Pages

2015-09-15

"Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość" Katarzyna Surmiak-Domańska

Wydawca: Czarne

Data wydania: 9 września 2015

Liczba stron: 296

Oprawa: twarda lakierowana

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Piknik uprzedzeń

Harrison w amerykańskim stanie Arkansas. Tutaj każdy jest obcy i zadziwiający, gdy przybywa choćby z innego stanu. Niecałe 13 tysięcy mieszkańców i siedemdziesiąt kościołów. Do wyboru, wedle poglądów i ideologii. Miasto, w którym dominują biali ludzie. Miasto, gdzie rzekomo mieszka miłość. Tam wszyscy są tacy sami i wszyscy znaczą tyle samo. Biali chrześcijanie z klasy średniej, zgrupowani w rodziny cementowane surowym wychowaniem dzieci. Taka biała ojczyzna na prowincji, Klan Town, miejsce Zjazdu Partii Rycerzy Ku Klux Klanu, do którego przybywa Katarzyna Surmiak-Domańska.

Jej reportaż sprawia wrażenie podróży pełnej zadziwienia. Bo to wielka sztuka opowiadać o odwiedzonym świecie bez uprzedzeń i z nieustającą ciekawością. Zamiast agresywnych pikiet amerykańskich zwolenników białej rasy - uroczy piknik, na którym można się zrelaksować, zacieśnić sąsiedzkie więzi, wysłuchać Słowa Bożego i po raz kolejny dać się uwieść ideom, dzięki którym Harrison od ponad wieku jest bastionem broniącym czystości rasy, tradycji i religii. "Ku Klux Klan" to opowieść o tym mieście i jego mieszkańcach - trochę śmieszna, trochę straszna. Przedstawiająca punkty widzenia tych, którzy z różnych przyczyn żyją w lęku i gniewie. Przyczajeni i gotowi do odnowy. Nie rewolucyjni jak kiedyś, doskonale ewolucyjni. Rycerze nie są zakapturzeni, noszą krawaty. Nikt nie jest "anty", każdy jest "pro". Kwestia definicji i interpretacji. Oraz poprawności politycznej. Surmiak-Domańska wyłuskuje z przystosowanej do współczesnych czasów organizacji te mroczne rysy, które łagodzone są medialnie albo za pomocą sprytnej retoryki. Harrison jest przyjazne i groźne. Zagubione i pełne wewnętrznej siły, spójności. Tkwiące w wybiórczym chrześcijańskim miłosierdziu i naznaczone uprzedzeniami. Tu mieszka miłość. Tu poznamy współczesne oblicze amerykańskiego Ku Klux Klanu.

Książka jest efektem działań rozpoczętych słowami skierowanymi do Thomasa Robba odpowiedzialnego za kolejny zjazd partyjny. "Nie rozważam wstąpienia do waszej partii, nie jestem rasistką, ale z uwagą śledzę narastanie świadomości rasowej i nurtów nacjonalistycznych na świecie. Także w moim kraju. Chcę poznać wasz punkt widzenia i wasze argumenty". Ta otwartość i empatia autorki widoczne są przez cały czas, choć mamy świadomość tego, że penetruje grząski grunt i rozmawia z ludźmi, których poglądy są nie tylko niebezpieczne, ale przede wszystkim destrukcyjne dla nich samych. Oczywiście oni zaraz by temu stwierdzeniu zaprzeczyli. Współczesny amerykański rasizm to pokłosie kompleksów i frustracji, które Południe przeżywa od czasu przegranej wojny secesyjnej, wciąż wydając groźne pomruki, wciąż stygmatyzując przede wszystkim Afroamerykanów i stale pielęgnując w sobie poczucie zagrożenia, przed którym bronić może tylko idea białej supremacji. Surmiak-Domańska stara się odnaleźć przyczyny, dla których odwaga i lęk łączą się w piekielnym rasistowskim tyglu uprzedzeń. Pokazuje także, że ideologia z gruntu niebezpieczna może być fundamentem uporządkowanego życia rodzinnego i społecznego. Bo mieszkańcy Harrison są dumni z siebie, ze swego zjazdu, z wyrażanych poglądów i ze struktury, w której odnaleźli się na tyle, by świadomie podążać drogą wzbudzającą tak wiele kontrowersji i uprzedzeń.

Wokół jednego i drugiego toczą się rozmowy, które autorka przeprowadza z tymi wszystkimi, dla których uczestnictwo w strukturze Thomasa Robba jest związane z poczuciem bycia w wyjątkowej wspólnocie. Ta wspólnota to efekt groźnej ewolucji poglądów, którą przeszli przez ponad wiek wszyscy bezpośrednio lub pośrednio związani z organizacją Ku Klux Klanu. Autorka "Mokradełka" poznaje poglądy tych, którzy w Harrison nie muszą się ukrywać, nie są stygmatyzowani, nie czują obowiązku podporządkowania się prawu - pisanemu lub obyczajowemu, poprawności politycznej czy jakiejkolwiek innej formie tej poprawności. Rozmówcy z zaangażowaniem opowiadają o swych bolesnych doświadczeniach z dzieciństwa i młodości oraz o trudach życia, które na jego określonym etapie kazały zmierzyć się z przynależnością do współcześnie działającego Ku Klux Klanu. W nim nikt nie zabija, nie terroryzuje. Płonące krzyże to rytuał tylko podczas zjazdów, a budzące latami grozę stroje skrywane są tak samo jak najbardziej radykalne poglądy członków. Przyglądamy się ludziom, którzy nie godzą się na coraz większą rzeszę imigrantów w kraju rzekomo zdradzającym samego siebie, swe wartości, wzbudzającym poczucie zagrożenia i rozpalającym coraz to nowe postawy roszczeniowe tych, dla których inność odznacza strach przed nieznanym. W przypadku ludzi z Harrison to także dobrze poznane i odczuwane na własnej skórze - te narracje mają punktować, dlaczego zrodziły się niechęć i gniew wobec czarnych, Latynosów, wszystkich innych mających się podporządkować, a oczekujących czegoś więcej niż uśmiechu politowania ze strony wyższych z racji rasy i wyznawanej religii.

Niebezpieczne są kształt i formuła organizacji, która niechęć i uprzedzenia skrywa gdzieś pod białymi rękawiczkami. Jeden z rozmówców Surmiak-Domańskiej tak argumentuje swą decyzję o obecności w Ku Klux Klanie: "Przystąpiłem do Robba, bo jego Klan jest organizacją ludzi kulturalnych. A jeżeli uważam się za kogoś lepszego niż Afrykańczyk, który na kolację zjada własną babcię, powinienem zachowywać się w sposób, który to podkreśla". Paradoks tej wypowiedzi pokazuje również mentalność ludzi, którzy osadzają się w pewnej fasadowości, by wciąż na nowo wzniecać w sobie negatywne uczucia i przekonanie o swej wyjątkowości. Tak, Harrison jest przecież wyjątkowe. Można w nim mieć mniejsze poczucie winy za swe niewygodne poglądy i można w nim zrozumieć, że budowanie struktury rodziny bezpiecznie zacząć od indoktrynacji w dzieciństwie, by stwarzać "produkty" takie jak Andrew, wnuk Robba.

Poza grozą, która czai się w tym reportażu, jest także sporo sielankowości i bardzo ciekawych opisów obyczajowości Południa. Surmiak-Domańska wspaniale oddaje koloryt miejsca, w którym przebywa. Mimo że jednocześnie przedstawia przejmującą anatomię rasizmu i nacjonalizmu. Istotną cechą tej książki jest wskazanie usytuowania sytego i zadowolonego z siebie człowieka, który wyznaje rasistowskie poglądy i jest w stanie usankcjonować je na wiele możliwych sposobów. To także obraz ludzi zagubionych i przerażonych. Ksenofobicznych i odczuwających bliskość na ulicach bezpiecznego miasta, w jego sklepach czy restauracjach. "Ku Klux Klan" to historia amerykańskiej enklawy lęku i opowieść o setkach takich enklaw pieczołowicie utrzymywanych przy życiu pod każdą szerokością geograficzną. Sięgając wstecz, autorka punktuje zbrodnie Ku Klux Klanu oraz zarysowuje metamorfozy. Ta obecna w Harrison zdaje się jedną z najbardziej mrocznych. Nic nie wywołuje bowiem lęku tak skutecznie, jak przyczajenie i narastanie napięcia oraz frustracji. To czytelników może wystraszyć bardziej niż opis groteskowych strojów oraz akcji przeprowadzanych na początku działalności organizacji, gdy miało być trochę zabawnie i trochę strasznie.

Katarzyna Surmiak-Domańska opowiada o paradoksie szerzenia nienawiści poprzez miłość i o kondycji współczesnego świata, w którym zagrożeniem staje się to, co inne, obce. Dokładnie prześwietla jedną z wielu zindoktrynowanych społeczności, których siła tkwi we wspólnocie. To barwna książka o wybiórczym chrześcijańskim miłosierdziu i o ludziach w szponach uprzedzeń, których porządek życia kształtują izolacja i stereotypy. "Ku Klux Klan" to opowieść o tym, w jaki sposób radykalny światopogląd kamufluje swój gniew poprzez uśmiech, serdeczność i przekonanie o byciu w tym doskonałym. Ten reportaż pokaże dużo więcej niż prowincjonalne Harrison chciałoby pokazać. Zada fundamentalne pytania o to, jaką odpowiedzialność ponosi każdy z nas za świat, w którym uprzedzenia i lęk każą się atomizować oraz wielbić swą małą, izolowaną od świata rodzinę i społeczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz