Wydawca: Słowackie
Klimaty
Data wydania: 15 listopada 2013
Liczba stron: 292
Tłumacz: Izabela Zając
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Uciec od siebie...
Młoda słowacka pisarka mocno
zaryzykowała tą książką. Takie pisanie może być poddane ostracyzmowi przez
wszystkich, którzy uważają, że literatura to nie miejsce na przewracanie
własnych wnętrzności. Odważne porównania do "Szklanego klosza" mogą
nieco zaszkodzić "Bellevue". Plath
pisała po prostu emocjami, Dobrakovová emocje podporządkowuje formie opowiadania
o nich. A jednak to interesująca książka! Nie tylko dlatego, że o
labilności, lękach, wewnętrznych demonach i o trudzie życia z samym sobą
opowiada mimo wszystko ożywczo i wnosi do skomplikowanej problematyki życia
zaburzonego nowy punkt widzenia. Świetnie wszystko to obrazuje narracja. Na
początku mamy do czynienia z naiwnymi i pretensjonalnymi wynurzeniami młodej
dziewczyny, jakich wiele. Potem sposób opowiadania o świecie staje się
fragmentaryczny, pełen napięć i dramatyzmu. Przejście z narracji
pierwszoosobowej do drugoosobowej w finale jest z jednej strony świadectwem
bezradności, wobec której trzeba się zdystansować, z drugiej natomiast - wirtuozersko
surowym zapisem dramatu, jakiego istoty nie można zgłębić.
Blanka ma konkretny plan na
wakacje. "(...) obóz w ośrodku dla
niepełnosprawnych w Marsylii, wolontariat, sześć godzin dziennie,
zakwaterowanie i wyżywienie za darmo, ukończone osiemnaście lat, a przede
wszystkim: wymagana dobra znajomość francuskiego!". Dziewczyna jest w
siódmym niebie; zerwie z nudnym, zaczytanym w literaturze argentyńskiej
chłopakiem, wyjedzie z kraju, pozna nowych ludzi, nabierze doświadczenia i
podszlifuje język. Pracując w Pradze, nie jest w stanie nawiązać żadnej
bliskiej relacji z kimkolwiek, pełna nadziei wsiada do autobusu z wesołymi
Polakami i jedzie na południe Francji. Bellevue
to ośrodek, w którym będzie zmuszona do konfrontacji z czymś, o czym nie
myślała zbyt wiele. Z ludzką ułomnością, z bezsilnością ciał na podnośnikach,
napełnionymi moczem pistoletami, szpitalnymi zapachami i fanaberiami tych,
którym niepełnosprawność daje prawo do bycia nieznośnymi dla otoczenia.
Blanka zderza swoje
wycofanie i introwertyzm z witalnością innych młodych wolontariuszy, dla
których życie pozostaje radosne mimo faktu obcowania z pokrzywdzonymi przez nie
na zawsze. Trudno jej nawiązać bliższy kontakt z rówieśnikami, ale bardzo się
stara. Podobnie jak w przypadku tych, którymi ma się opiekować. Stara się być
dzielna. Uśmiechać się, gdy trzeba. Być spostrzegawcza i reagować na sygnały
pensjonariuszy. Udawać, że wszystko jej wychodzi i na nic się nie skarży. Do
czasu. Do chwili, kiedy zrozumie, iż Bellevue to więzienie, w jakim dopadają
Blankę demony przeszłości...
Bohaterka nie pojmuje, jak
można odebrać sobie życie. Dla niej samobójstwo jest celem zupełnie
niezrozumiałym. Blanka trzyma się życia kurczowo mimo tego, że trudno jej po
prostu żyć. Manie prześladowcze, lęki,
silne zaburzenia w odbiorze samej siebie oraz intencji otoczenia - to wszystko
daje o sobie znać wtedy, kiedy Blanka musi obcować z ludźmi dużo bardziej
pokrzywdzonymi przez życie niż ona. Wrogiem Blanki jest ona sama. Podobno
genetycznie przejęła taką a nie inną konstrukcję psychiczną i już zawsze będzie
się musiała wspomagać lekami, by funkcjonować normalnie.
Normalne nie jest przecież
życie w Bellevue. Młoda dziewczyna doświadcza bezlitosnego okrucieństwa, jakim
jest zależne od innych życie, któremu musi wychodzić naprzeciw. Od tych, którzy
są pod jej opieką, niewiele już zależy. Sami stali się marionetkami w rękach
sprawnego personelu, który ułatwia im życie, codziennie stygmatyzując bardziej
i silniej podkreślając wyobcowanie swoją żywotnością, witalnością, zdrowymi
organami, właściwie funkcjonującym organizmem. To, co skryte w Blance i co da o sobie znać, wywołane zostanie
konfrontacją z ludźmi, którzy są bezradni, bo nic od nich samych nie zależy.
Blanka jest w stanie się kontrolować i chce walczyć. Mimo tego, że jej
percepcja z dnia na dzień będzie się bardziej zaburzać; nie odnajdzie się w
świecie, w którym chciała stać gdzieś obok, obserwując i zbierając
doświadczenia. W miejscu dalekim od wszystkiego, co codzienne, zaczyna się codzienna
walka o normalność, którą Blanka toczy w swojej głowie. Dobrakovová swą opowieścią buduje studium wewnętrznego rozpadu.
Bellevue stanie się miejscem opresji, ale czy nie jest tak, iż takie Bellevue
ma każdy z nas i każdy może znaleźć się w nim o niewłaściwej porze swego
zdrowego i uporządkowanego życia?
Wszelkie bliższe relacje
bohaterki książki naznaczone są podległością. Nieprzypadkowo wciąż pojawia się
w jej myślach fantazja haremu - we Francji bowiem może zostać złapana przez
dzikiego Araba i oddana w służbę gdzieś, gdzie nikt jej nie uratuje. Być z
mężczyzną to przynależeć do niego. Nie ma możliwości budowania relacji opartej
na partnerstwie. Blanka musi być zależna, bo inaczej się gubi. Wśród kobiet
także wybiera takie, na jakich mogłaby się oprzeć. Emocjonalnie dziewczynę blokują nie tyle lęki i wyobrażenia, które
niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Większym problemem jest
samoświadomość, bolesne odczucie niewystarczającego bycia dla samej siebie.
Psuje się wszystko wokół, bo Blance trudno jest odnaleźć porozumienie z sobą.
Wiele jej lęków to urazy, jakich nabawiła się, będąc przesadnie ostrożną. Jej
mania prześladowcza to efekt zagubienia się w mnogości ludzkich relacji i zależności, jakich nie akceptuje. Kiedy w
Bellevue spotyka się z inną niż własna bezbronnością, mechanizmy obronne nie
zdają egzaminu, a Blanka będzie musiała stanąć do walki z czymś, co miała
pozostawić daleko, w Słowacji.
Ivana Dobrakovová pisze w
sposób śmiały i prowokujący, ale jest w tym wszystkim wiarygodna. Pokazuje
pęknięcia gdzieś w podświadomości, załamania wewnętrzne, pustoszenie świata
przeżyć poprzez wchodzenie w nazbyt emocjonalne związki z tym, co dookoła. To rzeczywiście książka o przewracaniu
własnych wnętrzności. Słowacka pisarka nie popadła jednak w manierę pisania
"do wewnątrz", dzięki temu jej książka nie ucieka od życia i nie
chowa się w słowa-zagadki. Wyrazista, ciekawa i przejmująca proza o tym, że
w życiu może nam się układać, ale tylko do momentu, w którym przyjdzie nam
konfrontować się z własnym Bellevue...
Wypożyczyłam dziś z biblioteki "Pensjonat Miramar" i w środku znalazłam pieczątkę. Okazuje się, że ta książka została przekazana bibliotece na Rajskiej przez Pana. Zdarzyło mi się to już drugi raz (pierwszy raz to był "Bajarz z Marakeszu") więc pomyślałam, że wpadnę na bloga i podziękuję. Bardzo fajny gest. Biblioteka na Rajskiej to świetne miejsce i cieszę się, że je Pan wspomaga.
OdpowiedzUsuńMnie z tego powodu bardzo miło i cieszę się, że przekazane książki docierają do innych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń