Pages

2017-06-01

„Ruiny i zgliszcza” Wells Tower

Wydawca: Karakter

Data wydania: 11 maja 2017

Liczba stron: 280

Przekład: Michał Kłobukowski

Oprawa: miękka

Cena det.: 39 zł

Tytuł recenzji: Ludzie w drodze

Wpada się w te opowiadania. Absolutnie, bezgranicznie. Doskonała robota Michała Kłobukowskiego, który po ekwilibrystyce słownej „10 grudnia” Saundersa miał chyba przede wszystkim przyjemność estetyczną, tłumacząc dziewięć tekstów składających się na „Ruiny i zgliszcza”. Kompozycja tego zbioru jest rewelacyjna. Od potężnego tąpnięcia, przy którym zapadamy się wraz z bohaterem „Brunatnego brzegu”, po narracyjną niespodziankę tytułową, czyli opowiadanie zamykające zbiór – takie, którego już byśmy się w nim nie spodziewali. Wells Tower robi Zadie Smith niezłą konkurencję za oceanem, ale przede wszystkim tak sugestywnie opowiada świat, że nie sposób „Ruin i zgliszcz” zapomnieć jako spójnej całości. Dziewięć narracji o próbach wydobywania się z różnego rodzaju wyobcowań, o bezsilności i ogromnej sile, o walce z zagubieniem pośród trosk, dla których nie ma wykładni, jest tylko jeden mianownik – obezwładniająca moc. Tower opowiada o tym, że któregoś poranka możemy się obudzić, leżąc twarzą w dół albo widząc na swoim łóżku nieżywe pisklę. To są momenty wyjścia w taką rzeczywistość, w której każdy, najdrobniejszy nawet element ma swój wyraźny kontur. Tower opowiada też o tym, jak walczą ze sobą ludzka złość i przytłaczający chaos. Wydobywa z jednego i drugiego to, co charakterystyczne. Złość portretuje w wielu odcieniach, a chaosowi pozwala się pastwić nad bohaterami. Są pochyleni, znękani, rozczarowani i smutni, ale wszyscy z krwi i kości. Ze słów oraz zdań uwierających, a jednocześnie pełnych empatii i specyficznej formy czułości.

Na początku wydaje się, że to męska perspektywa oglądu rzeczywistości będzie rządzić w tym fascynującym zbiorze opowiadań. Nic bardziej mylnego. Dla autora równie ważne jest to, w jaki sposób świat widzi zagubiona osiemnastolatka czy pryszczaty jedenastolatek odgrywający teatr, by powalczyć o odrobinę zainteresowania ze strony dorosłych. Widzimy też, jak sprawnie fabularnie może funkcjonować w opowiadaniu zlepek przypadkowości oraz sądów o czymś, czego nie rozumiemy, ale oceniamy. Myślę o „Drzwiach w twoim oku”, sugestywnej narracji o konsekwencjach niezdrowego voyeuryzmu pewnego niepełnosprawnego samotnika skazanego na opiekującą się nim córkę. Uważam, że to jeden z ważnych tekstów obrazujących, czym jest przez chwilę odzyskana wolność. W pozostałych bohaterowie Towera borykają się z poczuciem zamknięcia w mrocznym czasie przeszłym, toksycznych relacjach sprzed lat. Odzyskanie wolności, samostanowienie – to wydaje się niemożliwe. Tym ludziom współczujemy szczególnie, bo pozostajemy bezradni razem z nimi. Nawet wtedy, gdy obserwujemy pewne heroiczne próby wydobycia się ze stagnacji albo opresji. Wtedy, gdy jeden z braci jest w stanie zaryzykować życie i zdrowie, by zrobić coś w wyraźnej kontrze do tego, który przez całe lata wtłaczał toksyczny jad w relacje silne siłą wzajemnych idiosynkrazji.

Ważne są w tych tekstach tak zwane osoby trzecie. Obserwatorzy albo zaskakujący czytelnika uczestnicy zdarzeń. Tych zdarzeń, które nabierają innego znaczenia w momencie, w którym przygląda się im ktoś obcy. Gdy zabiera głos. Gestem lub słowem przełamuje impas. Bohaterowie Towera znajdują się w impasie z bardzo różnych powodów. Bob z „Brunatnego brzegu” ponosi konsekwencje nagłego odejścia ojca, po którym rozsypało mu się życie, a sam czuje się jak toksyczna strzykwa pośród pływających radośnie wokół niej ryb. Ed z opowiadania „Ciemną doliną” doświadczył rozpadu związku i pod wpływem dziwnego zbiegu okoliczności musi skonfrontować się z tym, który za ten rozpad odpowiada. Burt z „Zawiadowców doniosłych energii” mierzy się z utratą pamięci ojca. Tego ojca, który uważa, że syn „nie odznaczył się” na jego horyzoncie i nie wykazał tak wielką walecznością jak on na sali sądowej, kiedy jeszcze mógł rozumieć, po co i dla kogo na niej jest. Blokady emocjonalne, lęk przed pójściem naprzód. Ludzie, którzy wyrządzili wiele zła tym, co teraz stoją bezradnie w miejscu i nie mogą pozbyć się uciążliwego odium. Tak, Tower portretuje postacie tragiczne siłą bardzo kameralnego tragizmu. Ludzi, którzy wydobyli się z innych osób, ale pozostawili w nich cząstkę siebie. Ludzi niepełnych. Niegotowych na samodzielne, odpowiedzialne i spełnione życie.

Tragikomiczne dialogi, różnorodne formy ironizowania. Styl łączący w sobie poetyckie piękno i czułość do detali z bezkompromisowością oddawania tego, jak złożone potrafi być życie. Bardzo ciekawie wypada to w ujęciu panoramicznym, w opowiadaniu „Na pokaz” toczącym się w wesołym miasteczku. Tam zderzają się ze sobą różni ludzie, różne oczekiwania, zaskakujące siebie biografie. Bardziej kameralnie jest wówczas, kiedy Tower decyduje się na króciutką narrację – jak „Lampart”, wyjątkowo wieloznaczne studium wyobcowania z perspektywy dziecka odbierającego rzeczywistość intensywniej, z większą goryczą. Ruiny i zgliszcza” to dziewięć opowieści o ludziach w drodze, którzy z różnych niezrozumiałych dla nich powodów musieli zatrzymać się i utknęli w pewnym bezruchu. Boją się, ale też chcieliby być ciekawi tego, co nastąpi. Autor świetnie konstruuje otwarte zakończenia i doskonale stopniuje napięcie tuż przed tym, gdy pożegnamy się z tymi zwyczajnymi ludźmi tak mocno zapadającymi w pamięć. Jest też widoczny pewien autorski dystans, bo Tower nie zamierza ocierać łez albo potu z czoła któregokolwiek z bohaterów. Oni są rozpaczliwie samotni w swych dylematach i jednocześnie tak bardzo uniwersalni, że amerykański adres tych narracji chwilami się zaciera, choć jest jednak ponownie podkreślany.

Wells Tower opowiada o poczuciu tymczasowości życia i o tym, co dzieje się z człowiekiem wyrzuconym poza bezpieczne ramy. Nagle treść życia wydaje się niezrozumiała i bardzo trudno jest w pojedynkę osiągnąć to, co zdobywało się w relacjach z innymi. Nawet w tych najbardziej toksycznych. Osobność staje się nie do zniesienia, ale to właśnie w samotności bohaterowie Towera muszą zmierzyć się z tym, czego nigdy nie wymagało od nich życie z kimś u boku albo w zależności od kogoś. Frapująca proza o tym, kim stajemy się bez kontekstu narzuconego przez innych. Sugestywny styl pozwalający czytającemu na to, by z tego świata wydostawać się z trudnością. Wszyscy tkwimy gdzieś tam w środku, ale wygodniej jest, czytając, uznawać, że to jednak fikcja literacka.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz