Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 13 września 2016
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 35 zł
Tytuł recenzji: Ucieczki i powroty
Najnowsza powieść Małgorzaty
Wardy kończy się pytaniem do dyskusji. W Polsce kobiety zgłaszają tylko
dwadzieścia procent gwałtów. Dlaczego tak dramatycznie mało? Co może stać za
milczeniem straumatyzowanych kobiet niosących przez życie swoje mroczne
tajemnice, ból i poczucie skrzywdzenia bez wymierzenia sprawcom adekwatnej
kary? „Ta, którą znam” sugeruje nam kilka odpowiedzi. Autorka uznała tę książkę
za najlepszą w swoim dorobku. Konstrukcyjnie opowieść niewiele się różni od
poprzednich – mamy retrospekcje wyjaśniające stan obecny, mamy kilka perspektyw
opowiadania o problemach, mamy również często przez Wardę omawiane relacje między
matką a córką, choć w tej książce na pierwszy plan wysuwają się relacje
siostrzane. Dlaczego ta powieść może być najważniejsza? Ma wyraźny społeczny
wydźwięk. O ile np. „Jak oddech” była książką zwracającą uwagę na problematykę
zaginięć w Polsce i dramatów wywoływanych przez niesprawność służb
poszukujących zaginionych, o tyle „Ta, którą znam” podejmuje podobny, ale dużo
bardziej dramatyczny temat. Warda
rozprawia się z polską świadomością struktury gwałtu. Ukazuje jego anatomię
oraz to, w jaki sposób organy ścigania zajmują się sprawcami jednej z
najokrutniejszych chyba zbrodni – zbrodni na ciele i psychice, która już do
śmierci pozostanie okaleczona. Małgorzata Warda nie feruje wyroków, nie
ocenia ani nie wskazuje jednoznacznych interpretacji. Zarysowuje historię
kobiety, która pozostaje z bolesną tajemnicą na lata. Sugeruje, że syndrom
ofiary można przekuć w coś innego. Można sobie pomóc, jeśli świat nie jest w
stanie rozliczyć niesprawiedliwości. To także książka o tym, skąd bierze się
milczenie i jak destruktywną siłę w sobie niesie. W tym znaczeniu to
rzeczywiście najważniejsza książka autorki. Dowód na to, że literatura środka
może trafnie komentować rzeczywistość, zmieniając ludzkie postawy i
zapatrywania na przemoc seksualną.
Ada Makowska uciekła od
mazurskiej prowincji i zaściankowości. Udało jej się zrobić karierę modelki i
aktorki. Pozostawiła za sobą zatrzymane w czasie miasteczko, bolesne chwile
sprzed lat, które w pamięci żyją wciąż na nowo, stale się powtarzają, nie
pozwalają na skuteczną ucieczkę i izolację od traumy przeszłości. Bohaterka
wraca w rodzinne strony, a Warda z wnikliwością i czułością prezentuje nam
studium tego bolesnego powrotu, bo w gruncie rzeczy wszyscy uciekający nie mają
odwagi zmierzyć się z demonami miejsca, które opuszczają. Ada tej odwagi
nabiera, choć nie jest jeszcze do tego przekonana. Pretekstem do przyjazdu
jest dramatyczne wydarzenie z udziałem siostry Ady. Agnieszka ginie w wypadku
samochodowym. Jej dwie córki stają się sierotami. Młodsza najpierw walczy o
życie, potem o zdrowie. Starsza zmaga się z traumą, której powody poznajemy dużo
później. Przybyła z wielkiego świata ciotka, której rodzinne strony
zazdroszczą, łącząc to z zawiścią, staje przed sporym dylematem. Okazuje się,
że ojciec dziewczynek, były mąż Agnieszki, jest nieuchwytny i nie sposób go
poinformować o zaistniałej tragedii. Ojciec odpycha Adę, tak jak robił to przed
laty. Jej siostrzenice trzymają się na dystans, choć równocześnie garną się do
tej kobiecej czułości, której nigdy już nie zaznają ze strony matki. Ada staje
przed dylematem: pozostać z dziewczynkami do czasu odnalezienia ich ojca czy
może być już z nimi na zawsze, skoro los odebrał im najbliższą osobę, a ciotka
może stać się pewnym substytutem matki.
Poznajemy skomplikowane
relacje siostrzane. Agnieszka i Ada były
przez matkę identyfikowane jako całość, kiedy dobierała im te same sukienki i
patrzyła na nie jak na wspólny owoc miłości i przywiązania. A siostry stawały
się różne. Coraz więcej je w życiu dzieliło. Połączone tragedią rodzinną
paradoksalnie zaczęły się od siebie oddalać. Przejęły role i obowiązki, do
których nie były przygotowane. Nie podzieliły się nimi sprawiedliwie. Do
podziału miały też jednego mężczyznę. Tego, którego nie ma przy córkach, gdy te
cierpią z powodu utraty matki. Szereg powodów stał za tym, że jedna z sióstr
ruszyła w świat, a ta bardziej pragmatyczna pozostała w miasteczku. Sporo też
było przyczyn takich, a nie innych decyzji. Rodzina rozpadała się. Ojciec nie
ułatwiał zadania, swą oschłością zniechęcając Adę do pozostania przy nim. Ada
została sama ze sobą. Z okrutną tajemnicą, którą musiała zachować dla siebie.
Co wydarzyło się w miasteczku, kiedy bohaterka miała siedemnaście lat? Kto
pozna prawdę o tych wydarzeniach i w jaki sposób ją wykorzysta? Czy Ada
znajdzie siłę, by stawić czoła demonom przeszłości, ale przede wszystkim sobie –
tak pełnej strachu, tak wycofanej w relacjach z mężczyznami, tak boleśnie
naznaczonej piętnem tej, której wyrwano coś gwałtem i nikt nie poniósł z tego
tytułu żadnych konsekwencji?
Autorka "Najpiękniejszej na niebie" opowiada o ucieczkach i trudnościach powracania do tego, z czym nie można
się naprawdę zmierzyć. Pisze o ludziach, którzy wolą zakotwiczać się w traumach
innych, by tylko nie pamiętać o tych swoich, nigdy nieprzepracowanych.
Mamy tutaj ciekawą opozycję – kobiety uciekającej przed wydarzeniami sprzed lat
i mężczyzny, który woli mierzyć się z faktami związanymi z niesprawiedliwością
losu pod różnymi szerokościami geograficznymi, ale nie jest w stanie wziąć
odpowiedzialności za rodzinę i stanąć obok faktów życia codziennego, tak
stabilnego i pozornie uporządkowanego. Obydwoje uciekinierzy zabierają ze sobą
rodzinne tajemnice. Obydwoje uciekają przed przemocą, jakiej doświadczyli.
Warda każe im się tragicznie zbliżyć, by jeszcze bardziej skomplikować fabułę
powieści, ale jednocześnie zaznacza tę nić porozumienia, która pozwala im oddać
się namiętności – ona bowiem wyrazi w najbardziej oczywisty sposób smutne
podobieństwo i pewien rodzaj życiowego fatalizmu.
„Ta,
którą znam” to opowieść o ludziach niemogących wyzwolić się z opresji czasu
przeszłego. To przede wszystkim książka obrazująca kondycję kobiety, wobec
której ktoś zastosował przemoc seksualną. Tajemnica niesiona
przez życie staje się w pewnym momencie nie do zniesienia. Warda ukazuje
moment, w którym musi dokonać się pewna przemiana. To także narracja będąca
studium wewnętrznego strachu i wyobcowania. Pozbawiona podziału na płcie
historia emigrantów wewnętrznych i ludzi pozbawionych pewnych podstaw
stabilnego życia już w młodości. Małgorzata Warda opowiada o izolacji i
samotności, ale pozwala swoim bohaterom na to, by zmienili coś w swoim życiu.
Sugeruje, że są takie momenty tego życia, dzięki którym można powrócić, można
znaleźć siłę na uporządkowanie przeszłości. To książka apel. Do wszystkich
krzywdzonych kobiet, dla których nie znaleziono czasu ani okoliczności, by
nazwać ich skrzywdzenie po imieniu. To
rzeczywiście najlepsza książka Wardy, bo bardzo silnie oddziałująca na
wyobraźnię. W pewnym sensie nawet nieco publicystyczna, bo zmuszająca do
dyskusji o wiele szerszej, niż sugerują to pytania w zakończeniu. Po raz
kolejny autorka udowadnia, że jest najlepsza w swoim segmencie tematycznym
literatury i że od niej powinny się uczyć wszystkie pisarki starające się
uczciwie i dogłębnie oddać skomplikowane życie emocjonalne swoich bohaterek.
Kolejne zasłużone brawa, bo z powieści na powieść Małgorzata Warda coraz
wyraźniej podkreśla, że jest naprawdę świetną pisarką i widzi życie na wielu
bardzo skomplikowanych płaszczyznach.
Aż mam ochotę po nią sięgnąć i przeczytać!
OdpowiedzUsuń