Wydawca: Sine
Qua Non
Data wydania: 7 października 2015
Liczba stron: 312
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Drżenia
Kiedy Jakub Małecki
pozamykał swoich bohaterów w ciasnych przestrzeniach, gdzie dusili się w swym
fatalizmie i mrocznym myśleniu, wyszła mu powieść niezbyt udana, czyli "Odwrotniak". W "Dygocie" wszyscy zostali umieszczeni w
pewnej przestrzeni, której przemierzanie jest istotne, podobnie jak przywiązanie
- bądź jego brak - do ziemi, miejscowości, swego miejsca o określonych
kształtach i w określonej metrażem powierzchni. Nowa powieść Małeckiego to dowód na to, że uważnie czyta on swoich
kolegów po piórze, biorąc od nich to, co najlepsze i na dobrych wzorach budując
świetną fabułę. Koło czy Piołunów z "Dygotu" to takie tajemnicze
Rykusmyku, które naznacza na zawsze, każąc konfrontować się z prywatnymi
demonami. Przestrzeń przypominająca tę ze "Szczęśliwej ziemi" Łukasza
Orbitowskiego to także ziemia, z którą związani są bohaterowie. Senior rodu
Łabendowiczów kładzie się na niej wraz ze swą wybranką, a potem rozpaczliwie do
niej lgnie, gdy przychodzi mu wyzionąć ducha. Jeden z synów czuje odpowiedzialność
za ziemię, z którą się zrasta, a wnuk po latach powraca do niej, intuicyjnie
jakby, za podszeptem ducha zmarłych. "Dygot" tak jak "Drach" Szczepana Twardocha jest powieścią o intymnym związku z
miejscem swego pochodzenia i tak jak powieść Twardocha traktuje o strachu.
Czyta się zatem nowego Małeckiego ze świadomością, że gdzieś w pamięci grają
jakieś wcześniejsze podobne książki, ale to tylko dodatkowy walor, bo
"Dygot" jest przejmującą i hipnotyzującą powieścią o ułomności
ludzkiego życia naznaczonego przez wieczne tytułowe telepanie się w lęku.
Jeśli
tytuł jest synonimem egzystencji, widzimy ją w wielu przygnębiających
wymiarach. Życie to nieustanne wahanie i ogarniający całe ciało strach. To
biologiczny aspekt odbierania rzeczywistości, atawizm sugerujący trudność
dostosowania się. I niepewność, bo w niej zanurzeni są wszyscy bohaterowie
Małeckiego. Dygot jest zresztą wszechobecny. Dygocze
zabijana na początku powieści świnia. Dygocze Janek Łabendowicz, który porzuca
pewną Niemkę tuż przed granicą i tuż po zakończeniu wojny. Także ojciec Janka,
który wraca do domu po przesiedleniu. Jego syn w hipnotycznym tańcu. Potem
córka, po raz pierwszy rozbierana przez mężczyznę i ukazująca mu swe poparzone
ciało. Dygot towarzyszy wnukowi Łabendowicza, gdy dostrzega bezsens i kruchość
swego życia. Także jego samotnej matce, której pozostały jedynie wspomnienia
męża i syn zupełnie go nie przypominający. Może to słowo nie jest zatem szeroko
rozumianym symbolem, lecz po prostu synonimem życia? Małecki pokazuje tę
bojaźń, z której często nie zdajemy sobie sprawy, a z którą jesteśmy połączeni
na zawsze, do śmierci. Tańczymy mroczny danse
macabre, bojąc się swego cienia, konsekwencji własnych działań, bojąc się
samotności i samego strachu przed dalszym istnieniem.
A ludzkie istnienie
doświadcza nadmiaru okrucieństwa i bezwzględności losu. Zdarzenia rozpoczynają
się tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, a kończą w 2004 roku. Zaczyna
się od porzucenia przez Janka Łabendowicza frau Eberl, którą miał bezpiecznie
dowieźć do granicy, gdy po wojnie Armia Czerwona kazała takim jak ona się
wynosić. Kończy się na poszerzeniu świadomości wnuka Łabendowicza, który
odkrywa mroczne tajemnice swego ojca, Wiktora i jednocześnie uświadamia, że
pochodzi z konkretnego czasu, miejsca i kontekstu, co daje pewną ulgę po tym,
jak wrósł w pewną życiową bierność i zachowawczość. Wydarzenia historyczne nie
odgrywają większej roli, Małecki tylko dyskretnie je sygnalizuje. Może bardziej
jest w nich osadzona rodzina Geldów, z której pochodzi Emilia, wybranka
Wiktora. Dwie rodziny połączy związek odmieńców, ludzi stygmatyzowanych i
bezwzględnie skazanych na potępienie przez polską prowincję. Ich życie
naznaczone zostanie także mrocznymi klątwami i przepowiedniami. Małecki nie
pozbawia bowiem tej realistycznej prozy metafizyki. Co więcej - umie ją
umieścić na stałe i w bardzo subtelny sposób.
Autor ukazuje losy
Łabendowiczów i Geldów jako ciąg konsekwencji własnych czynów czy
wypowiedzianych słów. Emilia i Wiktor to szczególnie naznaczona przez społeczność
para. Takich chciałoby się nie mieć w gromadzie. Tacy są rysą na jej obliczu. Inność jest u Małeckiego nie tylko
źródłem frustracji, ale budzi także gniew, również nienawiść. Emilia i Wiktor
żyją naznaczeni mrocznymi przepowiedniami i starają się o namiastkę normalności
w świecie, który ich samych uważa za nienormalnych. Cierpią wewnętrznie, nie
mają możliwości dzielenia się swoim cierpieniem. Ich rodzice przeżywają
dramaty drugiego planu, równie wyraziste jednak i tak samo przejmujące. Dopiero
ten ostatni, jedyny syn, Sebastian, przejmie odium i je porzuci. Tylko na niego
wpłynie wyraźnie to, co wokół. O ile jego przodkowie żyli wbrew światu i jego
kształtowi, o tyle Sebastian dopasuje się do tego kształtu - krwiożerczy
kapitalizm odciśnie piętno na jego myśleniu oraz decyzjach.
"Dygot"
to powieść wyrastająca z ludowego mitu, a kończąca się w chwili, w której przyszłość przypomina o
sobie Sebastianowi, odbierając mu wrodzony cynizm czy buntowniczość.
Małecki wprowadza do narracji niepokojące stwory i nazywa ludzkie byty tak,
jakby tkwiły w centrum mrocznej ballady. Są także sygnalizowane związki ze
zwierzętami mające charakter nieco metafizyczny. Najtrudniej jest autorowi
oddać grozę i niedopowiedzenie w budowaniu postaci wiejskiej wariatki. Dojka tylko
przez chwilę staje się w naszych oczach wiedźmą. Potem widzimy, że jest jedynie
głęboko nieszczęśliwą i samotną istotą ludzką. Taką jak Wiktor - albinos z
czerwonymi oczami, dla którego nie może znaleźć się nawet odrobina szczęścia i
spełnienia. Życie Wiktora naznaczają trzy śmierci. Ta ostatnia będzie
ostateczna. Jej zagadkę rozwikła Sebastian, stając niemo przed tajemnicą i
przed własnym spojrzeniem na życie. Bo przecież Małecki pisze przede wszystkim
o tym, czym ludzkie życie jest w sensie symbolicznym i bardzo jednoznacznym.
Proza życia to bolesne doświadczenia, bunt, namiętności i wyrządzane sobie
nawzajem krzywdy. Nagromadzenie życiowych traum jest w powieści chwilami
nieznośne i nie czyni jej przez to bardziej wiarygodną, ale czyta się to z wielką
uwagą. Z wielkim smutkiem i przekonaniem, że na niewiele spraw mamy wpływ. Że
nasza wolna wola może nie istnieć. Że nie istnieje żadna alternatywa dla
kompulsywnego dygotania do momentu wydania ostatniego tchu...
Problem
"Dygotu", a może jego wielkość, polega na tym, że trudno
jednoznacznie określić, o czym jest ta powieść. Jej sens opiera się na licznych
symbolach. Małecki pisze w taki sposób, że nasza uwaga nie koncentruje się na
nikim szczególnie. Podążamy z bohaterami przez życie, w którym czeka ich wiele
rozczarowania, pustki i gdzie liczne śmierci boleśnie naznaczają wszystkich
tych, którzy jeszcze żyją. Jedni mają do dyspozycji dramatyczne dwadzieścia
osiem lat. Inni z rozpaczą i nostalgią przełykają kolejne wiosny, dożywając ich
aż dziewięćdziesięciu pięciu. Jakub
Małecki dyskretnie sugeruje, że ten korowód umierania przepełniony boleścią i
pretensjami do świata to najwyraźniej zaakcentowany przejaw życia w tej
powieści. "Dygot" jest książką wielu interpretacji i sprytnie
unika jednoznacznej klasyfikacji. Mroczna proza, która pożera własnych
bohaterów. Stworzona na dobrych wzorach książka niepozwalająca na wytchnienie.
Taka rzecz pozostaje w pamięci na bardzo długo.
Super, bardzo fajnie podoba mi się ten wpis ! ;)
OdpowiedzUsuń_______
Niskie ceny