Wydawca: Dobra
Literatura
Data wydania: 14 października 2013
Liczba stron: 344
Tłumacz: Andrzej Lipiński
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Zagrożenie, którego nie widać?
Takie książki są niewygodne.
Bardzo niewygodne. Oto bowiem mamy publikację krytyczną względem mediów
cyfrowych w dobie, kiedy media cyfrowe nie tyle rządzą światem, co absorbując
naszą uwagę, czynią nas bezwzględnie do nich przywiązanymi. Tak, inaczej na
wstępie nazwać tego nie można. Odważna publikacja Manfreda Spitzera głośno
protestuje przeciw zawłaszczaniu naszego mózgu, naszej świadomości, naszego
oglądu świata przez wszystko, co nowoczesne i przyjmowane z hurraoptymizmem.
Czy można w XXI wieku krytykować coś, co jest już tego wieku wyznacznikiem? Czy
zmusi do myślenia książka, która każe sięgać nam do świata i doświadczeń sprzed
ery komputerów, o innych powiązanych z nimi nowinkach nie wspominając? Zanim zarzuci się Spitzerowi
anachroniczność, warto zastanowić się, dla jak potężnego lobby komputerowo-medialnego
publikacja taka jak ta jest wyraźnym zagrożeniem. Zanim zaśmiejemy się z
tez tej książki, zastanówmy się nad tym, co tak naprawdę dobrego media cyfrowe
dały naszym mózgom? A jeżeli nawet uznamy, iż nie są na nich zagrożeniem,
pomyślmy o dzieciach – bo to na nich głównie skupia się ta książka.
Manfred Spitzer jest ojcem
aż szóstki dzieci. To psychiatra, ceniony naukowiec, badacz mózgu i procesów w
nim zachodzących. Niepokojący się o to, co widzi. O cyfrowy świat, który
zagraża dzieciom; takim jak jego własne, chronione świadomością ojca.
Świadomością czego? Przede wszystkim faktu, iż już dawno temu daliśmy sobie
wmówić, że komputery, laptopy, tablety i wszelkie inne elektroniczne cuda
stworzono po to, by nas rozwijać i by nasze mózgi pracowały dużo wydajniej,
otwierając nas szerzej na świat, innych ludzi i na samowiedzę. Ta ostatnia może
być jednak licha. Jej się już nie zgłębia. Telefon, telewizor, sprzęt
komputerowy – to wszystko jest już przecież codziennością, nad tym nie ma sensu
myśleć. Trzeba zaakceptować dobrodziejstwo nowoczesności i rozwijać się tak,
jak rozwija się cyfrowy świat wokół. Tyle że ten pręży muskuły za nasze
pieniądze, dzięki naszej nieświadomości i dzięki temu, że wariacki pęd do
technologizowania każdej dziedziny życia doprowadził już do sytuacji, w której
nie zastanawiamy się nad tym, od czego to się zaczęło i do czego doprowadziło.
A życie każdego z nas to
życie naszego mózgu. Spitzer zaznacza - „Percepcja,
myślenie, przeżywanie, odczuwanie i działanie – wszystkie te procesy
pozostawiają w mózgu tzw. ślady pamięciowe”. To o mózgu używanym. Takim,
który rozwinie się sprawnie w warunkach, w jakich rozwijał się tysiące lat.
Nagle te warunki zmieniły się diametralnie i mamy wierzyć, że oto właśnie
odkryto dla naszych mózgów doskonałą i najlepszą drogę rozwoju. Tytułowa cyfrowa demencja to stan, w jaki
wpędzamy się na własne życzenie i z własnym przekonaniem, iż ulegamy czemuś
słusznemu. Ludzie przez wieki żyli bez techniki i przez wieki żyło im się
dobrze. Mózgi zaatakowane mnogością nowych bodźców związanych z rozwojem
technologii mogą być skazane na szybszy niż mózgi naszych przodków koniec.
Największym złem jednak jest zło wyrządzane dzieciom – sadzanie ich przed
telewizorem, komputerem, przed konsolą; wciskanie telefonu komórkowego, iPada,
wszelkich wspaniałych wynalazków naszego czasu. Czasu, w którym nie dajemy
szansy mózgom, udając jednocześnie, że pozwalamy im na dużo więcej niż kiedyś.
Naprawdę tak jest?
Spitzer
analizuje wyniki setek różnych badań, które przedstawia w obrazowy i prosty
sposób po to, by udowodnić kilka tez. Przede wszystkim taką, iż nie ma dowodów
na to, że uwielbiane media elektroniczne wywierają jakikolwiek pozytywny wpływ
na procesy mózgowe, zdolności uczenia się i intelektualnego rozwoju.
Przez szkoły na każdym poziomie przeszła już z hukiem cyfrowa rewolucja. Co z
niej mamy? Czy nasze dzieci przyklejone do elektronicznych gadżetów, wpatrzone
w ekrany telewizorów i komputerów, dotykające i wskazujące na tablicach
interaktywnych i ogólnie zachwycające się nowymi możliwościami są w jakikolwiek
sposób mądrzejsze życiowo? Czy ich mózgi rozwijają się prawidłowo? Użytkowanie
mediów cyfrowych wpływa zbawiennie na pracę czegoś, czym jesteśmy od urodzenia
do śmierci i co wciąż modyfikujemy. Od jakiego czasu modyfikuje się dziecięce
mózgi wedle szablonów określanych przez zbijające wciąż kapitał koncerny
elektroniczne?
W obawie przed ostracyzmem
współczesna mama kupuje współczesnemu dziecku to, co mają inni, czyli jedną z
wielu albo wiele naraz elektronicznych zabawek. Myśli, że jej dziecko jest na
czasie. Może jest. Tylko czy jego mózg rozwija się prawidłowo? Czy jego kompetencje
społeczne właściwie stymulują portale społecznościowe z pustką, migawkami i
brakiem tego, co daje kontakt z prawdziwym człowiekiem? Spitzer opisuje akcje
rozdawania laptopów dla dzieciaków w szkołach. Wysyłano je nawet do Rwandy,
gdzie tylko 5% placówek edukacyjnych jest zelektryfikowana. Maszyny mają
zastąpić prawdziwe uczenie się; przede wszystkim uczenie się naszego mózgu. Kto
zauważył znaczący wpływ na rozwój wiedzy i umiejętności tych uczniów, którzy
używają sprzętu elektronicznego? Autor z gniewem patrzy na wręczanie laptopów
nawet przedszkolakom. I nawołuje – żadne technologiczne zabawki nie zastąpią
kaligrafii, nauki liczenia na palcach i słuchania drugiego człowieka, od
którego mózg przejmie więcej wiedzy niż od martwego urządzenia, z którym
pozostaje sam i które zastąpić ma myślenie, pamięć i umiejętności prospołeczne,
bo przecież nowoczesne technologie są w stanie uczyć i wychowywać!
Manfred
Spitzer brzmi bardzo wiarygodnie. Nie uprawia demagogii polityków opłacanych
przez producentów sprzętu komputerowego. Nie snuje wizji opartych na
niczym; na śmiesznym w gruncie rzeczy przekonaniu, iż maszyny pomogą młodym
mózgom się rozwinąć. Autor nie jest
przeciwny rozwojowi technologii informatycznych i informacyjnych. Każe na nie
spojrzeć z dystansu – nie mamy go już my, zainfekowani wiarą we wspaniałą
zdobycz dziejów dorośli. W jaki sposób mamy chronić dzieci przed zgubnym
wpływem czegoś, co zupełnie bezzasadnie nazywane jest narzędziem służącym do
ich rozwoju?
Cyfrowi tubylcy, czyli
urodzeni już w czasach, kiedy media były wszędzie, nie są ani mądrzejsi ani też
sprytniejsi od ich rówieśników sprzed okresu wielkiej cyfrowej rewolucji. Nie
była ona w gruncie rzeczy niczym innym jak bezrefleksyjnym zachwycaniem się
nowością, która faktycznie rewolucjonizowała świat. Spitzer w bardzo rozsądny
sposób tłumaczy pułapki, w jakich znajduje się w dzisiejszym świecie dziecko;
takie, w które wcześniej może wpadli jego rodzice, dzisiaj przyjmujący do
wiadomości, że przecież nie ma zła w czymś, co otacza nas na co dzień.
Otacza nas też agresja, atomizacja społeczna,
coraz częstsze braki w koncentracji, nagminnie leczona bezsenność i kalekie
relacje międzyludzkie, bo czy nie jest kaleki kontakt dwójki ludzi, między
którymi znajduje się przynajmniej jedno elektroniczne cacko? Mamy czasy
wielozadaniowości. To nie wyższa forma rozwoju, to rozwój działań byle jakich.
Jak dzisiaj zdobywa się wiedzę o świecie? Gloryfikując tak zwaną metawiedzę,
czyli umiejętność znalezienia źródła? Czy idąc do lekarza, oczekujemy na to, że
wygoogluje informacje o narządzie, który nas boli, czy też wykaże się
doświadczeniem i wiedzą zdobytą dzięki licznym próbom leczenia tego narządu u
innych ludzi? Czy większą radość, pełnię istnienia prospołecznego da nam
pękająca liczba znajomych na facebooku, a nie uśmiech osoby, przy której się znajdujemy?
Czy chcemy, żeby w przyszłości nasze dzieci pozbawione zostały wszystkiego
tego, co dawał rozwojowi mózgu świat, w którym cyfryzacji nie było, a media nie
istniały? Gorzkie to czasy, kiedy utrata
możliwości zdrowego rozwoju mózgu jest gloryfikowana i uznawana za przełomową.
Czego będą chcieć nasze dzieci w przyszłości, skoro my chcemy – od siebie i dla
nich – dzisiaj już tak niewiele?
PATRONAT MEDIALNY
Nie, nie zgadzam się z panem Manfredem.
OdpowiedzUsuńJa sobie nie wyobrażam sobie powrotu do pracy w takim trybie jak w czasie, gdy zaczynałam w połowie lat 90, mozolnie szukając słówek po papierowych słownikach: sieć daje mi synonimy, znaczenia, konteksty, możliwość szybkiej konsultacji z innymi specami od słówek...
Wszystko to przekłada się na lepszy efekt, szybsze tempo i bardziej interesujący tryb mojej pracy.
To, że "Ludzie przez wieki żyli bez techniki i przez wieki żyło im się dobrze" to nie jest racjonalny argument. Przez wieki żyli też o świecach i lampkach naftowych, prawda?
Ale wie Pan, w ostatniej Polityce był artykuł o tym, czy sieć zabija literaturę (punktem wyjścia był esej opublikowany w Guardianie przez pisarza Jonathana Franzena), więc chyba teraz jest taki trend, żeby wieszczyć ponuro, że ludzkość kroczy ku zagładzie ze smartfonami w rękach.
Technologia to tylko narzędzie, niekoniecznie szatana :)
Pani Agnieszko, my korzystamy z mediów świadomie, Spitzer w swych rozważaniach skupia się głównie na dzieciach! Też sobie nie wyobrażam życia bez mediów cyfrowych i bardzo się cieszę, że żyję w ich świecie, a nie wcześniej, ale problem książki jest wyraźny i konkretnie przedstawiony - wpływ mediów cyfrowych na mózg, przede wszystkim rozwijający się mózg. Jest miażdżący. I podkreślam ponownie - nie ma ŻADNYCH danych dotyczących tego, że dzieci w ciągłym kontakcie z mediami cyfrowymi rozwijają się lepiej niż bez nich. Że gorzej, tu przykładów mnóstwo.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję za bardzo wartościową recenzję książki.O to w niej głównie chodzi.
OdpowiedzUsuńSpokojnie Pani Agnieszko, Spitzer nie jest przeciwnikiem postępu, mądrego korzystania z multimediów.
On zachęca do rozwagi i mądrości,a nie wiary w ich cudowność.
Ma Pani rację to tylko narzędzia, a nie szatan. :-)
A propos szukania słówek - rozwiązywaliśmy niedawno krzyżówki z dziećmi (9-12 lat) i szybciej kojarzyliśmy hasła za pomocą naszej głowy niż szukając w Internecie na tysiącach stron. :-)
Do tego zachęca Prof. M. Spitzer - do ćwiczenia mózgu, pamięci.
Pamiętajmy, że bez prądu przeżyją tylko Ci, co umieją bez niego żyć. :-)
Paweł
Witam, temat nowoczesnych technologii zaciekawił mnie na tyle, że postanowiłam pisać pracę licencjacką związaną z tą kwestią ("Korzystanie z nowych technologii przez dzieci w wieku przedszkolnym"). Piszę z prośbą czy mógłby mi Pan polecić tytuły książek, które mogłabym wykorzystać w swojej pracy?
OdpowiedzUsuńZ góry dziękuję za pomoc. Pozdrawiam.
Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPoważny problem, który dzieje się na naszych oczach. Łatwiej go wyrazić, gdy zestawi się obok siebie skupianie się i rozpraszanie. Szkoła uczy skupienie, smartfon uczy rozpraszania. Aby przeczytać książkę trzeba się skupić i zdobyć się na wysiłek. Aby scrolować smartfona nie trzeba wysiłku i nie trzeba się skupiać. Idę o zakład, że ilość przeczytanych książek jest dramatycznie niska u pokolenia wychowanego ze smartfonem. Ilość czasu jakie mają te dzieci, jest taka sama jaką miały dzieci sprzed 20 lat, ale wykorzystują go inaczej. Ślizgają się po informacji. A czytanie to takie bardziej nurkowanie, z którego nasz mózg zapamiętuje najwięcej. Rośnie pokolenie kilkunastosekundowych surferów, których mózgi nie potrafią się skupić.
OdpowiedzUsuń