Pages

2014-11-10

"Berlinawa" Dawid Kornaga

Wydawca: Świat Książki

Data wydania: 8 października 2014

Liczba stron: 590

Oprawa: twarda

Cena det: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Gniew i poszukiwania

"Berlinawa" - najnowsza książka Dawida Kornagi, na którą kazał nam czekać bardzo długo - to krew, pot i łzy. Jego bohaterów gdzieś między polską a niemiecką stolicą oraz samego autora. Dwa lata pracy okupione sporymi wyrzeczeniami nie poszły na marne, bo mamy rzecz znakomitą i mimo sporej objętości w żaden sposób nieprzegadaną. Nawiązuję tutaj do "Singli+", które zmiażdżyłem przed laty i przy omówieniu których snułem refleksję o tym, że jakiekolwiek portretowanie środowiskowe wychodzi Kornadze dobrze dopiero wtedy, gdy ma wyraźnego bohatera prowadzącego.

Smakowitość "Berlinawy" wynika pewnie z tego, iż mamy w tej książce dwie wyraziste bohaterki prowadzące (choć tylko jedna jest pierwszoplanowa), a ich liczni znajomi i wrogowie tworzą barwne tło obyczajowe powieści o przekraczaniu granic siebie, wewnętrznej wolności oraz o tym, że z wyżej wymienionymi nie każdy sobie radzi. Ola i Ula, każda osadzona w innym mieście, w innym życiu i innym kontekście -  to postacie z jednej strony tragikomiczne, gdy nie potrafią zdecydować o tym, czy zatonąć w nadmiarze wolności, opcji do wyboru i światopoglądów do przemyślenia. Z drugiej jednak - figury wewnętrznej walki o spełnienie, o zrozumienie możliwości świata wyobrażeń i świata alternatyw, ugniatającego nadmiarem bodźców bez względu na to, czy jest się otwartą na doznania uciekinierką wewnętrzną czy pełną frustracji oraz nienawiści młokoską, dla której pojęcie narodu i wspólnoty boleśnie zawęża się wraz z perspektywami ograniczanymi w kraju granic bolesnych oraz doskwierających.

Ola lubi seks i pociągi. Niekiedy dla zabicia czasu jeździ sobie po Berlinie kolejkami nad- i podziemnymi. Znalazła się w niemieckiej stolicy z własnego wyboru okupionego dylematami kobiety, co wciąż mierzy się ze stygmatem matki Polki, któremu nie podołała i z którego drwi. Ola drąży język. Swój własny i ten, nad którym pracuje w pocie czoła jako tłumaczka na stypendium. Język Oli to sposób opisu skomplikowanego życia wewnętrznego oraz nieporadne narzędzie do nakreślania coraz to nowych napięć na granicy tego, co przeżywane i tego, co widziane wokół. Ola tkwi między językiem polskim i niemieckim, niebezpiecznie zakotwicza się gdzieś między płciami, wciąż spragniona jest nowych doznań i tak stymuluje własne życie, by się ich ani na chwilę nie pozbawiać. Gdzieś tam, daleko, pozostał zdigitalizowany mąż z życiem zaplanowanym "od-do" oraz córeczka, którą Ola podgląda tylko na Skype. Bo Ola to matka nowocześnie pragmatyczna; zdystansowana i nieprzywiązana, odrzucająca pieluchy, krzyki i ograniczenia, a jednocześnie wciąż rozpamiętująca swą dziecinę, dla jakiej być może warto byłoby jednak coś poświęcić. Największym poświęceniem Oli jest jednak jej stan twórczy. Istnieje wtedy, gdy może być poza sobą, w oddaleniu od ojczyzny, butnie nierozważna i skandalicznie nieprzewidywalna. Kiedy pojawiają się w jej życiu pęknięcia i słabości, wszystko wydobywa się z potem i łzami. Zalane alkoholem, zatopione w wariackim trybie życia - szybko znikają, bo tak trzeba.

Niewiele możliwości ma za to Ula. Ledwie dwudziestka na karku, ponad dziesięć lat młodsza od Oli. Uziemiona przez szarą polskość i pragnąca w tej polskości znaleźć siłę. Nacjonalistka tyleż rozedrgana wewnętrznie, co skupiona przede wszystkim na nienawiści. Można nienawidzić ojca, rozmodloną matkę, idiotyczne studia, brak perspektyw i ludzi dostosowanych do szarości. Bo szarzy oraz nijacy są nawet radośni hipsterzy i lewacy, dla których siła fizyczna to inna galaktyka, a właśnie prawo pięści Ula ceni sobie na równi z przekonaniami o tym, że aryjska rasa słowiańska winna anektować, zdobywać i stale być na wojnie, gdzie nie ma czasu na to, by okrzepnąć, bo wciąż się walczy. O nowy porządek patriotów z wściekłości. Uli, która zwątpiła we wszystko i wierzy jedynie w ideę rasowego wybrania. Mała Ula staje na koturnach, podnosi się w ostrych słowach, stymuluje swych kompanów do agresywnych akcji, jest cała dręczącym się wewnętrznie kłębkiem animozji zbudowanych na stereotypach.

Jakim cudem obie staną obok siebie? Co się wydarzy, gdy Ula pojawi się w Berlinie, a Ola postanowi dopisać ciąg dalszy do jej życiowej narracji? Dawid Kornaga buduje prozę spektakularnej akcji, obok której zawiesza się socjologiczna refleksja o wszelkiego rodzaju wspólnotach, wielościach oraz obcości rodzącej się wtedy, gdy obok siebie staje nieznane i przez to zagrażające. "Berlinawa" to historia nieprzypadkowo osadzona przeze wszystkim w niemieckiej stolicy. Berlin wielu zabytków nie posiada, ale autor udowadnia, iż jest z pewnością miejscem "atrakcji egzystencjalnych". Tutaj bowiem będzie mieć miejsce kilka spektakularnych scen, które na zawsze zmienią życie wspomnianych bohaterek, a także wskażą nowe tory dla losów świetnych postaci drugiego planu. Te warszawskie przepełnia frustracja i żal, berlińskie zaś gubią się w otwartości świata, w którym wyraźne ramy wyznaczyć mogą te same mroczne przekonania, jakie każą kopać Turków przy skrzyżowaniu Gneisenaustrasse czy obrzucać lewaków zgniłymi jajami podczas demonstracji na warszawskich ulicach w jakże ważnym dniu 11 listopada. Kornaga łączy zatem na pozór odległe od siebie miasta. Każe od nich uciekać i się z nimi identyfikować. Opowiada o przepełnionych wewnętrzną bezradnością ludziach, dla których bunt i wściekłość to jedyne sposoby oddania światu tego, na co rzekomo zasługuje.

"Berlinawa" jest powieścią wielu tonacji i stylów. Świetnie to wszystko się ze sobą łączy, kiedy ujawniane stereotypy są co chwilę obalane, by pojawiły się nowe myślowe kalki, wraz z nimi przemoc - prowadząca przecież donikąd i wywołująca kolejną falę agresji, od jakiej wielu bohaterom Kornagi trudno jest uciec. Myślę, że to polifoniczna opowieść o skutkach tego, iż wielu z nas nie jest w stanie wyrosnąć z gniewu. O negatywnych emocjach, które za wszelką cenę kryjemy. O rozczarowaniach i o próbach czynienia życia bardziej znośnym. Ola wybiera wolność na wielu różnych poziomach. Ula daje się zniewolić i manipulować tylko po to, by w finale przejąć coś od Oli, a w gruncie rzeczy odnaleźć odpowiedzi na pytania, które mnożyły się w Warszawie, w Berlinie wygasając. Są jednak tacy, co całkowicie przegrywają... Czyta się to wszystko bardzo szybko i z dużą przyjemnością, choć przecież jest to książka niewygodna, trudna, złośliwie wieloznaczna. Sporo wątków, dużo treści. Zmiksowane w dobrze nam znanym stylu Dawida Kornagi, który przekornie zdaje się pytać o to, na co możemy pozwolić sobie w świecie, w jakim kolejne granice obalamy sami, wtapiając się jednak w obce ramy, skąd wydobyć mogą nas tylko inni.

Dawid Kornaga z czułością portretuje dwa miasta, dla których zbudował pozornie różne narracje. Tytułowy neologizm to też świadectwo odważnego przekraczania granic. Wielkomiejski gwar w swej różnorodności portretowany jest z równą empatią, co błądzący bohaterowie - śmieszni i tragiczni, rozpaczliwie samotni i jednocześnie wewnętrznie silni; nieświadomi rzeczywistości poza tą, którą ukształtowały kalki i maski, tworząc bezpieczny kokon wyobrażeń o życiu. Życiu barwnym, dynamicznym, niepozbawionym brutalności i tragicznych końców. "Berlinawa" imponuje rozmachem, a zarazem uważnością w portretowaniu tych wszystkich niuansów, które tworzą wielobarwne światy dwóch miast i dwóch kobiet uciekających oraz powracających. Ola i Ula, Berlin i Warszawa. Nieograniczone możliwości i wewnętrzne granice. Swoboda i strach. Wolność i zniewolenie. Kornaga łączy to, co kontrastowe. Stara się w kontrastach zatrzeć ich nieznośność. Bo ta książka jest nieznośna, męcząca i - powtarzam -  złośliwa. Prowokuje w dobrym stylu. W takim też została napisana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz