Pages

2017-06-18

„Fajrant” Andrzej Muszyński

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 25 maja 2017

Liczba stron: 320

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Praca i (nie)możliwości

To nie jest najlepsza książka Andrzeja Muszyńskiego. Nie chodzi tylko o to, że „Podkrzywdzie” bardzo wysoko podniosło poprzeczkę i w momencie, kiedy otrzymuję po prostu dobrą książkę, mogę być trochę zawiedziony. Wydaje mi się, gdy analizuję konstrukcję nowej narracji, że autor doskonale odnajduje się w krótszych formach prozatorskich, a klasyczna powieść (bo „Fajrant” nią jest) nieco mu się… rozchodzi. Tak, lubiana przeze mnie dygresyjność Muszyńskiego tutaj sprawia wrażenie niedopracowanej. Pojawia się trochę chaosu, przypadkowych zlepków tego, co opisywane w teraźniejszości, i wspomnień. Gdy autor penetruje czas przeszły i wydobywa stamtąd zarówno lokalną topografię, jak i pamięć o ludziach, znana doskonale fraza cieszy jednak oko i dlatego „Fajrant” się broni.

W opowieści o perypetiach młodych mieszkańców Miasteczka, którzy powracają po latach pracy w Anglii, czai się pewna przewidywalność i odrobina zwyczajnej nudy. „Podkrzywdzie” było dowodem, że Muszyński dużo barwniej i sugestywniej portretuje pejzaż niż człowieka, ale przecież „Miedza” też zachwycała, to także były opowiadania o ludziach w ferworze codzienności. Coś tu się wydarzyło niedobrego, ale nie odbiera to przyjemności lektury. Fajrant” bowiem to – śmiem twierdzić – jedna z ważniejszych polskich powieści o tym, czym jest praca dla współczesnego Polaka. Przekleństwem organizującym przewidywalne i przykre życie, ale i odskocznią od niego. Sferą, w której kłębią się marzenia oraz plany boleśnie skonfrontowane z możliwościami. Ci, dla których praca jest treścią życia, nie są u Muszyńskiego przegrani, lecz w pewien sposób okaleczeni. Haruje się całymi dniami, przez całe życie. Jeden z bohaterów stwierdza, że dobrze, iż Bóg wymyślił noce, bo człowiek zasuwałby cały czas. Etos pracy czy jej degrengolada? Ironizowanie czy przejmująca narracja o tym, jak jest naprawdę i jak bardzo to boli? Czyta się „Fajrant” z dużą uwagą, albowiem portretuje to, na temat czego polscy literaci zwykle utyskują. Praca staje się tu głównym bohaterem. Jej nadmiar i jej brak. Porządkuje i rozsadza rzeczywistość. Jest źródłem równowagi i chaosu. Dwa skrajne oblicza i dużo uważnej analizy tego, co pomiędzy nimi. Tak, to jednak dobra książka. I inna, i nowa. Pełna nostalgii, ale też niemocy. Czuła w stosunku do czegoś, co nigdy nie zostało opisane w czuły sposób.

W narratorze powracającym z przyjaciółmi po sześciu latach ciężkiej pracy trudno jest znaleźć motywację, by zmianę otoczenia przekuć na zmiany dokonane w samym sobie. Gorzko i ironicznie stwierdza: „(…) trzydzieści parę lat na karku, mogę zmartwychwstać, ale nie mogę już niczego zmieniać”. Czy aby na pewno? Powrót do Polski z oszczędnościami, które mimo wszystko nie imponują, jest dla bohaterów powrotem do świata w pewnym wymiarze i kształcie niezmiennego. To, co stałe, to matka i jej znak krzyża. Domy bohaterów, w których wychowywali swoje marzenia, a potem usiłowali je zrealizować, choć w Anglii było trudno. Powrót jest u Muszyńskiego konfrontacją. Z idealizmem czasu przeszłego, ale i z jego przekleństwem – nieprzypadkowo wszyscy troje znaleźli się w obcym kraju, nieprzypadkowo opuścili Miasteczko bez sentymentu. Ale jednak wracają. Dlaczego? To największa zagadka, choć jednocześnie można odczytać motywacje zachowania powracających z dużą dokładnością, analizując to, czym się potem zajmują. A chcą być panami sytuacji i ludźmi wreszcie mogącymi samodzielnie działać, realizować się. W pracy oczywiście. Różne są próby rozkręcania swego interesu. Portal dla młodych piłkarzy ma być odpowiedzią na wspomnienia, w których młodzi nie mieli szans ani możliwości futbolowego rozwoju. Kiedy pierwszy pomysł nie wypala, pojawiają się kolejne. Wyprawy do Czech czy Birmy – tam, by złapać potrzebny dystans. Praca fizyczna będąca ukojeniem niespokojnego wnętrza. Wszelkie formy zatrudniania i galeria kuriozalnych kontrahentów. Jest chwilami bardzo dowcipnie, a chwilami nadzwyczaj dramatycznie. Drogi przyjaciół na chwilę się rozchodzą, ale ostatecznie łączy ich jedno – chęć samostanowienia, którego nigdy tak naprawdę nie zaznali.

Miasteczko przyciąga do siebie i zmusza do wspomnień. Retrospekcje narratora to jedne z najlepszych fragmentów książki. Analiza tego, co nadal swoje i akceptowane, oraz konfrontacja z obcością. Nie da się żyć tak, jak żyli rodzice. W katolickiej, patriotycznej, małomiasteczkowej pokorze. W nieoczekiwaniu niczego poza przewidywalnością każdego kolejnego dnia. To przez ludzi takich jak oni wszystko, co nowe, długo musiało torować sobie drogę do Miasteczka. Jedni na tym skorzystali, inny wypadli poza margines. Ci, co dorobili się w Anglii, przyglądają się jednocześnie tym znajomkom, którzy nie mieli odwagi i determinacji, by wyjechać. Ze zdziwieniem patrzą na wielu ekscentrycznych rekinów polskiego biznesu. Nie wiedzą, gdzie jest ich miejsce – od znajomków się zdystansowali, rekinami być nie chcą. Przynajmniej nie takimi, którzy stawiają im warunki.

„Fajrant” to opowieść o iluzjach wolności i o tym, czym jest ona naprawdę. O porządku egzemplifikowanym przez pracę. Narzuconym jakby społecznie, po części też kulturowo. Muszyński opowiada o absolwencie Międzywydziałowych Studiów Humanistycznych z tendencjami ucieczkowymi. Unika dużych miast, bo w nich odsłania się w tłumie. Próbuje dostosować się do świata ludzkiej mnogości, ale jakoś mu się to nie udaje. Jego przyjaciele lepiej asymilują się z Polską i polskością, od której odcięli się na sześć lat. Jemu jest trudniej. Smutniej. Za dużo pamięta, za mało chce wyrwać życiu w przyszłości. To portret człowieka zadumanego i rozdartego między przynajmniej dwiema przestrzeniami, w których musi funkcjonować. Jeśli rozpatrywać konflikt wewnętrzny, znamienne i doskonałe jest zakończenie powieści. Jeżeli „Fajrant” traktować przede wszystkim jako dynamiczną opowieść o kłodach rzucanych pod nogi Polakom wchodzącym w dorosłość, dokumentalny sznyt tej prozy pozwala odbierać książkę nawet jak reportaż. Myślę jednak, że chodzi o całkowicie niesprecyzowane pojęcie „więcej” – tego chcą bohaterowie od życia, ale tego również oczekują, analizując dotychczasowe losy, status, poziom zadowolenia z tego, kim są.

To taka historia o ludzkiej niegotowości na świadome bycie w świecie, który również portretowany jest jako coś nieuformowanego, wiecznie poddawanego kolejnym zmianom. Fajrant” to opowieść o lokalnym patriotyzmie i globalnym poczuciu wyobcowania. O tym, że wciąż gdzieś podążamy, by spełniło się choć jedno z naszych marzeń. Także o tym, że realizacja marzenia niekoniecznie daje szczęście. W tym znaczeniu „Fajrant” jest sugestywną opowieścią o ludzkim niepokoju. Nadmiernie może dygresyjną i fragmentaryczną, ale powodowany tym chaos kompozycji może być również chaosem świata, którego nie da się pojąć i uporządkować, pracując i zarabiając pieniądze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz