Chylę czoła przed Przemysławem Kanieckim, albowiem jego działania są niebagatelne. Kiedy przed trzema laty we współpracy z Tadeuszem Lubelskim zebrał i ogarnął nieznaną, ale i znaną doskonale, lecz na nowo interpretowaną twórczość Tadeusza Konwickiego, wydawało się, iż „Wiatr i pył” to naprawdę już ostatnia książka tego autora. Konwicki milczy od wielu lat i trudno to milczenie przerwać. Kaniecki po raz drugi udowadnia, iż jest to możliwe. Zapis rozmów z Tadeuszem Konwickim „W pośpiechu” to lektura sentymentalna, chwilami rubaszna i dowcipna, mocno jednak osadzona zwłaszcza w egzystencjalnym nurcie twórczości Konwickiego, bo i rozmowy dotyczą egzystencji, przemijania i ulotności pamięci. Rzecz frapująca także z tego powodu, iż Kaniecki przede wszystkim wie, jak rozmawiać. Dzięki temu możemy dowiedzieć się wciąż czegoś nowego o twórcy, który już dawno postanowił usunąć się ze świata literatury.
Rozmowy z Konwickim w założeniu mają ukazać go w jakimś nowym świetle. Już na wstępie widzimy, że zadanie to jest co najmniej karkołomne. Pisarz z rozbrajającą szczerością deklaruje: „Tak strasznie bym chciał panu powiedzieć, że badam całe życie siebie i nie mogę do końca poznać. Ja siebie znam od pięćdziesięciu lat jak łysą kobyłę”. Tymczasem w toku rozmów na różne tematy sam Konwicki ze zdziwieniem odkrywa, iż czegoś tam jednak o sobie nie wie, coś mu teraz się kreuje i zmusza do zastanowienia, o czymś jeszcze nie pomyślał i czegoś nie zrobił. Dodatkowo rozmowy z Kanieckim wzmagają tytułowy pośpiech duchowy. „Mam ten taki niepokój, który odbija się na całokształcie mego życia”. Będzie to bardzo widoczne, kiedy Konwicki zaskakiwany pytaniami i sugestiami kolejnych rozmów, sam sobie będzie zadawał pytanie o to, czy jest w stanie mówić, opowiadać o wszystkim szczerze. Kaniecki zmusza bowiem do wydobywania skrytych już głęboko w pamięci faktów, zaś proces ten jest żmudny i chwilami męczący dla Konwickiego. Dyskusje toczą się wokół jego książek, a przecież sam przyznaje, iż swych książek nie pamięta, że napisał je i do nich nie wracał, że nie ma go już w tych wszystkich fikcjach literackich, jakie stworzył. Tymczasem okazuje się, iż nawet najwięksi znawcy jego twórczości prozatorskiej i filmowej mogą zostać zaskoczeni. „W pośpiechu” to książka, której czas rozmów toczy się niespiesznie i prowadzi interlokutorów ku wnioskom, które ich samych zadziwiają.
O czym panowie ze sobą rozmawiają? W kontekście twórczości Konwickiego o okresie wojennym i socrealizmu oraz o związkach jego pisania z innymi znanymi personami. Dowiemy się, kiedy i jak wpłynął na jego twórczość konflikt z Jackiem Kuroniem oraz przyjaźń ze Stanisławem Dygatem. Konwicki opowiada o wszystkim szczerze, a wyznania cechuje prostota. Nie ma bowiem żadnych zawoalowanych słów, słów na wyrost, słów przejaskrawionych i kłamliwych. Jest prawda – o samej istocie pisania, o wierności własnym zasadom, o ogromnej roli terapeutycznej pisania dla Konwickiego i o tym, co tak naprawdę ukrywa się w szczegółach „Małej Apokalipsy”, „Wniebowstąpienia” czy „Nic albo nic”. Niezbyt chętnie odpowiadając na kolejne pytania związane z jego twórczością, Konwicki przeżywa coś na kształt zdumienia… samym sobą, swoją biografią. Niekoniecznie biografią pisarza.
Przeczytamy bowiem o jego niewykorzystanych zdolnościach plastycznych, o niechęci do literatury iberoamerykańskiej, o ruchu partyzanckim i o tym, jak bardzo wciąż wpływa on na to, kim jest Konwicki teraz. Dowiemy się kilku ciekawostek o jego paleniu papierosów, o ograniczeniach świadomości, o starości i ogólnym wstydzie, który towarzyszy mu w życiu oraz o samolotach nad wileńskim niebem, a także o tych latających nad Warszawą, które złoszczą Konwickiego, bo latać już nigdzie nie będzie. To także wzruszające wspomnienia żony Danuty i piękne słowa o rodzinie tak ogólnie. Także o czytaniu – o odrzuceniu beletrystyki na rzecz literatury naukowej i o tym, że obecne życie Konwickiego toczy się w rytmie tak zorganizowanym, że aż zaskakującym.
Mocną stroną „W pośpiechu” jest sposób prowadzenia rozmów przez Przemysława Kanieckiego. To nie są zwykłe wywiady. To obraz intymnego wręcz, bardzo emocjonalnego obcowania ze sobą dwóch mężczyzn, którzy z uwagą się słuchają i bacznie patrzą sobie w oczy. Ta książka to naprawdę wielkie zaskoczenie i olbrzymia radość dla tych, którzy uznali „Wiatr i pył” za naprawdę ostatnią książkę Konwickiego. Nie ma co wierzyć w to, że autor chwyci jeszcze za pióro, ale „W pośpiechu” to świadectwo tego, iż chyba nie powiedział jeszcze ostatniego zdania. W moim odczuciu bowiem zbiór rozmów z nim zapowiada jednak kontynuację.
Wydawnictwo Czarne, 2011
Rozmowy z Konwickim w założeniu mają ukazać go w jakimś nowym świetle. Już na wstępie widzimy, że zadanie to jest co najmniej karkołomne. Pisarz z rozbrajającą szczerością deklaruje: „Tak strasznie bym chciał panu powiedzieć, że badam całe życie siebie i nie mogę do końca poznać. Ja siebie znam od pięćdziesięciu lat jak łysą kobyłę”. Tymczasem w toku rozmów na różne tematy sam Konwicki ze zdziwieniem odkrywa, iż czegoś tam jednak o sobie nie wie, coś mu teraz się kreuje i zmusza do zastanowienia, o czymś jeszcze nie pomyślał i czegoś nie zrobił. Dodatkowo rozmowy z Kanieckim wzmagają tytułowy pośpiech duchowy. „Mam ten taki niepokój, który odbija się na całokształcie mego życia”. Będzie to bardzo widoczne, kiedy Konwicki zaskakiwany pytaniami i sugestiami kolejnych rozmów, sam sobie będzie zadawał pytanie o to, czy jest w stanie mówić, opowiadać o wszystkim szczerze. Kaniecki zmusza bowiem do wydobywania skrytych już głęboko w pamięci faktów, zaś proces ten jest żmudny i chwilami męczący dla Konwickiego. Dyskusje toczą się wokół jego książek, a przecież sam przyznaje, iż swych książek nie pamięta, że napisał je i do nich nie wracał, że nie ma go już w tych wszystkich fikcjach literackich, jakie stworzył. Tymczasem okazuje się, iż nawet najwięksi znawcy jego twórczości prozatorskiej i filmowej mogą zostać zaskoczeni. „W pośpiechu” to książka, której czas rozmów toczy się niespiesznie i prowadzi interlokutorów ku wnioskom, które ich samych zadziwiają.
O czym panowie ze sobą rozmawiają? W kontekście twórczości Konwickiego o okresie wojennym i socrealizmu oraz o związkach jego pisania z innymi znanymi personami. Dowiemy się, kiedy i jak wpłynął na jego twórczość konflikt z Jackiem Kuroniem oraz przyjaźń ze Stanisławem Dygatem. Konwicki opowiada o wszystkim szczerze, a wyznania cechuje prostota. Nie ma bowiem żadnych zawoalowanych słów, słów na wyrost, słów przejaskrawionych i kłamliwych. Jest prawda – o samej istocie pisania, o wierności własnym zasadom, o ogromnej roli terapeutycznej pisania dla Konwickiego i o tym, co tak naprawdę ukrywa się w szczegółach „Małej Apokalipsy”, „Wniebowstąpienia” czy „Nic albo nic”. Niezbyt chętnie odpowiadając na kolejne pytania związane z jego twórczością, Konwicki przeżywa coś na kształt zdumienia… samym sobą, swoją biografią. Niekoniecznie biografią pisarza.
Przeczytamy bowiem o jego niewykorzystanych zdolnościach plastycznych, o niechęci do literatury iberoamerykańskiej, o ruchu partyzanckim i o tym, jak bardzo wciąż wpływa on na to, kim jest Konwicki teraz. Dowiemy się kilku ciekawostek o jego paleniu papierosów, o ograniczeniach świadomości, o starości i ogólnym wstydzie, który towarzyszy mu w życiu oraz o samolotach nad wileńskim niebem, a także o tych latających nad Warszawą, które złoszczą Konwickiego, bo latać już nigdzie nie będzie. To także wzruszające wspomnienia żony Danuty i piękne słowa o rodzinie tak ogólnie. Także o czytaniu – o odrzuceniu beletrystyki na rzecz literatury naukowej i o tym, że obecne życie Konwickiego toczy się w rytmie tak zorganizowanym, że aż zaskakującym.
Mocną stroną „W pośpiechu” jest sposób prowadzenia rozmów przez Przemysława Kanieckiego. To nie są zwykłe wywiady. To obraz intymnego wręcz, bardzo emocjonalnego obcowania ze sobą dwóch mężczyzn, którzy z uwagą się słuchają i bacznie patrzą sobie w oczy. Ta książka to naprawdę wielkie zaskoczenie i olbrzymia radość dla tych, którzy uznali „Wiatr i pył” za naprawdę ostatnią książkę Konwickiego. Nie ma co wierzyć w to, że autor chwyci jeszcze za pióro, ale „W pośpiechu” to świadectwo tego, iż chyba nie powiedział jeszcze ostatniego zdania. W moim odczuciu bowiem zbiór rozmów z nim zapowiada jednak kontynuację.
Wydawnictwo Czarne, 2011
2 komentarze:
Nie wiem, czy zauważyłeś, ale kończąc szkołę średnią człowiek na wiele lat odrywa się od "wielkich" nazwisk, które siłą, a czasem nawet łopatą wbijano mu do głowy, kiedy niejednokrotnie on nie czuł tytułów zupełnie. Ponowne spotkanie nie jest łatwe. Ubrani w uprzedzenia nie chcemy wracać na populistyczny tor. A to przecież takie krzywdzące dla autora. Tym bardziej, że w większości to niesłychanie intrygujący i interesujący ludzie. Jestem ogromną fanką wszystkich wywiadów rzek itp., wszak poznając człowieka, zaczynamy lepiej rozumiec to, co pisze. Pozdrawiam
She, Konwickiego odkryłem być może za wcześnie (trudno zrozumieć prawie wszystkie jego książki, które przeczytało się jeszcze w liceum za sprawą wpływu wspaniałej polonistki), ale teraz do niego wracam i faktycznie to ważne, taki powrót po latach. Konieczne to czasem, potrzebne. A ta książka pokazuje jeszcze inną stronę jego twórczości,
Prześlij komentarz