2015-11-24

"Podkrzywdzie" Andrzej Muszyński

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Data wydania: 18 listopada 2015

Liczba stron: 190

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 32,90 zł

Tytuł recenzji: We wsi niebieskich domów...

Pięknie pisze Andrzej Muszyński. Ci, których zachwyciły opowiadania ze zbioru "Miedza", będą bardziej niż usatysfakcjonowani. Nie tylko dlatego, że tematycznie "Podkrzywdzie" jest i kontynuacją, i rozwinięciem krótkich tekstów w postaci dojrzałej, poetyckiej powieści o zatrzymaniu czasu w tym właściwym momencie, w którym można przyjrzeć się sobie i własnym doświadczeniom przez pryzmat bliskości kogoś, komu nieodległa była przede wszystkim natura, jej rytm, specyficzna nomenklatura i ten łagodny rodzaj bezkompromisowości zawsze wymagający dostosowania się. Muszyński sprawia, że odium lekturowych opisów przyrody może zniknąć - w tej prozie to one będą chyba najważniejsze, od nich wszystko się zacznie, z nich wydobędzie, będą budzić podziw i zachwycać, a przede wszystkim intrygować. Bo "Podkrzywdzie" to opowieść o tajemnicach ukrytych we wsi niebieskich domów, w okolicznej pustyni, w bliskości zwierząt domowych i w lokalnej mitologii urastającej do rangi opowieści o dorastaniu. Nieprzypadkowo w jednej z ksiąg odczytujemy: "Mówią, że stajemy się dorośli, gdy dostrzegamy w sobie brzemię pokoleń, łykowate piętna, które nie pozwalają już wyzbytym wstydu wyzwolić się z gestów naszych dziadków; gdy stajemy się tego w pełni świadomi". Powieściowy dziadek to demiurg rzeczywistości, ale i rozumny przewodnik. Człowiek, którego bliskość wnuk czuje nie tylko wtedy, gdy zbliża się do jego gorącego ciała. Muszyński opowie prawdziwą historię w formie półnarracji. Odda głos tym, którzy sankcjonowali i wyjaśniali świat, a dopowie za nich jedynie to, co konieczne, niewiele.

Inicjacji narratora jest kilka i mają miejsce również w kilku znaczeniach. Ta pozornie najbardziej przyziemna odbywa się w trakcie zabijania i oporządzania drobiu. Niesłychane, jak poetycko można tej proces opisać! Ale to nie o frazę chodzi, choć to przecież ona tak bardzo przykuwa uwagę. Chodzi o ogrom ważnych doświadczeń interpretowanych w czasie, w którym przewodnicy po niezwykłym świecie już po nim nie oprowadzają. Perspektywa jest szeroka, a przecież mocno zawężona. To ta najbliższa okolica penetrowana przez dziadka, który znika, kierując kroki ku enigmatycznemu tytułowemu Podkrzywdziu. Tam, gdzie nie może dotrzeć wnuk biorący na siebie wszystkie dane mu opowieści, smaki, zapachy i te egzystencjalne doświadczenia na zawsze zrośnięte ze światem natury. Opisywane w dziadkowym diariuszu natury oraz perorowaniu miejscowego sędziego i gospodarza, wszechwiedzącego Stójkowego, objaśniającego czasem to, czego dziadek nie jest w stanie wyjaśnić.

Muszyński pisze "Podkrzywdzie" jakby na pohybel bezrefleksyjnemu istnieniu, w którym brak jest pewności zakorzenienia i brak umiejętności podglądania świata w jego różnorodnej formie. Wspomnienia są ważne i głębokie, a bagaż doświadczeń kształtuje na zawsze. Obok tych, dla których doświadczaniem życia była obserwacja pór roku, podporządkowanie się im. Autor ponownie wraca do czasu, dla którego nie znalazł wszystkich kompletnych definicji w "Miedzy". Tu także pyta, dziwi się. Chce zgłębić tajemnice rodzące się nie w słowach, lecz w gestach i zachowaniu. Bo wieś niebieskich domów usytuowała się w opozycji do wielkiego świata. Nie jest nim zainteresowana, bo wszystko, co potrzebne dla wytworzenia właściwego ładu i rytmu funkcjonowania, czerpie z tego, co okoliczne, w zasięgu oka. Trzeba doskonale znać pobliski las i umieć przewidzieć, jakie zjawiska atmosferyczne będą odpowiedzialne za ten pulsujący wyjątkowością świat, który nie poddał się wielości, szaleństwu całej reszty, nie odznaczył swego miejsca na mapie bezrefleksyjnie i bezmyślnie.

Ujmuje ta autorska wrażliwość na detale, ale i pewien rodzaj wrażliwości tak w ogóle. To pokłosie śladów w pamięci, które udało się zachować na stałe. Dziadek jest męskim epicentrum zdarzeń, ich przyczyną i jednocześnie skutkiem. Obok wspomniany Stójkowy ustanawiający własne prawo w trosce o harmonijne trwanie i o niezależność, o którą nie trzeba z czymś lub kimś walczyć. To jednocześnie proza naznaczona melancholią i sporą dozą smutku. Tytułowe Podkrzywdzie stara się być tajemnicą do końca, ale widzimy wyraźnie, że wiele niedopowiedzeń ma nas zatrzymać w takiej dyskretnej zadumie, nie wyzwalać refleksji, czarować dwuznacznością, skrytym mrokiem i zagadką. W świecie, w którym ciekawy otoczenia wnuk zdobywa doświadczenia, podpatrując, nie ma miejsca na jednoznaczne słowa czy zachowania. Wszystko wymaga interpretacji, bo mądrość ukryta jest w tej niebezpiecznie obezwładniającej człowieka naturze, która każe mu żyć cyklicznie i reagować na powtarzalność pór roku, z jakimi wiążą się rytuały i powtarzalne czynności. To taki zaklęty rewir, z którego łatwo jest wypaść, ale dużo trudniej doń powrócić. "Podkrzywdzie" to próba zmierzenia się ze wspomnieniami i wydobywanie z nich sensualnej ważności. Tę prozę czuje się wszystkimi zmysłami. Zagarnia nas zachłannie jak natura, w której ludzkie charaktery są jedynie dodatkiem do uporządkowanego świata niepisanych praw przestrzeganych od zawsze i niewychodzących światu naprzeciw.

Jest też tajemnicze "ono", któremu dedykowana została książka. W proroctwie cechuje się jakąś niszczycielską mocą, ale mimo wszystko przyciąga. To jakiś efemeryczny ślad po istnieniu, którego już nie można odtworzyć z pamięci, ale można tej pamięci pomóc, budując fantazje oparte na wspomnieniach. I dlatego "Podkrzywdzie" w ujmujący sposób opowiada o odkrywaniu samego siebie w mistycznej sieci niezwykłych zależności, których znaczenie ujawnia się powoli. Po rozumnym namyśle. Wtedy, gdy naprawdę chce się ocalić przeszłość od zapomnienia, skoro nie można ocalać ludzi i być koło nich blisko fizycznie.

Andrzej Muszyński zaprasza nas do miejsca, które istnieje tylko w jego wyobraźni. Jednocześnie pisze uniwersalną powieść o ludzkim stawaniu się. O tożsamości wydobywanej z czasu przeszłego, w którym kryje się tak wiele. To powieść o formowaniu się pewnego porządku pozostającego w świadomości na zawsze. Ten misternie nakreślony azymut każący wracać do miejsca, gdzie zaczęła się ludzka ciekawość, ludzka podejrzliwość, fascynacja, przywiązanie i lęk przed niewytłumaczonym. Dziadek to nie tyle przewodnik, co postać z wiecznie śnionego snu. Takiego, w którym jest się sobą w tej najbardziej naturalnej z form. Sobą w bliskości z naturą i niebieskimi domami, w których tuziemcy tworzą swoje prywatne mitologie. To też książka o tym, co niszczy czas, choć przede wszystkim traktuje o jego mocy sprawczej. "Podkrzywdzie" to prywatna wycieczka tam, gdzie porządek określają opowieści i powtarzalne obyczaje. Książka, w której przeczytamy traktat o gnoju, opowieść o kwitnącej igle i wykładnię Pustyni Błędowskiej. Opowie o świecie wizji i fantazji oraz bardzo namacalnym gruncie, z którego wszystko się rodzi i bez którego zbyt wiele potem umiera. Muszyński po raz kolejny pisze o zakorzenieniu i o byciu skądś. Rozważnie, rozumnie i bardzo sugestywnie.

Brak komentarzy: