem tego było pożegnanie z ognistym romantyzmem w mentalności i dojrzewaniem do czegoś, co nowe. Młodość Flauberta naznaczona jest znajomością anatomii, wszak jego ojciec i brat byli lekarzami. Od tej anatomii Renata Lis wychodzi, pisząc o stylu prozaika: „Styl Flauberta wydaje się przetworzeniem tej elementarnej, anatomicznej wiedzy o naturze istnienia, która stała się jego udziałem w rodzinnym domu, na długo przedtem, zanim był w stanie cokolwiek z tej wiedzy pojąć”. Dokładność, precyzja, wieloaspektowość – to cechy pisarstwa Flauberta i wyznaczniki jego prozy. Prozy, o której stylu Lis ponownie pisze następująco: „(…) Trzeba rozumieć go szerzej, tak jak styl Flauberta rozumiał Proust – jako osiąganą środkami literackimi nową postawę umysłu wobec rzeczywistości”. Ta nowa postawa widoczna jest nie tylko w arcydziele „Madame Bovary”, ale i w życiu samego Flauberta, które mocno korespondowało z tym, jak żyją, co czują i jak się zachowują jego bohaterowie. Chociaż – to ważne – Renata Lis zaznacza, iż nie ma dowodów na to, by Flaubert kiedykolwiek powiedział, iż „Madame Bovary to ja”.
Obok szeroko rozumianej anatomiczności w prozie autora zaznacza się bardzo wyraźnie pasmo śmierci najbliższych, z którymi musiał się mierzyć. Mamy wpływ zmarłego rodzeństwa i umierającego ojca. Jego płaszcz noszony przez syna zaznacza, iż często w relacjach opisywanych w swych utworach wcielał się w rolę ojca. Do tego dochodzi jeszcze fascynacja cmentarzami i to, że własne serce uważał za nekropolię – doprawdy intrygujące wprowadzenie w życie i twórczość jednego z ważniejszych twórców literatury francuskiej. Renata Lis pisze o nim w taki sposób, że wtapiamy się niemal w tło jego życia, poznając je od niezwykłej strony.
Wart uwagi jest każdy rozdział książki, ale pozwolę sobie zaznaczyć to, co się w niej wyróżnia. Przede wszystkim istotne jest śledzenie relacji Flauberta z kobietami – od frywolnych miłostek z egipską kurtyzaną po miłość głęboką i subtelną jak ta, którą darzył guwernantkę swej siostrzenicy, Juliet Herbert. W tle także opis burzliwego i męczącego dla Flauberta romansu z Louise Colet, ale i wielkiej przyjaźni z George Sand. Wydawać by się mogło, że artysta do kobiet, jak do religii, miał ambiwalentny stosunek. W efekcie z żadną nie związał się na dłużej, ale każdą na swój sposób adorował. Każda też, mniej lub bardziej, wpływa na jego twórczość. Twórczość prawdziwą, czyli taką z prawdziwym artystą-kreatorem, o którym Flaubert pisał: „Artysta powinien być w swoim dziele jak Bóg w stworzeniu, niewidzialny i wszechmocny: żeby czuło się go wszędzie, a nie widziało nigdzie”. Tak jest po części z samą Renatą Lis w „Ręce Flauberta” – w jej realnych, literaturoznawczych i filozoficznych wędrówkach widzimy przez cały czas, że o Flaubercie pisze ręka, której właścicielka jest jego prawdziwą znawczynią i wielbicielką.
Mamy w tej książce także specyficzne zderzenie demonicznego Wschodu i mitycznego Zachodu, o którym autorka pisze w kontekście francusko-rosyjskiej przyjaźni Flauberta z Turgieniewem. Zderzenie ma także inne znaczenie. Renacie Lis bliżej jest do kultury Wschodu i nie jest to książka frankofilska. Jednocześnie tak bardzo tkwi we Francji XIX wieku, że nie sposób tego nie poczuć. Nie sposób przejść obojętnie wobec książki tak dokładnie, fantazyjnie i niezwykle opisującej fascynującą osobowość Gustava Flauberta.
Wydawnictwo Sic!, 2011
4 komentarze:
oh, muszę przeczytać...
Nie sądziłam, że był taką interesującą postacią - miał najwidoczniej niezły charakterek :)
Pozdrawiam
Sol
PS. Zapraszam czasem do mnie:
http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/
Ponadto przez cały październik (czyli od jutra) będzie u mnie trwał konkurs z fajnymi nagrodami. Będzie mi miło, jeśli weźmiesz udział.
Bardzo inspirujący blog. Od dłuższego czasu czytam przychylne recenzje na temat ,,Ręki Flauberta" i przyznam, że dopiero ta recenzja skłoniła mnie do przeczytania tej książki w ciągu najbliższych kilku dniu :)
Zapraszam też do mnie http://kuferliteracki.blogspot.com/
Prześlij komentarz