Wydawca: Czwarta
Strona
Data wydania: 4 kwietnia 2015
Liczba stron: 312
Tłumacz: Natalia Pecyna
Oprawa: twarda
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Winni...
Powieść Antona Marklunda to
klasyczny przykład skandynawskiej koncentracji maksimum treści w minimalnym
przekazie słownym. Ta książka aż kipi od emocji i wzruszeń, jednak sygnalizowane
są one punktowo, z wyraźnym dystansem. Trzy
narracje przeplatają się, by opowiedzieć o czasie przeszłym, w którym pojawiały
się pewne znaki, niepokojące symptomy, złe sygnały tego, co wydarzy się w życiu
małżeństwa z miasteczka na północy Szwecji chroniącego swego autystycznego syna
przed wieloznacznie okrutnym światem. Lenart, mechanik samochodowy,
przedstawia za pomocą szorstkich słów punkt widzenia tego, który czuje się
pokrzywdzony na kilka możliwych sposobów. Trud wychowania innego niż pozostałe
dziecka, niedająca satysfakcji praca, poczucie bycia gdzieś na dole drabiny społecznej
w opiekuńczym państwie, które nie znajduje środków na opiekę nad Johannesem.
Mona od jakiegoś czasu nie pracuje, analizuje domową sytuację w słowach pełnych
melancholii, przesyconych jednocześnie czułością i smutkiem. Ona szczególnie
uważnie przygląda się pęknięciom, które wpuściły do ich domu zło. Johannes
jedynie opisuje, nie analizuje. Jego świat to inne postrzeganie dobra i zła, specyficzne
rozumienie granic między tym, co dozwolone, a tym, co niewłaściwe. Czuje się
odważny, bo jest zdolny do czynów, które dla innych dzieci są niemożliwe. Jest
obserwatorem i pojętnym uczniem. Być może przez tę nadwrażliwość i nadmierną
uwagę stanie się jeszcze bardziej odmienny, stygmatyzowany na zawsze.
Marklund
przeprowadza bolesną wiwisekcję związku, który narodził się z czułości, a potem
stawał przyzwyczajeniem. Opowiada historię ludzi, dla których bliskość się
przedefiniowała, pozostała im potem bolesna świadomość bycia razem ze względu
na trudne dziecko. A może z powodu
litości względem siebie... Mona przyjechała na północ, by zerwać
kontakt z poprzednim życiem. Lenart ofiarował jej niewiele, ale wystarczające
było to poczucie bezpieczeństwa i miłość, której potem już nie wyznawał.
Dzisiaj oboje drżą, ukradkiem tuląc się nocami. Ich perspektywy są już różne,
dyskusje coraz bardziej dramatyczne, bliskość uzależniona od lepszych dni z
autystycznym synem. Każde na swój sposób pyta o to, jak wychowywali dziecko i
które ze słów albo gestów mogłyby się nigdy nie pojawić. Oboje cierpią z powodu
wykluczenia w małej miejscowości, którą kiedyś rozwijała działalność kopalni,
dziś zaś tworzą pustka i poczucie bezużyteczności tak charakterystyczne dla
rodziców Johannesa. Bardzo ważna jest tutaj pozycja dziecka. Johannes przejmuje
na siebie lęki i niepokoje rodziców, ale czyni to wybiórczo - podobnie działa,
przyswajając sobie reguły świata, w którym ważna jest dla niego powtarzalność i
rutyna. Wpływ syna na zachowania rodziców jest oczywisty, bo nie ma nikogo poza
tą dwójką, kto chciałby chronić Johannesa przed światem i przed nim samym.
To
książka o bezradności i o przywiązaniu. O tym, że zadaje się czasem pytania, a
odpowiedzi znajdują się po latach, kiedy połączy się ze sobą pewne
doświadczenia i wspomnienia. To także opowieść o stygmatyzowaniu przez osąd
innych. "Zawsze można
osądzać. Wynik zależy tylko od tego, jaką stronę się wybierze. A zawsze można
spojrzeć pod złym kątem". W przypadku Johannesa jest to szczególnie
istotne, ale jego obecność w małej społeczności automatycznie generuje poczucie
zagrożenia, bo inność jest czymś niepokojącym, w tej inności nie ma logiki
normalnego świata. Autyzm u Marklunda to symbol szczególnego rodzaju
niedostosowania i osamotnienia. To takie bycie osobno bez możliwości
uzasadnienia tego bycia. Johannes obserwuje wokół siebie przejawy niechęci, a
także dostrzega złowrogie nastawienie tych, którzy udają. Kurczowo trzyma przy
sobie karteczki szczęścia, które dzieci wypisały mu naprędce i pod presją po
tym, jak po raz kolejny złamał regulamin szkoły i znowu naznaczony został
piętnem rozrabiaki.
Tylko rodzice mogliby
napisać szczere karteczki szczęścia, bo tylko oni uczciwie i naprawdę widzą w
swym dziecku dobro. Percepcja Johannesa zaburzona jest nie tylko przez
konflikty wokół niego. Dziadek tłumaczy mu pewne sprawy w magiczny sposób, a
niektóre narracje wzajemnie się wykluczają. Siedemnastolatek w ciele dziecka
tkwi w świecie, w którym wciąż napotyka jakieś zamknięte drzwi i nie ma pojęcia
o tym, w jaki sposób zdobyć do nich klucz. Imituje i odtwarza to, co uzna za
słuszne. Jego poziom empatii jest inny niż pozostałych, bo kształtują go
zdarzenia pojmowane wedle osobnej logiki. I tu pojawia się bezradność, której
jest bardzo dużo w powieści Marklunda. Bezradność ojca, który nie widzi syna
takim, jaki jest naprawdę. Bezradność matki z jej ogromem miłości, bolesnej
bardzo i skomplikowanej. Bezradność szkoły, która odrzuca Johannesa za inność.
W końcu bezradność samego chłopaka rozpaczliwie pragnącego nawiązać jakąś
bliską więź z kimś innym niż rodzice, do których obecności się przyzwyczaił.
Anton Marklund opowiada o tym, że widzimy często
rzeczywistość wokół w taki sposób, w jaki chcielibyśmy ją widzieć. Mechanizmy
obronne w percepcji uruchamiane są zawsze wtedy, kiedy coś nas przerasta.
Dramat Johannesa to niemożność obrony i brak umiejętności oddalania się od
świata wokół, kiedy staje się on nad wyraz niebezpieczny ze swoimi bodźcami. Finałowa katastrofa
"Przyjaciół zwierząt" to gorzki splot okoliczności, ale przede
wszystkim konsekwencja zachowań i poglądów przejętych przez Johannesa od tych,
którzy mieli go zawsze chronić. Marklund pokazuje okrucieństwo rodzące się pod
wpływem ludzi, którzy mieli chronić przed światem. Ta książka sugeruje
wieloznaczność pojęcia winy i wskazuje na to, iż często nie jesteśmy w stanie
ponieść konsekwencji złych uczynków, bo nie mamy świadomości, co tak naprawdę
zrobiliśmy. To powieść o kilku formach dramatycznego niedopasowania - chodzi o
portretowane małżeństwo oraz ich inne dziecko. Autor sygnalizuje wszechobecną
samotność, którą odmalowuje w różnych barwach, maskując ten sam mroczny odcień.
Czytelna, przejmująca i zapadająca w pamięć rzecz o ludzkim wyobcowaniu i o ranach
zadawanych sobie przez najbliższych.
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń