Pages

2014-07-07

"W krainie czarów" Sylwia Chutnik

Wydawca: Znak

Data wydania: 21 maja 2014

Liczba stron: 264

Oprawa: twarda

Cena det: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Czarów nie będzie

Czasami - jak Sylwia Chutnik - żałuję, że nie urodziłem się choć kilka lat wcześniej, że zabrane mi było tak ważne pokoleniowe doświadczenie czarno-białego świata jedynej słusznej ideologii (która była gdzieś obok, choć wszechobecna), że zostały po nim marne resztki jak wspomnienie kartek czy pustych sklepowych półek... Większość bohaterów opowiadań ze zbioru "W krainie czarów" właśnie tam, w innej rzeczywistości i w innym czasie, żyło marzeniami i planami, żyło naprawdę i jedyne, co zostało im w gorzkiej codzienności, to wspomnienia, zachłyśnięcie się przeszłością, niechęć do uwolnienia się od niej i życie na marginesie tego, co obecnie pożera w szalonym pędzie ku nicości.

Jest u Chutnik także wojna, ekstremalne doświadczenia, wspomnienia zabitych i tych, co żyją już tylko biologicznie, zanurzeni w wiecznie żywym czasie minionym. Autorka pisze o ludziach, którzy - jak bohaterki tekstu "Anna" - mogą odnaleźć swą tożsamość i osadzić się tylko w tym, co było albo w tym, co będzie. W jedenastu tekstach będących efektami uważnego słuchania i rozglądania się wokół, jest bezgraniczna niechęć i obojętność wobec "teraz", które nie ma statusu, nie ma właściwości, nie ma w sobie niczego. Teraz wszystko zależy od nas. Wybrać siebie wbrew modom i tendencjom? Wycofać się? Dać unieść żalowi, rozczarowaniu, smutkowi i zawiści? To nie tylko dylemat jednej z bohaterek tego zbioru.

Sylwia Chutnik bardzo wyraźnie pokazuje świat tych, którzy uciekają w głąb siebie, bo tylko tam czują się bezpiecznie. Do osobistej krainy czarów, jakiej brakuje wiele. Czarów w tej książce nie ma. To wyraźna proza życia. Taka nastawiona na odczuwanie i na to, by chłonąć opowieści mocno uwierające, niewygodne, nieśmieszne i często bez jakiegokolwiek "endu", bo o "happy" można pomarzyć. "W krainie czarów" to zbiór o samotności. O wyborach, których się nie dokonało. O namiastce szczęścia przy golonce i wódce. O cichej przystani lumpenproletariusza. O mieszczańskiej samokontroli, co uwiera. Także o determinacji w smutku i smutnej woli życia. O szukaniu sensu w opowieściach i trudzie opowiadania samego siebie. W końcu - o bliskości boga w ludzkim okrucieństwie i o doświadczeniu śmierci, w której zapominamy o wszystkim. Chciałoby się, żeby opowiadania Sylwii Chutnik nie były zapomniane. To kolaże z emocji i wrażeń, które autorka wycięła sobie z rzeczywistości. Do poczytania. Do rozważenia. Do współczucia także, ale nie ckliwego i bez przesady.

Niezwykle ważna jest w tej prozie kobiecość konstytuująca się między niespełnionymi marzeniami matek i córek. W bolesnych oraz odczuwalnych wyraźnie bliskościach jakby mimo woli. Wspomniane już opowiadanie "Anna" to świetny przykład opowieści o matce i córce, które tkwią w światach, jakich sobie nie wybrały. "Bożena z Poznańskiej" to obraz matki, która wierzy, że córce się udało, ale nie ma pojęcia o tym, jak żyje. Mamy też matkę tulącą córkę w ciemnej piwnicy, gdy obie ukrywają się przed hitlerowcami i żadna nie jest świadoma różnic między nimi, bo nie mają niczego poza gotowanymi warzywami, wszami i bliskością fizyczną. Będą miały szanse na spełnienie marzeń, na kłótnie, irytację i na walkę o własne życia, bo hitlerowcom szkoda bomby, by wysadzić piwnicę. Sylwia Chutnik fantazjuje na granicy boleśnie zbliżonej do tego, co z życia proza wyrywa łapczywie i bezceremonialnie. Nie wydaje się jednak, by autorka kogokolwiek i cokolwiek tutaj oszukała dla własnych celów. Więź matki z córką to klasyczny przykład więzi na zawsze; takiej często niewygodnej, rwącej się i boleśnie doświadczanej. Prawdziwej jednak, mimo upływu lat i mimo zgorzknień, które dane są kobietom na każdym etapie życiowej drogi.

Mężczyźni? Są, w bezruchu. Tadeusz traci umiejętność rozumienia słów i rozpaczliwie poszukuje ich bliskości, bo musi opowiedzieć historię, by się oczyścić duchowo. Piotra od złudzenia tego, co dawać może szczęście, dzieli ledwie osiem przystanków autobusowych. Obaj są szary, tacy nie do opisania. Pojawia się psychopata w opowiadaniu "Przeszkadzały" i o nim to można powieść napisać, ale po co? Mężczyźni marginalizowani i z marginesu. Smutni w swoich rolach, ale przecież kochani. Pierwsze, tytułowe opowiadanie to nie tylko historia lęku przed dorastaniem po doświadczeniu śmierci mężczyzny, który zabrał ze sobą ważny czas i ważną biografię. To opowieść o emocjonalnym przywiązaniu między pokoleniami. Dziadek i wnuczka. Z innych światów, lecz bliscy.

Po "Kieszonkowym atlasie kobiet" i po "Cwaniarach" Sylwia Chutnik udowadnia tym razem, że nie płeć determinuje jej uwagę oraz rozwagę w opowiadaniu o czyichś losach. "W krainie czarów" jest między płciami, między podziałami - to książka o wspólnym mianowniku, jakim jest empatia. Nawet dla tych, którzy mogą być irytujący i dla tych, co nie mają już nic do powiedzenia, nic do przekazania, do przeżycia, do doświadczenia. Sztuką jest słuchać tych, którzy nie chcą mówić nawet sami do siebie, a Chutnik słucha uważnie, robi z tego literaturę i dochodzi do takiego punktu, gdzie opowieści ożywają, gdy opowiadający chcą, by pochłonęła ich nicość. Taka to siła krótkich form prozatorskich autorki "Dzidzi".

Styl Chutnik powoduje, że ta proza w każdym akapicie iskrzy i chociaż w swej trudnej problematyce nie chce zapaść w pamięć, wierzę w to, iż tak się nie stanie. Autorka wskrzesza zmarłych i żywym nadaje prawo do tego, by przestali już żyć. Czyni to inteligentnie i elegancko, choć czasami widać gniew ukryty gdzieś między akapitami. "W krainie czarów" wydaje się bardzo osobistym zbiorem tekstów. Gdzieś między okaleczonymi przez życie bohaterami autorka próbuje rozliczać się też z samą sobą. I to dobrze, że udało jej się przeredagować oraz zebrać opowiadania z kilku lat swej twórczości, bo właśnie dzięki temu widać to bardzo wyraźnie. Brawa za umiejętność barwnego opisu czarno-białego świata. I za nadzieję, która mimo wszystko tkwi gdzieś między tymi tekstami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz