Wydawca: Znak
Data wydania: 12 sierpnia 2015
Liczba stron: 700
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Racjonalizm i intuicja
We mgle może skryć się
wszystko. Kaja Malanowska ukryła w niej przede wszystkim ludzkie słabości,
dysfunkcje, problemy z tożsamością, z czasem przeszłym i przede wszystkim z
poczuciem własnej wartości. Tak, to
bardzo wiarygodna psychologicznie książka. Autorka "Patrz na mnie, Klaro" nie mogłaby napisać innej. Wcześniejsze powieści poświadczały,
że ludzkie udręki rozgrywające się gdzieś wewnątrz Malanowska zna i ma
oswojone. Co więcej - nadaje im status stanu naturalnego, nie ocenia odstawania
od tak zwanej normy. Nie mierzy borykających się z terapią i zażywających leki
ludzi miarą szczęścia określanego przez normy posiadania lub oczekiwań wobec
życia. Nie wmawia nam, że ktoś, kto trafił do szpitala psychiatrycznego ma być
naznaczony stygmatem inności. Pisanie "Mgły" było chyba swego rodzaju
eksperymentem. Nie tylko fabuła - czasem zaskakująca, ale w dużej mierze
przewidywalna - zwraca naszą uwagę na wrażliwość do detali. Czynią to przede
wszystkim zawikłane losy postaci, które na pewnym etapie swojego życia zmuszane
są do konfrontacji z bolesnymi demonami albo przeszłością, w której czai się
pustka lub mrok. Ten spowity mgłą.
Od razu może zaznaczę, że
tytułowe słowo dość mocno irytuje w trakcie lektury, ale można na nie przymknąć
oko. Oznacza stan, w jakim znajdują się zagubieni policjanci, którzy przez dwa
tygodnie podążają w złych kierunkach, nie dostrzegają istotnych elementów, rzeczywistość
po zbrodni nie układa im się w taki sposób, by mogli precyzyjnie wskazać
winnego. I to byłby trafiony symbol, gdyby nie fakt, że jeden ze stróżów prawa
nazywa rzecz po imieniu, aby tylko czytelnik nie pomyślał, iż może być inaczej.
Kaja Malanowska czasami stawia kropkę nad i bardzo natrętnie. Jakby brała inny
długopis i podkreślała ją, wwiercając się w kartkę, przebijając ją na wylot.
To, że za dużo jest powiedziane lub wyjaśniane, na pewno stanowi pewien
mankament "Mgły". Kryminału mimo wszystko dobrego, bo zapewniającego
czytelnicze napięcie i oczekiwanie, gdy niejasne sytuacje nabierają kształtów
odmiennych niż te wyobrażone. O to chyba chodzi w powieści kryminalnej, nie ma
co się zżymać, że kolejna pisarka próbuje swych sił na tym polu, co wychodzi
jej różnie - i tak jest oceniane. "Mgła"
to świetna powieść psychologiczna. Niuanse są tylko punktowane, w trudnych biografiach
nie wszystko zostaje wyjaśnione. Czytając Malanowską przez pryzmat tego, w jaki
sposób wcześniej opisywała ludzką psychikę, otrzymujemy kolejną wiarygodną
książkę, w której nic nie będzie takie, jakie się na początku wydaje.
Złudna jest nasza percepcja i nieodkryte otchłanie tego, co ludzie potrafią w
sobie tłumić. Bo wyjaśniane są przede wszystkim fakty i większość motywacji.
Tymczasem idziemy przez tę książkę z przekonaniem, iż nikt nas tutaj nie
oszukuje, lecz każdy zastanawia. To dobra droga i dobry pomysł na kryminał
osadzony w tej jakże akcentowanej mgle różnego rodzaju.
Zofia Wagner zostaje zabita
młotkiem w swoim mieszkaniu. Bohaterka oczekuje odwiedzin byłego kochanka,
którego poznała na sesjach terapii grupowej i który obecnie wyzwala w niej
bardzo ambiwalentne uczucia. Oczekiwać więc możemy, że oboje połączyła w grupie
jakaś trauma lub wstydliwa dolegliwość. Cierpiący na jedną z nich Wójcik podąża
do mieszkania swojej byłej dziewczyny, ale ktoś wchodzi tam wcześniej i pozbawia
Zofię życia. Taka oto sytuacja stanowi punkt wyjścia śledztwa, które z każdym
kolejnym dniem coraz bardziej się komplikuje. Nie wiadomo, kto odwiedził Zofię
przed kochankiem, ale wiadomo, że kobieta coś ukrywała, kogoś chciała
zaszantażować. By odnaleźć motywy, dla których ktoś złapał za młotek,
porzucając go na miejscu zbrodni, warszawscy policjanci będą musieli sięgnąć
dużo dalej niż do ostatnich dni denatki i uważniej przyjrzeć się jej relacjom z
najbliższym otoczeniem. A potem zajrzeć w przeszłość. Tam, gdzie boi się
powracać Ada Rochniewicz, jedna z prowadzących sprawę zabójstwa.
Ada,
doświadczona policjantka, zostaje skierowana do Warszawy po tym, jak komenda
wrocławska oddelegowała ją w inne miejsce, by zamknąć sprawy mocno angażujące
samą Rochniewicz. Jej sylwetka buduje właściwie całą powieść. Ada
jest bardzo skryta, nie okazuje emocji, chłodno analizuje najbardziej nawet
makabryczne sytuacje i trafnie wyciąga wnioski, choć chwilami gubi się w
przeczuciach, separuje od rzeczywistości, tkwi jakby w innym wymiarze.
Malanowska z detalami zadbała o to, by zaskakująca wszystkich sylwetka Ady oraz
jej mroczna biografia były punktem ciężkości prozy, w której co chwilę wyjaśnia
się kolejna tajemnica. Policjantka musi spotkać się z obowiązkowym odium swoich
stołecznych kolegów z komendy. Jej partner, Sawicki, to ucieleśnienie
gburowatości, szowinizmu i uprzedzeń. Powstaje pytanie o to, w jaki sposób tego
typu ludzie są w stanie rozwiązywać zagadki kryminalne, w których liczy się
przede wszystkim empatia i brak stereotypowego myślenia. Ada staje się mózgiem,
Sawicki ramionami i nogami śledztwa. Oboje wkraczają w pewne zakazane rewiry.
Komuś zależy na szybkim zamknięciu śledztwa, ktoś nie chce zagłębiania się w
związki denatki z pewną religijną organizacją uprzedmiotawiającą
swoich członków. Najlepiej skierować trop w zupełnie innym kierunku. I
tam też podążają bohaterowie Malanowskiej, kreśląc nam obraz polskiej nietolerancji
i niezrozumienia dla problemu uchodźców.
Tymczasem Ada widzi i czuje
więcej, nie mogąc jednocześnie dojść do porozumienia z emocjami i przeżyciami,
które blokuje w samej sobie. Jej porządkowanie rzeczywistości cechuje taka sama
konsekwencja co w niedopuszczaniu do głosu własnych przeżyć i związanych z nimi
poglądów na świat. A świat wokół to
rzeczywistość miejska, gdzie zbiorowość jest widoczna, ale nie ma w niej żadnej
wspólnoty. Doskonałym tego przykładem jest zbiór mieszkańców kamienicy, w
której zginęła Wagner, i szkoda, że Malanowska nie poszła gdzieś dalej tym
tropem, bo tkankę miejską traktuje przyzwoicie, z topograficzną dokładnością,
ale nieco zaniedbuje jej symboliczny wymiar - przecież wszyscy na swój sposób
są w Warszawie zagubieni. Podążamy śladem afery, której wielkości nie
będziemy w stanie przewidzieć. Podobnie jak wzlotów i przede wszystkim upadków
ludzi, których psychiczny dyskomfort jest autorce "Imigracji" bliższy
niż bezwzględność walki w świecie przestępców i stróżów prawa.
"Mgła" to powieść o tym, jak
racjonalizm zderza się z intuicją. O zabłąkaniu ludzkim, którego konsekwencją
może być przynależność do organizacji tłamszącej tożsamość. O tym, że na każdym
etapie życia podążamy gdzieś we mgle i o momentach, w których ona się
rozrzedza, a my widzimy się wstydliwie nagimi, ułomnymi, skłonnymi do
dyskretnego lamentu nad tym, z czym nam w życiu nie po drodze. Rzecz warta
spędzenia dwóch wieczorów. Warta przemyślenia w kontekście innym niż intryga
kryminalna.
A tu wypowiedź Marcina Świetlickiego na temat tej książki
OdpowiedzUsuńJest pan przeciwny związkom literatury i państwa, przeciwny wydawaniu publicznych pieniędzy na literaturę i sztukę, przeciwny istnieniu ministerstwa kultury. Ale czy umiałby pan odpowiedzieć dlaczego? Do czego pańskim zdaniem prowadzi upaństwowienie literatury i sztuki? Czy literatura i sztuka wsparta dotacjami i grantami musi być z definicji gorsza od tej bez wsparcia?
A to proszę przeczytać książkę Kai Malanowskiej pt. "Mgła" wydaną przez Wydawnictwo Znak dzięki pieniądzom z ministerstwa kultury. Z pozytywnymi blurbami Olgi Tokarczuk i Borysa Lankosza (ciekawe, ile Wydawnictwo Znak płaci za blurby?). I nie zada mi pan więcej takiego pytania.
A może pan jest zawistny i dlatego nie chce, żeby państwo pomagało znajdującym się w potrzebie kolegom i koleżankom po piórze?
(śmiech) Ale ja nie jestem zawistny! Państwo niech pomaga naprawdę potrzebującym. Literatura to nie jest niepełnosprawność, proszę pana. Tego nie trzeba wspierać. Pisarz powinien pisać dobre książki i koniec.