Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 10 września 2014
Liczba stron: 222
Oprawa: twarda
Cena det: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Ślady niewidzialności
Monika Rakusa w bardzo
wieloznaczny sposób pisze o kobiecej niewidzialności. Może o niewidzialności
jako egzystencjalnym stygmacie każdego z nas także. Pisarka długo kazała czekać
na swoją nową książkę. Jest "Cień". Zbiór opowiadań, a raczej - w
moim odczuciu - zbiór niejednoznacznych gatunkowo tekstów z kilkoma tezami, w
który dość nieoczekiwanie wbija się publicystyczny ton opowieści o ludzkiej
niemożności poradzenia sobie z własną nędzą. Gdzieś między kolejnymi narracjami
kryje się kilka obsesyjnych rozważań zawartych i w "39,9", i w "Żonie Adama". Jest też niepokojący ton opowiadania o tym, co po
sobie pozostawiamy. I naznaczenie śmiercią, bo mamy w zbiorze klamrę
kompozycyjną stworzoną przez scenę śmierci - tej nieoczekiwanej i nagłej oraz
upragnionej, pożądanej wręcz. Mam wrażenie, że można jedynie nakreślić ramy
omawianej publikacji. Wejście w nią jest ryzykowne. Monika Rakusa opowiada metaforycznie, czasami w nadmiarze
psychologizuje, unika jasnych przesłań i sytuuje swoje bohaterki gdzieś między
efemerycznymi śladami ich istnienia a cieniem, jaki rzucają na świat już po
tym, gdy uznają życie za zakończone.
Otwierający zbiór tekst jest
bardzo wyraźną introdukcją do rozważań, które potem przybiorą formę kilku
strumieni świadomości zamkniętych w tym, co niewyrażalne, w pragnieniu odejścia
ze świata życia prawie wiecznego. Rakusa
snuje swoje opowieści mocno zatroskana o ludzką kondycję, dla której tak mało
jest czasu na świecie i po której pozostają ślady przez niewielu rozszyfrowane,
bo też przez niewielu rozpoznane. Na pierwszy plan wysuwają się
skomplikowane relacje matek i córek, choć autorka zwodniczo kieruje nas w
zupełnie inne rejony i każe obcować z opowieściami o odmiennej tematyce, raz
także z męskim narratorem. Na początku mamy historię młodej dziewczyny, która
zbiera pozostałości po ulotnym życiu zmarłej matki. Odkrywając, jak bardzo
zacierała po sobie ślady, odnajduje jednak ten najważniejszy - ślad po
prawdziwej egzystencji, w jakiej zmarła nie mogła się odnaleźć, nie dając na
nią przyzwolenia. W "Śmiertelności" gdzieś na marginesie wspominana
jest matka, która celowo wypierała się jakichkolwiek korzeni. Jej córka ma to
za złe. Komu? Kto jest w stanie określić swoje miejsce na ziemi, skoro
rozpaczliwie szuka tych miejsc swoich bliskich?
"Cień" opowiada o
odwadze pozostawiania po sobie śladu. Takiego do rozszyfrowania, ale też
symbolicznego. Bo bycie jest nieznośne w swej przezroczystości i w poczuciu, iż
jest się tylko dla siebie, a dla innych - niewidzialną materią. Monika Rakusa buduje przejmujące narracje o
utratach tylko po to, by dać do zrozumienia, jak wiele odnajduje się właśnie w
tym, czego już nie ma. Matka, kochanka, przyjaciółka. Ślady obecności tak
rozpaczliwie wołające gdzieś w pustkę, w której ocierają się o siebie wszyscy
niewidoczni, wszyscy naznaczeni piętnem politowania, wszyscy zatomizowani i
rozpaczliwie błagający o zainteresowanie na wiele możliwych sposobów. Przegrani
i zapomniani.
Gorzko jest w nowej prozie
Rakusy, ale i refleksyjnie w sposób świeży. W jednym z tekstów pojawia się taka
autoironiczna refleksja o tym, że poprzednie książki autorki traktujące o
kobiecości opisywanej w sposób trudny, spotkały się z co najmniej dwuznacznym
odbiorem czytelników. "Cień"
jest książką na tyle niejednoznaczną, że ślady po sobie Monika Rakusa
pozostawia tutaj delikatnie i przemyślanie. Udowadnia kruchość egzystencji, ale
każe też z tej kruchości wydobyć to, co silne. Jesteśmy zanurzeni w
światach, w których czegoś się nie powiedziało, czegoś nie zrobiło. Nie dało
się właściwych znaków we właściwym czasie. Pozostaje pogodzenie z odejściem i
zrozumienie efemeryczności kogoś, kogo już nie ma. Najbardziej tragiczne w tym
wszystkim jest uświadamianie sobie, że nicość nie jest niczym abstrakcyjnym i z
tęsknoty za bytem zrodzić się może jedynie smutny niebyt. Ci, co tęsknią i
rozpamiętują, mogą nie być wspominani. Niewidzialność po śmierci ma pewne
znamiona, ale ta za życia trudna jest do zniesienia.
Rakusa tworzy trochę
terapeutyczną prozę, ale pomaga nią chyba przede wszystkim sobie.
"Cień" nie jest dla wszystkich. To książka dla tych, którzy znają
autorkę z poprzednich fabuł i wiedzą, w jaki sposób wyróżniają się one pośród
innych zaangażowanych w portretowanie świata kobiecych przeżyć. Monika Rakusa stawia na formę, ale stale
zmienia jej kształt. Kroczymy po świecie jej opowieści z trudem, bo nie
jesteśmy pewni gruntu. Nic nie jest w tej książce osadzone na stałe i o niczym
stałym ona nie opowiada. To sztuka wejść w narracje o naszych wyobrażeniach
świata i zachować w nich oryginalność własnych wyobrażeń. Odnoszę jednak
wrażenie, iż czytelność tych pięciu narracji traktowanych jako spójna całość,
jest już czymś skomplikowanym, bo być może za dużo w tym dygresyjności i
symboliki. Zbyt wiele historii rwie tutaj się w sobie, a być może powinny się
zazębiać, uzupełniać. Czasami nawet odnoszę wrażenie, że wkrada się chaos, ale
cały czas mam na uwadze świadomość, iż ten zbiór ma być uwierający także
formalnie.
To książka o cieniach i o
śladach. O tym, za co nie zawsze potrafimy brać odpowiedzialność i o sprawach
wykraczających poza ramy odpowiedzialności. "Cień" ma być źródłem inspiracji płynących z narracji bardzo
niejednorodnych, bardzo chwilami drapieżnych i jednocześnie subtelnie
wyciszonych. Nie ma dla tych tekstów jednego wspólnego mianownika, ale
pozostają nam wspomniane cienie i ślady. Życiorysy zamknięte w opowieści o
niejednoznacznym życiu. Sporo w tym wszystkim poezji. Sporo smutku oraz
gorzkiej zadumy. Jest pazur i dużo ironii. Odkładam jednak książkę z poczuciem,
że gdzieś się zagubiłem w tym narracyjnym gąszczu. Monika Rakusa stawia na
wątpliwość, pytania i zatartą jednoznaczność przekazu. "Cień" jest o
relacjach niespełnionych oraz trudnych. Te określenia mogą cechować relację
czytelnika i autorki na kartach tej książki. Udało mi się do niej zbliżyć chyba
tylko nieznacznie. Może dlatego, że nie godzę się na niewidzialność.
Poczułam się zachęcona. Poszłam do biblioteki. Otworzyłam "39,9" i zostałam uwiedziona od pierwszego akapitu a'la strumień świadomości. Kolejne pozycje pani Moniki pożarłam na deser. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń