Data wydania: 21 marca 2013
Liczba stron: 392
Oprawa: miękka
Cena det: 32 zł
Tytuł recenzji: Bo lisy są sprytne, a zło czai się wszędzie...
W mieście Odry, mostów i
kanałów lepiej przeżyć chwile grozy niż miłość. Udowadnia to wszem wobec znane
medialnie hasło „kryminalnego Wrocławia” i marna antologia opowiadań miłosnych "Miłość we Wrocławiu", której to miasto stało się musowo tłem. Debiutancka i
świetna rzecz Bartłomieja Biesiekirskiego czyni po raz kolejny „polską
Wenecję” miejscem, w którym rozegrają się dramatyczne zdarzenia, gdzie naczelne
role będą grać kotłujący się po komisariatach śledczy, z ich wzajemnymi
sympatiami i animozjami. „Jasnowidz” to historia wielowątkowa i doskonale
oddająca komentarz, jakim obdarzono zwierzę – świadka wypadku i zabójstwa z
końca lata 1995 roku, gdy nad brzegiem jeziora Czarna Woda porywa swą zdobycz
mimo tego, co widział. Lis. Dlaczego świadkiem jest lis? „Bo lisy są sprytne i
niechętnie porzucają swoją zdobycz”. I zdanie to nabierze wiele różnych sensów
podczas lektury książki napisanej z rozmysłem, niebywałą zręcznością i
psychologiczną wiarygodnością.
Tytułowy bohater to
człowiek, na którego pozornie raczej nie zwróciłoby się uwagi. Joachim Grefer,
kiedyś Marek, a właściwie to mężczyzna trzech imion i może nawet kilku
tożsamości, kiedyś zasłynął dzięki programowi telewizyjnemu. Choć jego
jasnowidzenie to raptem – a może aż! – umiejętność przewidzenia dzwonka
telefonu oraz prorocze mroczne sny, dzięki telewizji Joachim Marek staje się
kimś rozpoznawalnym. Czy w dobrym tego słowa znaczeniu? Bo może to tylko
medialny ściemniacz, poszukiwacz zaginionych… pieniędzy zamiast ludzi i ktoś,
komu raczej nie można ufać? Ufa mu jednak kobieta, koleżanka ze studiów – Beata
Chojnacka. Obecnie jako Rosen wybudza Grefera ze snu rozpaczliwym telefonem.
Błaga o pomoc i spotkanie, a nazajutrz podszywa się pod nią kobieta o lodowatym
spojrzeniu i równie lodowatym sercu. Do tego dochodzi zaskakujące zaproszenie
od prawnika broniącego latami ludzkie szumowiny, który schorowany i umierający
prosi znienawidzonego Jasnowidza o pomoc w odnalezieniu… córki. Żony raczej już
nie szuka. Wie, że prędzej czy później znajdzie się trup. Dodatkowo ktoś wynosi
z domu Grefera jedną z jego szabli, a zdarzenia zaczynają głównemu bohaterowi
przypominać traumę pobicia sprzed lat.
Historia zazębia się powoli,
ale bardzo dynamicznie. Trop prywatnego śledztwa idzie w parze z tym fachowym,
które zaczyna prowadzić przyjaciel Grefera, Adam Serweryn. Panowie konsultują
się na huśtawkach; potem ich drogi i działania się rozchodzą, ale wcześniej czy
później obaj zbliżą się do mrocznej toni jeziora Czarna Woda, którego otoczenie
kryje w sobie nierozwiązane zagadki sprzed wielu lat. Także te świeże, które
spowodowały podróże Jasnowidza i Seweryna w teren, gdzie tajemnica goni
tajemnicę, a wsiowi policjanci starają się zatuszować kilka spraw, żeby
wrocławska „góra” nie zaczęła węszyć. Kiedy jednak obaj mężczyźni – niczym lisy
– ruszą w bliżej dla nich niesprecyzowanych kierunkach, okaże się, że za samym
umierającym Wilhelmem Rosenem i kobietami z jego otoczenia stoi niejedna
mroczna zagadka. W konsekwencji tego padają kolejne trupy i są to zabójstwa nie
tyle spektakularne, co wikłające coraz bardziej zrozumienie motywów
postępowania tych, którzy chcą poznać morderców. Wydaje się, że prawda o tym,
kto zabija, gwałci i zataja fakty jest dużo mniej przerażająca niż motywy
postępowania tych, którzy w mniejszym lub większym stopniu stoją za zabiciem
żony prawnika i za tajemnicami jego życia, które ma się już ku końcowi.
Biesiekirski prowadzi
narrację inteligentnie i z wyczuciem. Nowe zwroty akcji poprzedzone są
informacjami o przeszłości, przeżyciach i doznaniach bohaterów. To historia o
pokrzywdzonych przez los i innych, o złych kobietach, o fałszu bliskości oraz o
traumie życia u boku kostycznej, poniżającej i okrutnej matki. Nieprzypadkowo
na pierwszy plan wysuwają się w „Jasnowidzu” kobiety, choć to przecież mężczyźni
– co wydawać się może na początku – pchają ten narracyjny wózek do przodu. Poza
Beatą Rosen i jej dramatycznym telefonem poznamy także przełożoną Seweryna,
jego nową koleżankę z pracy Hasińską, tajemniczą Annę ratującą życie Greferowi
oraz tę, która na wstępie podaje się za kogoś, kim nie jest. Kobiety są
ciekawsze, bo silniejsze zło kumulują i barwniej o nim można pisać.
Biesiekirski bowiem zdaje się udowadniać to, o czym myśli jego główny bohater:
„Wszystko, co złe, jest możliwe”. Możliwe jest trwanie w złości, życie z nią w
sercu i możliwa jest zemsta doskonała. Czy aby na pewno? „Jasnowidz” ukazuje
bohaterów w tak niejednoznacznym świetle, że zła, o jakim doświadczamy, nie
sposób zdefiniować ani znaleźć jego wyraźnych źródeł. Ono jest. Pojawiło się w
1995 roku widziane przez lisa. Dojrzewało już wcześniej. Potem przyszła kolej na bolesne konsekwencje. Bo ze złem w
sercu można żyć, ale nie da się zła pozbyć, jeżeli pała się zemstą i
pragnieniem unicestwienia czyjegoś życia.
Biesiekirski tworzy postacie
bardzo niejednoznaczne. Sam Grefer jest taki – można go lubić, lecz i drażni
czytelnika; trudno określić, co się do niego czuje podczas lektury. Ale mamy
też piękne niejednoznaczności drugiego planu. Wsiowy głupi policjant Pawlaczek,
który przechodzi przemianę. Uznawany za niespełna rozumu Strach Na Wróble - wcale nie jest takim prowincjonalnym
idiotą, za jakiego go mają. Sam Seweryn, broniący prawa, a wciąż na jego
skraju. Także aspirant Hasińska z trudnymi do ustalenia… aspiracjami i motywacjami
oraz wspomniane już kobiety, które barwnie przekształcają ten kryminał w
obyczajowy thriller, którego nie powstydziliby się sowicie opłacanie mistrzowie
skandynawskiej prozy z dreszczykiem.
U autora „Jasnowidza”
wszystko jest jednak nasze, polskie. Rozpięte gdzieś między Mazurami a
podwrocławską prowincją. Bardzo przekonujące i wzbudzające trwogę. Tę książkę
czyta się doskonale i równie doskonale zaskakuje ona wciąż na nowo, bo to
debiut przemyślany, inteligentny i wart
poznania. Zło Biesiekirskiego ma niejedno oblicze. Autor pokazuje siebie także
w różnym świetle. Jeśli taki ma być debiut, dalsze części przygód Grefera mogą
stać się zasłużonymi bestsellerami. Nie jestem jasnowidzem, ale wróżę autorowi…
jasną przyszłość w mrocznych narracjach, której omawiana pozycja jest
rewelacyjną zapowiedzią, o ile nie stanowi zamkniętej całości z postanowioną świadomie ostatnią kropką.
Fantastyczna recenzja. Gołym okiem widać kunszt autora bloga i wnikliwość, z jaką studiował książkę.
OdpowiedzUsuńCo do samego utworu, od razu rzuca się w oczy piękna okładka (jak ja lubię oceniać powierzchowność :))
Pozdrawiam
No fajnie...
OdpowiedzUsuńNiech jeszcze recenzent, z tą swoją "wnikliwością" (i "kunsztem"), przestudiuje nazwisko autora.
Biesiekirski drodzy czytelnicy! Książkę napisał Pan Bartłomiej Biesiekirski.
Panie Krzysztofie, i po co ta złośliwość przy okazji? Zdarzyło się, poprawiam, dziękuję za zwrócenie uwagi.
OdpowiedzUsuń