Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 18 listopada 2015
Liczba stron: 190
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 32,90 zł
Tytuł recenzji: We wsi niebieskich domów...
Pięknie pisze Andrzej
Muszyński. Ci, których zachwyciły opowiadania ze zbioru "Miedza",
będą bardziej niż usatysfakcjonowani. Nie tylko dlatego, że tematycznie
"Podkrzywdzie" jest i kontynuacją, i rozwinięciem krótkich tekstów w
postaci dojrzałej, poetyckiej powieści o zatrzymaniu czasu w tym właściwym
momencie, w którym można przyjrzeć się sobie i własnym doświadczeniom przez
pryzmat bliskości kogoś, komu nieodległa była przede wszystkim natura, jej
rytm, specyficzna nomenklatura i ten łagodny rodzaj bezkompromisowości zawsze
wymagający dostosowania się. Muszyński
sprawia, że odium lekturowych opisów przyrody może zniknąć - w tej prozie to
one będą chyba najważniejsze, od nich wszystko się zacznie, z nich wydobędzie,
będą budzić podziw i zachwycać, a przede wszystkim intrygować. Bo
"Podkrzywdzie" to opowieść o tajemnicach ukrytych we wsi niebieskich
domów, w okolicznej pustyni, w bliskości zwierząt domowych i w lokalnej
mitologii urastającej do rangi opowieści o dorastaniu. Nieprzypadkowo w
jednej z ksiąg odczytujemy: "Mówią,
że stajemy się dorośli, gdy dostrzegamy w sobie brzemię pokoleń, łykowate
piętna, które nie pozwalają już wyzbytym wstydu wyzwolić się z gestów naszych
dziadków; gdy stajemy się tego w pełni świadomi". Powieściowy dziadek
to demiurg rzeczywistości, ale i rozumny przewodnik. Człowiek, którego bliskość
wnuk czuje nie tylko wtedy, gdy zbliża się do jego gorącego ciała. Muszyński
opowie prawdziwą historię w formie półnarracji. Odda głos tym, którzy
sankcjonowali i wyjaśniali świat, a dopowie za nich jedynie to, co konieczne,
niewiele.
Inicjacji narratora jest
kilka i mają miejsce również w kilku znaczeniach. Ta pozornie najbardziej
przyziemna odbywa się w trakcie zabijania i oporządzania drobiu. Niesłychane,
jak poetycko można tej proces opisać! Ale to nie o frazę chodzi, choć to
przecież ona tak bardzo przykuwa uwagę. Chodzi o ogrom ważnych doświadczeń
interpretowanych w czasie, w którym przewodnicy po niezwykłym świecie już po
nim nie oprowadzają. Perspektywa jest szeroka, a przecież mocno zawężona. To ta
najbliższa okolica penetrowana przez dziadka, który znika, kierując kroki ku
enigmatycznemu tytułowemu Podkrzywdziu. Tam, gdzie nie może dotrzeć wnuk
biorący na siebie wszystkie dane mu opowieści, smaki, zapachy i te
egzystencjalne doświadczenia na zawsze zrośnięte ze światem natury. Opisywane w
dziadkowym diariuszu natury oraz perorowaniu miejscowego sędziego i gospodarza,
wszechwiedzącego Stójkowego, objaśniającego czasem to, czego dziadek nie jest w
stanie wyjaśnić.
Muszyński
pisze "Podkrzywdzie" jakby na pohybel bezrefleksyjnemu istnieniu, w
którym brak jest pewności zakorzenienia i brak umiejętności podglądania świata
w jego różnorodnej formie. Wspomnienia są ważne i głębokie, a bagaż doświadczeń
kształtuje na zawsze. Obok tych, dla których doświadczaniem życia
była obserwacja pór roku, podporządkowanie się im. Autor ponownie wraca do
czasu, dla którego nie znalazł wszystkich kompletnych definicji w
"Miedzy". Tu także pyta, dziwi się. Chce zgłębić tajemnice rodzące
się nie w słowach, lecz w gestach i zachowaniu. Bo wieś niebieskich domów
usytuowała się w opozycji do wielkiego świata. Nie jest nim zainteresowana, bo
wszystko, co potrzebne dla wytworzenia właściwego ładu i rytmu funkcjonowania,
czerpie z tego, co okoliczne, w zasięgu oka. Trzeba doskonale znać pobliski las
i umieć przewidzieć, jakie zjawiska atmosferyczne będą odpowiedzialne za ten
pulsujący wyjątkowością świat, który nie poddał się wielości, szaleństwu całej
reszty, nie odznaczył swego miejsca na mapie bezrefleksyjnie i bezmyślnie.
Ujmuje ta autorska
wrażliwość na detale, ale i pewien rodzaj wrażliwości tak w ogóle. To pokłosie
śladów w pamięci, które udało się zachować na stałe. Dziadek jest męskim
epicentrum zdarzeń, ich przyczyną i jednocześnie skutkiem. Obok wspomniany Stójkowy
ustanawiający własne prawo w trosce o harmonijne trwanie i o niezależność, o
którą nie trzeba z czymś lub kimś walczyć. To jednocześnie proza naznaczona
melancholią i sporą dozą smutku. Tytułowe
Podkrzywdzie stara się być tajemnicą do końca, ale widzimy wyraźnie, że wiele
niedopowiedzeń ma nas zatrzymać w takiej dyskretnej zadumie, nie wyzwalać
refleksji, czarować dwuznacznością, skrytym mrokiem i zagadką. W świecie, w
którym ciekawy otoczenia wnuk zdobywa doświadczenia, podpatrując, nie ma
miejsca na jednoznaczne słowa czy zachowania. Wszystko wymaga interpretacji, bo
mądrość ukryta jest w tej niebezpiecznie obezwładniającej człowieka naturze,
która każe mu żyć cyklicznie i reagować na powtarzalność pór roku, z jakimi
wiążą się rytuały i powtarzalne czynności. To taki zaklęty rewir, z którego
łatwo jest wypaść, ale dużo trudniej doń powrócić. "Podkrzywdzie" to
próba zmierzenia się ze wspomnieniami i wydobywanie z nich sensualnej ważności.
Tę prozę czuje się wszystkimi zmysłami. Zagarnia nas zachłannie jak natura, w
której ludzkie charaktery są jedynie dodatkiem do uporządkowanego świata
niepisanych praw przestrzeganych od zawsze i niewychodzących światu naprzeciw.
Jest też tajemnicze
"ono", któremu dedykowana została książka. W proroctwie cechuje się
jakąś niszczycielską mocą, ale mimo wszystko przyciąga. To jakiś efemeryczny
ślad po istnieniu, którego już nie można odtworzyć z pamięci, ale można tej
pamięci pomóc, budując fantazje oparte na wspomnieniach. I dlatego
"Podkrzywdzie" w ujmujący sposób opowiada o odkrywaniu samego siebie
w mistycznej sieci niezwykłych zależności, których znaczenie ujawnia się
powoli. Po rozumnym namyśle. Wtedy, gdy naprawdę chce się ocalić przeszłość od
zapomnienia, skoro nie można ocalać ludzi i być koło nich blisko fizycznie.
Andrzej Muszyński zaprasza nas do miejsca, które
istnieje tylko w jego wyobraźni. Jednocześnie pisze uniwersalną powieść o
ludzkim stawaniu się. O tożsamości wydobywanej z czasu przeszłego, w którym
kryje się tak wiele. To powieść o formowaniu się pewnego porządku pozostającego w
świadomości na zawsze. Ten misternie nakreślony azymut każący wracać do
miejsca, gdzie zaczęła się ludzka ciekawość, ludzka podejrzliwość, fascynacja,
przywiązanie i lęk przed niewytłumaczonym. Dziadek to nie tyle przewodnik, co
postać z wiecznie śnionego snu. Takiego, w którym jest się sobą w tej
najbardziej naturalnej z form. Sobą w bliskości z naturą i niebieskimi domami,
w których tuziemcy tworzą swoje prywatne mitologie. To też książka o tym, co
niszczy czas, choć przede wszystkim traktuje o jego mocy sprawczej.
"Podkrzywdzie" to prywatna wycieczka tam, gdzie porządek określają
opowieści i powtarzalne obyczaje. Książka, w której przeczytamy traktat o
gnoju, opowieść o kwitnącej igle i wykładnię Pustyni Błędowskiej. Opowie o
świecie wizji i fantazji oraz bardzo namacalnym gruncie, z którego wszystko się
rodzi i bez którego zbyt wiele potem umiera. Muszyński po raz kolejny pisze o
zakorzenieniu i o byciu skądś. Rozważnie, rozumnie i bardzo sugestywnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz