Wydawca: Sic!
Data wydania: 20 marca 2017
Liczba stron: 164
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 24,90 zł
Tytuł recenzji: Miniatury z obserwacji
„Niewyśnione historie”
Elżbiety Isakiewicz to taki rodzaj literatury, który przywiązuje się do nas na
dłużej, jeśli tylko damy mu szansę, poświęcimy czas i unikniemy nerwowego
kartkowania. Zbiór osiemdziesięciu miniatur literackich to pokłosie tego, co
autorka zaobserwowała i usłyszała od innych. Jej opowieści mają wyraźne adresy,
są historiami opowiadanymi często przez konkretne osoby i traktującymi o
konkretnych wartościach. A jednak jest w tym wszystkim sporo dyskretnie
sugerowanych alegorii, dużo empatii i takiej formy czułości, która w tych
tekstach stara się dokonać czegoś, co trafnie obrazują słowa jednego z
opowiadań. Isakiewicz zależy, by ująć bez
skargi, z prostotą, zagmatwaną treść istnienia. Nawet kiedy pisarka
opowiada o rzeczach przygnębiających, traumatycznych, ostatecznych w swej
bezkompromisowości – zawsze robi to ze swego rodzaju harmonią. Te teksty mają
dotykać bardzo głęboko, a jednocześnie robią to przejmująco subtelnie. To taka książka, którą powinno się czytać w
odosobnieniu i ciszy, ale jednocześnie serwować jej fragmenty bliskim sobie
ludziom. Bo ogląd rzeczywistości w wykonaniu Elżbiety Isakiewicz to pełna
poetyckiego piękna składnia, która niejednokrotnie zaskakuje, jest wyzwaniem.
Teksty są krótkie, niekiedy bardzo krótkie – jak „Opowieść ujrzana z okna”,
która chce się obronić zaledwie kilkoma zdaniami. „Niewyśnione historie” to
polifoniczna opowieść o zmienności życia, o jego kresie i wiecznej na ten kres
niegotowości. Historia ludzi, ich spotkań, ale także przedmiotów znaczących
więcej niż można się domyślać. Symbolika zwierząt idzie w parze z refleksjami o
tym, co konstytuuje człowieczeństwo i każe mu być innym od zwierzęcości.
Isakiewicz tworzy prozę intymną. Książkę prywatnych wzruszeń, album z
narracyjnymi wspomnieniami. Coś, co powinno znaleźć odbiorcę w każdym, kto
gotów się zatrzymać, zajrzeć głębiej i ujrzeć skomplikowaną strukturę świata w
naprawdę prostej, ujmującej formie.
Opowiadający wykonują
specyficzne zawody. Poprzez ich pryzmat widzą rzeczywistość inaczej niż
wszyscy. To może być sentymentalny konduktor, który zderza ze sobą idyllę
widzianych chłopców machających nogami z nadchodzącą zaraz potem zagładą
pozbawiającą ich radości i życia. Może to być kinoman obserwujący klatka po
klatce szczególne odwzorowanie treści życia w filmach. Jest psychiatra, który
wspomina kontakt ze wyjątkowym pacjentem. Tym, który był wrażliwy na ludzkie
deficyty. Umiał się im przyjrzeć. Zauważyć je. Opowieści Isakiewicz snują też:
mikrobiolog rozważający problem ludzkiego braku zakorzenienia, urzędnik bankowy
opowiadający o możliwości wyrwania się z niemocy codzienności, instruktor jazdy
widzący paralelę w przemianie drogi w autostradę i człowieka nieświadomego w
tego czasem gorzko dojrzałego. Ale są to także opowieści kobiece. Snuje je
właścicielka kota, mieszkanka Warszawy, kilkakrotnie lokatorka starej kamienicy
oraz ciocia Marianna. Jest pasażerka tramwaju, doktorantka, manikiurzystka i
bibliotekarka. Ta różnorodność
opowiadających to nie tylko sposób na kalejdoskopowe ujęcie tego, co zazwyczaj
widzimy ze znanej nam, oswojonej perspektywy. To także rozmaite ujęcia
ludzkiego smutku, żalu, ale także różnego rodzaju nadziei. W tych emocjach
czai się niepewność wypowiedzenia. Elżbieta Isakiewicz nie proponuje nam bowiem
zamkniętych narracji. Pokazuje, że sztuką jest przywiązać czytelnika do
opowiadania dopiero w momencie, w którym ono się kończy.
Miejsca, w jakich rozgrywają
się zdarzenia, również są bardzo różnorodne. Jesteśmy na kilku kontynentach.
Także w różnym czasie – od wydarzeń dziejących się wczoraj lub dziś na ulicy po
starożytny Egipt, do którego zaglądamy z ciekawością. W różnych miejscach i o każdym czasie bohaterowie Isakiewicz szukają
definicji tego, co w zasadzie nie może być zdefiniowane. Jej bohaterowie na
przestrzeni wieków poszukują w gruncie rzeczy tego samego. Ludzkie oczekiwania
nie zmieniają się, tak jak zbiorowe szaleństwo wyzwalające zło pod różną
postacią. Jesteśmy różni, ale w gruncie rzeczy łatwo nazywalni. Odmienne jest
tylko to, w jaki sposób odszukujemy dla siebie miejsca w świecie.
Miniatury w tym zbiorze
łączy duch Czechowa, który pojawia się w kilku tekstach i od którego autorka
czerpie tę wyjątkową empatię w opisie kondycji człowieka poszukującego.
Niezwykle poruszające są teksty obrazujące koniec poszukiwań i niezgodę na
odejście. Pozostają czasem rozpaczliwe przedmioty, które egzemplifikują
tęsknotę – pomarańczowy parasol po zmarłej czy igła po zaginionej. Isakiewicz, podkreślając ważność
przedmiotów, dąży do dużo szerszego koncentrowania się na szczegółach, albowiem
zależy jej na tym, by ocalić od zapomnienia drobiazgi. Nadać im znaczenia,
których nie nadajemy z różnych powodów. W tym rozumieniu „Niewyśnione
historie” to obrazki tego, czemu się nie przyglądamy, a co czasem wpływa na nas
znacząco.
Są teksty, które można uznać
za wyjątkowo subiektywne, określić je jako ulubione. Mam takie. To „Opowieść
racjonalna” o naszych prawdach zaniechanych czy „Opowieść o pominiętych”
kwestionująca czas, który porządkuje wiele z tych tekstów. Nie szukajmy wszakże
linearności w tym zbiorze miniatur. Albo uwierzymy w drogę, po której prowadzą
nas bohaterowie, albo pokochamy ten poetycki chaos, z którego wydobywa się
zaskakująco wiele uporządkowanych refleksji. Ta książka to bardzo prosta, a jednocześnie symbolicznie wieloznaczna
apoteoza życia – w każdym jego możliwym aspekcie. Z każdą naprawdę przeżytą
emocją i z każdą anegdotą, w której kryje się refleksja nad tym, co bardzo
ludzkie. Isakiewicz potrafi zestawić starszą kobietę i chłopca z gitarą, by
przez nich powiedzieć więcej o dziwności świata niż w najbardziej nawet
skomplikowanej metaforze. W tych opowieściach zderzamy się z różnymi formami
niemocy w oddaniu własnych przeżyć. „Niewyśnione historie” zmuszają do
opowiedzenia wielu historii do końca, a może na nowo, z właściwie naznaczonym
początkiem.
Proza
Elżbiety Isakiewicz to proza prób, sugestii, dyskrecji i dużej uważności.
Szczególnie ważna jest ta czułość do detali. Nieokreślanie niczego
kategorycznie. Zezwalanie na to, by o największych nawet
zbrodniach ludzkości czy dramatycznych wydarzeniach z historii opowiedzieć w
sposób wyjątkowo czuły. Te literackie miniatury skrywają w sobie też
specyficzne neologizmy, dzięki którym opisywany świat ożywa, nawet gdy mówią o
czymś, co jest martwe, lub o konfrontacji ze śmiercią. Księżyc, który perli się, dalecząc czy gapienie się patrzolubne naprawdę zapadają w pamięć. Opowieści
Isakiewicz są bardzo żywe i potrafią się uzupełniać. Chciałoby się tak widzieć
codzienny świat, ale by to zrobić – trzeba się zatrzymać, tak naprawdę; tego
doświadczają niektórzy bohaterowie tekstów. „Opowieść filozofa” w przewrotny
sposób mówi o daremności szukania jakichkolwiek sensów. Elżbieta Isakiewicz te sensy sugeruje – tam,
gdzie jest to możliwe, i tam, gdzie słowo jest narzędziem wystarczającym do
opisu tego, co efemeryczne albo niemożliwe do pełnego opowiedzenia. Książka
do wielokrotnego czytania. Powolnego. Ujmująca i zaskakująco wieloznaczna.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiby nie powinno to zdumiewać - dobrzy pisarze dostrzegają ulotność codzienności, potrafią ją umiejętnie przekuć na literaturę. A jednak Isakiewicz robi to z zachwycającą maestrią. To jest naprawdę sztuka - poruszyć czytelnika historią zamkniętą na dwóch stronach.
OdpowiedzUsuńNawet jeśli - co nieuniknione w takich pozycjach - poszczególne teksty konkurują ze sobą, jedne poruszą nas bardziej inne mniej, każdy z nich jest świadectwem wyjątkowego kunsztu. Tak jak piszesz - jest w tych tekstach harmonia. Dodałbym: umiłowanie świata w całej jego złożoności.
Wspaniały zbiór.