Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 8 października 2013
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda
Cena det: 29,90 zł
Tytuł recenzji: Kryzysowy stan upodlenia…
Wziąłem i przeczytałem. Nie
interesuje mnie, gdzie dotychczas pracowała Patrycja Pustkowiak, co i jak
pisała, z kim się związała, jak ją odbiera tak zwane środowisko i komu w nim
zazdrość tyłek ścisnęła, kiedy ujrzał, że koleżance udało się wydać powieść.
Polecam spojrzenie na „Nocne zwierzęta” bez usilnego zaznaczania, spod czyjego
pióra wyszły. Polecam po prostu przeczytanie tej książki. Bo jest naprawdę
dobra, choć irytuje, złości i czasami ma się ochotę ją podrzeć albo pogryźć –
zależy, co kto lubi.
Całkiem niedawno pojawiła
się na rynku bestsellerowa rzekomo powieść Marii Sveland "Zgorzkniała pizda".
Bohaterka jedzie na Teneryfę, by poużalać się nad sobą. Tamara Mortus to może
być taka polska zgorzkniała pizda. Podobnie jak bohaterka Sveland przekroczyła
trzydziestkę i czuje, że jej życie już się kończy, bo utonęła we własnych
lękach, kompleksach, niemocy i smutku. Tamary nie stać na wycieczkę do ciepłego
kraju, bo resztki funduszy, jakie zostały po zwolnieniu z pracy, musi sumiennie
odliczać, serwując sobie napoje alkoholowe i kosztowne przecież ścieżki. Sara u
Sveland utyskiwała, jak to się czuje podle w swej kobiecości ciemiężonej w
patriarchalnym świecie. Tamara jest kimś
na kształt antyfeministki – ona chciałaby, żeby ktoś ją uwolnił od nadmiaru wolności
i swobody; od życia, w którym może stanowić o sobie, a nie ma na to już
najmniejszej ochoty. Szwedzka zgorzkniała pizda analizowała swe
dotychczasowe życie ze szczegółami; Tamara chce nam wykrzyczeć tylko to, że
jest jej źle, że straciła sens życia i kontrolę nad nim; że czuje się przeżuta,
wydalona poza margines społeczny, upodlona i wściekła na świat, który każe jej
myśleć o sobie jak o martwej mimo tego, że przekroczyła dopiero granicę lat
trzydziestu.
Bohaterka
Pustkowiak jest obsesyjnie skupiona na sobie, co charakteryzowało choćby
kobiety z twórczości Marty Syrwid. Poddała się nałogowi i jest
alkoholiczką. Niekoniecznie wstydliwą, ale na pewno przez to osamotnioną.
Drugim nałogiem Tamary jest pornografia. Prawdziwy seks to dla niej mgliste
wspomnienie. Masturbuje się przy monitorze i to jest substytutem jej
seksualnego spełnienia tak, jak butelka i narkotyki dają jej namiastkę sensu, w
którym może się wyzłośliwiać na samą siebie, na świat, na swą bierność i
wycofanie.
Tamara przerobiła już wszystko,
co mogłoby jej pomóc. „Ateizm, joga, runy
anielskie. Podróż do Indii, podróż w głąb siebie, mantry w sanskrycie, zielona
herbata. Psychoterapeuta, deprim, kokaina”. Zatrzymała się przy tej ostatniej
i chwyciła jej jak ostatecznego ratunku. Ratunku przed upadkiem, który już
przecież miał miejsce. Podstawowym
doświadczeniem bohaterki jest poczucie utraty i wszelkiego braku. Cielesność
jest upokarzająca, a wewnątrz nie ma już nic. Jest zwierzęcy strach i
zwierzęce fantazje o dzikim wykorzystywaniu z nazistami gdzieś w mrocznym tle i
o byciu zwierzyną łowną, której łatwo nie da się zdobyć. Kiedy Tamara myśli o
przeszłości, zdaje sobie sprawę, że kiedyś tam było lepiej, ale niewiele z tego
pamięta. To, co jest teraz, to dramatyczna pustka, wpatrywanie się w szklany
ekran z programami ezoterycznymi, alkohol na znieczulenie bólu i poczucie
wewnętrznego rozpadu, którego nie da się zatrzymać.
Akcja powieści rozgrywa się
w ciągu ostatnich dni tygodnia. Tamara spędza noc w towarzystwie mężczyzn. Od
jednego dostanie w twarz, z drugim wypije whisky, trzeciemu przyniesie pecha
podczas gry w ruletkę. Jest kompletnie do niczego. Ale dopiero spotkanie z
Marceliną – głupią piczką jak z żurnala, męczącą japiszonką i idiotką –
przyniesie nocne szaleństwo, którego finał będzie tragiczny. O ile coś może być
jeszcze tragicznego dla Tamary w jej egzystencji bez sensu, egzystencji pomimo,
złośliwego trwania na przekór sobie; w złości i bezradności na przemian, w
wiecznym oderwaniu od świata, który jej nie przyjął i który ona teraz
deprecjonuje.
Patrycja Pustkowiak
stworzyła kolejną wkurzającą bohaterkę, dla jakiej wielu nie znajdzie
współczucia. Autorka pisze bowiem o problemach, z którymi wszyscy sobie radzimy
albo bardzo się staramy, by nam to radzenie wyszło. Tamara ma już w dupie siłę i radzenie sobie. Ma dość miasta – Warszawy,
w którą mimowolnie wrosła, coraz bardziej nienawidząc. Ma dosyć siebie takiej,
jaką się stała, bo wcześniej nie odnalazła tej właściwej drogi, by być
szczęśliwą.
„Nocne zwierzęta” to książka
zadająca pytanie o to, gdzie we współczesnym świecie istnieje granica kobiecego
upokorzenia i co się dzieje, kiedy taką granicę się przekracza. Pustkowiak
napisała historię, w której najważniejsze są emocje i błędne przekonania.
Tamara odwrotnie niż Picasso wiecznie szuka, niczego nie znajduje. Naczytała
się gdzieś bzdur o tym, że jej myśli tworzą rzeczywistość i boi się
uświadomienia sobie, że tak nie jest. Bo przecież można by się zapytać o to,
kto jest winien jej upadku poza nią samą. To nie jest powieść, przy której
powinno się zadawać takie pytania. To
prawdziwa w sferze emocji i przejmująca w sensie egzystencjalnym historia
upadku, która przydarzyła się już wielokrotnie, ale nad którą nikt z uwagą się
nie pochylił. Bo jesteśmy zwierzętami, nie tylko nocnymi; eliminujemy słabych,
odrzucamy tych, co się nie uśmiechają, odsuwamy od siebie ironizujących i
takich, co nie podążają za modami.
Tamara Mortus podąża za
jakimś autodestrukcyjnym głosem wewnętrznym. Nie poszukuje zrozumienia obecnego
stanu rzeczy, bo nie jest możliwe, by spojrzała na swoje dramaty z innej
perspektywy. To historia kobiecości zapadłej w sobie, upadłej w kilku sensach i
wstrętnie zgorzkniałej, choć wykazującej się czasami dowcipem i świadomym
oglądem spraw. „Nocne zwierzęta” to opowieść wysokiego napięcia; każda kartka
domaga się tarmoszenia albo palenia, ale każda jednocześnie przynosi nam obraz
tak przerażający, że boleśnie prawdziwy. Kobiecość obolała i zdegradowana to
nie wszystko. Patrycja Pustkowiak
opowiada o degradacji człowieczeństwa w świecie, w którym myślenie o
zmarszczkach, awansach, posiadaniu i upływie czasu czyni egzystencję nieznośnie
niemożliwą. O świecie, w którym po prostu zabrakło siły, o ludzkiej
dwulicowości, złu i mrocznych instynktach opowiadają „Nocne zwierzęta” na tyle
dobitnie, że nie sposób obok tej powieści przejść obojętnie.
znamienne nazwisko nosi bohaterka... a recenzja zaintrygowała na tyle, że poszukam książki. i przeczytam :)
OdpowiedzUsuń