Mógłbym powtórzyć za Adasiem Miauczyńskim z „Dnia świra” – nie jestem w pełni mężczyzną. Nie zajmuję się budową domu, nie sadzę drzewa, ani w głowie mi płodzenie syna. Nie mam na to czasu, możliwości i ochoty. Wolę za to czytać książki, z których dowiedzieć się mogę trochę na temat tego, co to znaczy być mężczyzną w pełni, jak bardzo determinuje działania płeć i kto z kim tak naprawdę walczy na tym płciowym froncie, na którym coraz głośniej słychać o zwycięstwach kobiet i rozstawianiu mężczyzn po kątach. Publikacja Magdaleny Środy jest lekturą mądrą i ciekawą. Mądrą, ponieważ daje obraz tego, czym tak naprawdę w Polsce jest męskość i kobiecość oraz przytacza sporo wypowiedzi teoretyków myśli społecznej i filozofów, ukazując na przestrzeni lat ewaluację modelu męskości i kobiecości oraz zadając jednocześnie pytania o to, dlaczego utrwaliły się takie, a nie inne stereotypy i czy można z tym obecnie coś zrobić. Ciekawą, bo świeżą, dynamiczną i chwilami bardzo przekonującą.
„Kobiety i władza” to książka skierowana do kobiet, ale także książka, którą powinien poznać mężczyzna – nieważne, czy czuje się nim w pełni, czy też nie. Dlaczego? Choćby dlatego, by na problemy kobiet we współczesnej Polsce spojrzeć z trochę innej perspektywy niż ta, jaką narzucają Kościół, prawicowe nawoływania polityczne i pisma w rodzaju „Naszego Dziennika”. To nie jest książka wywrotowa; to kilkanaście esejów o tym, dlaczego kobietom jest tak trudno żyć i co w życiu utrudniają sobie sami mężczyźni. I chociaż zarówno filozofię, jak i historię idei traktuje autorka w swych rozważaniach wybiórczo, choć z wieloma poglądami Środy po prostu nie mogę się zgodzić (nie tylko jako mężczyzna, czy też nie w pełni mężczyzna), chciałbym napisać o tym, dlaczego tę książkę warto znać.
„To książka feministyczna. A od feminizmu wszyscy stronią. Od feministek też. Bo albo boją się utraty władzy, albo boją się wolności”. Feminizm, wbrew pozorom, ma się w Polsce dobrze. Myśleć tak mogą ci, dla których feministki to kobiety, które muszą się po prostu wykrzyczeć. Etykieta feminizmu nie zachęci do lektury, ale warto na wstępie zauważyć, że Środa czyni z niej punkt wyjścia do rozważań na tematy dużo obszerniejsze niż te, którymi na co dzień zajmują się feministki (a może raczej te, z którymi zwykle są kojarzone). Autorka próbuje wskazać, iż niekochany przez mężczyzn ruch społeczny może być także szansą dla nich samych. „Feminizm – paradoksalnie – wyciąga do mężczyzn pomocną dłoń. Chodzi o rewizję stereotypów męskości i stereotypów ojcostwa. O zahamowanie procesów reprodukcji patriarchalnych ról, o świadomą zmianę zachowań”. Magdalena Środa dokonuje rewizji nie tylko stereotypów i poglądów. Zadaje pytania, ale stawia także odpowiedzi. Komentuje rzeczywistość widzianą okiem kobiety, matki, polityka, filozofa (filozofki, przepraszam). Ukazuje, jak w Polsce przez lata kobietom odbierana była symboliczna władza i jak mają się polskie poczynania polityczne i kościelne względem kobiet wobec tego, co dzieje się w Europie i na świecie.
Książka porusza problemy, które wciąż są społeczną bolączką i wywołują w niektórych reakcje agresywne. Tak, Środa pisze o tym, że jest za prawem do aborcji, popiera metodę zapłodnienia in vitro, uważa, że kobieta pracująca w domu winna otrzymywać wynagrodzenie za swą ciężką pracę i sprawnie to wynagrodzenie wylicza. Poza tym pisze o tak gorszących sprawach, jak powszechność antykoncepcji, o homoseksualistach, o pornografii, o instytucjach broniących płodu i zupełnie niepomagających płodom, które stają się dziećmi i trafiają do domów dziecka lub miejsc jeszcze gorszych. Pokazuje trudną drogę przemian społecznych, która pozwala na to, by kobiety dzisiaj miały taką, a nie inną pozycję. Coraz mocniejszą pozycję. Czy to pozycja, z której chcą walczyć, czy też pomagać zarówno sobie, jak i mężczyznom?
Kiedy Magdalena Środa działała w parlamencie jako pełnomocnik Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, dałem się zwieść medialnemu praniu mózgów i byłem przekonany, że jej działania przyniosą Polsce więcej szkody niż pożytku. Po przeczytaniu jej książki uważam, że Środa jest postacią na tyle wyrazistą i przekonującą, a przede wszystkim potrafiącą udowadniać swoje zdanie, iż faktycznie trudno było jej utrzymać się dłużej w rządzie. „Kobiety i władza” nieprzypadkowo kończą się dokumentem o trzynastu krokach do równości, który stanowił podsumowanie pracy autorki w rządzie. Myślę, że to bardzo dobre zakończenie, w którym widać wyraźnie, że w Polsce do zrobienia jest naprawdę wiele. Nie tylko dla kobiet.
Wydawnictwo W.A.B., 2009
„Kobiety i władza” to książka skierowana do kobiet, ale także książka, którą powinien poznać mężczyzna – nieważne, czy czuje się nim w pełni, czy też nie. Dlaczego? Choćby dlatego, by na problemy kobiet we współczesnej Polsce spojrzeć z trochę innej perspektywy niż ta, jaką narzucają Kościół, prawicowe nawoływania polityczne i pisma w rodzaju „Naszego Dziennika”. To nie jest książka wywrotowa; to kilkanaście esejów o tym, dlaczego kobietom jest tak trudno żyć i co w życiu utrudniają sobie sami mężczyźni. I chociaż zarówno filozofię, jak i historię idei traktuje autorka w swych rozważaniach wybiórczo, choć z wieloma poglądami Środy po prostu nie mogę się zgodzić (nie tylko jako mężczyzna, czy też nie w pełni mężczyzna), chciałbym napisać o tym, dlaczego tę książkę warto znać.
„To książka feministyczna. A od feminizmu wszyscy stronią. Od feministek też. Bo albo boją się utraty władzy, albo boją się wolności”. Feminizm, wbrew pozorom, ma się w Polsce dobrze. Myśleć tak mogą ci, dla których feministki to kobiety, które muszą się po prostu wykrzyczeć. Etykieta feminizmu nie zachęci do lektury, ale warto na wstępie zauważyć, że Środa czyni z niej punkt wyjścia do rozważań na tematy dużo obszerniejsze niż te, którymi na co dzień zajmują się feministki (a może raczej te, z którymi zwykle są kojarzone). Autorka próbuje wskazać, iż niekochany przez mężczyzn ruch społeczny może być także szansą dla nich samych. „Feminizm – paradoksalnie – wyciąga do mężczyzn pomocną dłoń. Chodzi o rewizję stereotypów męskości i stereotypów ojcostwa. O zahamowanie procesów reprodukcji patriarchalnych ról, o świadomą zmianę zachowań”. Magdalena Środa dokonuje rewizji nie tylko stereotypów i poglądów. Zadaje pytania, ale stawia także odpowiedzi. Komentuje rzeczywistość widzianą okiem kobiety, matki, polityka, filozofa (filozofki, przepraszam). Ukazuje, jak w Polsce przez lata kobietom odbierana była symboliczna władza i jak mają się polskie poczynania polityczne i kościelne względem kobiet wobec tego, co dzieje się w Europie i na świecie.
Książka porusza problemy, które wciąż są społeczną bolączką i wywołują w niektórych reakcje agresywne. Tak, Środa pisze o tym, że jest za prawem do aborcji, popiera metodę zapłodnienia in vitro, uważa, że kobieta pracująca w domu winna otrzymywać wynagrodzenie za swą ciężką pracę i sprawnie to wynagrodzenie wylicza. Poza tym pisze o tak gorszących sprawach, jak powszechność antykoncepcji, o homoseksualistach, o pornografii, o instytucjach broniących płodu i zupełnie niepomagających płodom, które stają się dziećmi i trafiają do domów dziecka lub miejsc jeszcze gorszych. Pokazuje trudną drogę przemian społecznych, która pozwala na to, by kobiety dzisiaj miały taką, a nie inną pozycję. Coraz mocniejszą pozycję. Czy to pozycja, z której chcą walczyć, czy też pomagać zarówno sobie, jak i mężczyznom?
Kiedy Magdalena Środa działała w parlamencie jako pełnomocnik Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, dałem się zwieść medialnemu praniu mózgów i byłem przekonany, że jej działania przyniosą Polsce więcej szkody niż pożytku. Po przeczytaniu jej książki uważam, że Środa jest postacią na tyle wyrazistą i przekonującą, a przede wszystkim potrafiącą udowadniać swoje zdanie, iż faktycznie trudno było jej utrzymać się dłużej w rządzie. „Kobiety i władza” nieprzypadkowo kończą się dokumentem o trzynastu krokach do równości, który stanowił podsumowanie pracy autorki w rządzie. Myślę, że to bardzo dobre zakończenie, w którym widać wyraźnie, że w Polsce do zrobienia jest naprawdę wiele. Nie tylko dla kobiet.
Wydawnictwo W.A.B., 2009
Wyniosłam wczoraj z pracy i nie ukrywam, że już cieszę się na lekturę. Nie kojarzę zbytnio Środy z jej okresu, nazwijmy go, "sejmowego", ale czytałam kilka świetnych artykułów jej autorstwa w WO i uważam, że to bardzo, bardzo mądra i konkretna kobieta. Stąd ciekawa jestem "Kobiet i władzy", choć zupełnie nie rozumiem czemu mają tak pstrokatą okładkę. Dosyć to dziwne, prawda? Chyba, że ma jakieś uzasadnienie w treści.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, a ja najwidoczniej do tej pory jakoś dziwnie omijałem wszystkie jej publikacje. To się teraz naczytałem :-) Nie oceniaj tej książki po okładce!
OdpowiedzUsuńMnie nie odstrasza hasło "feministka" ani "feminizm". Ale hasło "Środa" - tak. Z tym że ja mam wciąż w pamięci jej telewizyjne, czasem absurdalne wyskoki z tego czasu, kiedy Pani Magda miała okres. Sejmowy.
OdpowiedzUsuńA czy telewizja z najbardziej nawet racjonalnego wystąpienia nielubianego polityka nie potrafi zrobić szopki? Mnie do niedawna to nazwisko też niezbyt korzystnie się kojarzyło. Po lekturze tej książki zmieniam zdanie, bo Środa ma naprawdę dużo mądrego do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńPani Środa z pewnością wiele ciekawych rzeczy ma do powiedzenia, szkoda tylko, że większość z nich pozostaje w akademickich murach. Co do jej "działalności sejmowej" to nie zapominajmy, że polityka to "gra zespołowa". Nie wiem dlaczego, ale ja sam osobiście nigdy nie przekonam się do feminizmu, a i tak uważam, że poza krajami skandynawskimi to kobiety w Polsce mają silną pozycję.
OdpowiedzUsuńBardzo szanuje M. Środę. Mądra kobieta.
OdpowiedzUsuńŚroda, mnie nie odstrasza, ja po prostu nie słucham jej bzdurnych wywodów, zmieniam program, nie ciekawa kobieta i niema nic ciekawego do powiedzenia, nauczyła się jednej kwestii, która "wałkuje" latami jest śmieszna w swojej interpretacji ona usilnie chce matkować Palikotowi.
OdpowiedzUsuń