Wydawca: Dowody
na Istnienie
Data wydania: 4 maja 2017
Liczba stron: 256
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: Chaos opowieści
Aleksandra Lipczak chyba
pozazdrościła Izie Klementowskiej jej świetnej „Samotności Portugalczyka” i
postanowiła zebrać swoje reportaże z Hiszpanii w jeden zbiór, dając nam
jednocześnie drugą książkę – o większym sąsiedzie Portugalii, którą tak czule
przedstawiała Klementowska. Mamy więc opisany Półwysep Iberyjski i oba
dokumenty unikają obrazowania dwóch krajów przez pryzmat tego, co stereotypowe
i oczywiste nawet dla tych, którzy nie widzieli Portugalii i Hiszpanii. Problem
„Ludzi z Placu Słońca” polega jednak na tym, że książka stanowi dość
niefrasobliwe połączenie mniejszych form, które mamy odczytać jako spójną
całość. Nic nie jest u Lipczak spójne i daleko jej do literatury faktu z tezą,
którą proponuje Klementowska, obrazując Portugalię. „Ludzie z Placu Słońca” to takie trochę
reporterskie szkice, w których autorka próbuje bawić się formą. Opowie o wielu
kwestiach i tylko punktowo je przybliży. To, o czym pisze Lipczak, mogłoby być
zaczynem rozbudowanych tekstów, które same w sobie mogłyby stanowić osobne
reportaże. Hiszpania i ślady Franco, z którego panowaniem nadal nie ma
zasadniczego rozrachunku w społeczeństwie? Katalonia ze swoimi dążeniami
niepodległościowymi, ekspresywnością, różnorodnością i dynamizmem? Przemiana
hiszpańskich kobiet, które miały służyć mężom i czynić ich życie lekkim, a
potem śmiało odrzuciły wszystko, co czyniło je nieszczęśliwymi, i zaczęły
stanowić o sobie? Tu już moglibyśmy mieć trzy książki. Jest jedna. Złożona z
opowieści nieco z przypadku. Nie bez reporterskiego nerwu, bo autorce nie można
odmówić uważności i empatii. Jednak bez jakiegokolwiek pomysłu na całość, która
jako całość ma tytuł, została nam oddana do rąk z sympatyczną okładką i ma być
jako całość oceniona. Ja tego nie kupiłem.
Zanim zasygnalizuję, co mi
się w pisaniu Lipczak o Hiszpanii bardzo podoba, wypunktuję słabości „Ludzi z
Placu Słońca”. Przede wszystkim ta przypadkowość, lakoniczność, rwanie narracji
i pozostawianie czytelnika w pustce. Tak, wiem, że to ostatnie jest jednym z
popularniejszych chwytów reportażystów, ale powinny iść za tym zdziwienie i
zaduma, u Łuczak pozostaje tylko pustka. Autorka
porozmawia z Antoniem Moliną i trochę z tej rozmowy nam przedstawi. Wrzuci
kilkanaście krzykliwych nagłówków z „El Pais”, które będą jej się tematycznie
łączyć z rozważaniami o bezrobociu. Zrobi apetyt na istotne teksty, już na
wstępie wspominając o sentymentalnym powrocie do Barcelony, gdzie mieszkała. Na
tym apetycie zakończy, bo nic w tej książce szczególnie nie zaiskrzy.
Odnosi się wrażenie, że Aleksandra Lipczak miota się po Hiszpanii, by wydobywać
jakieś interesujące tematy, a potem albo je porzuca, albo też nieumiejętnie
rozgrywa przed czytającym. Pojedzie nawet do Melilli, by przedstawić obraz
europejskiego pogranicza. Po co? Z rozważań tam jej towarzyszących nie wynika
nic, czego nie wiedzielibyśmy o takich miejscach, gdzie Europa styka się z
lądami, z których przybywają imigranci.
Jest też bardzo ciekawy
temat, który został ewidentnie zepsuty. Pedro Almodóvar i jego twórczość jako
perspektywa obrazowania hiszpańskich przemian obyczajowych. Lipczak nawiązuje
do jego pierwszego filmu, by zobrazować nihilizm i bunt ogarniające Hiszpanię
choćby wówczas, gdy – jak ładnie to pisze autorka – „Madryt wyszedł z szafy”.
Pozostawia rozpoznawalnego i kontrowersyjnego twórcę, mknąc ku kolejnym
zagadnieniom. Na szczęście temat świetnie wykorzystała Anna Sikorska w swojej
publikacji naukowej „Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara”, w której analiza
filmów szła w parze z obrazowaniem skomplikowanych przemian w polityce i
społeczeństwie. Sprawa zatem zagospodarowana, można odpuścić Lipczak, choć
trudno wybaczyć banalizowanie i spłaszczanie innych poruszanych kwestii.
„Ludzie
z Placu Słońca” to jednak rzecz, która przykuwa uwagę tym, iż autorka stara się
konsekwentnie ukazywać problemy polityczne, społeczne i socjalne przez pryzmat
prostych ludzi i ich indywidualnych historii. Tak rozmawia, że wydobywa to, co
najcenniejsze – autentyczne wzruszenia i chęć pełnego otwarcia w mówieniu o
tym, co boli. Będą to głównie problemy związane z
kryzysem, z boomem mieszkaniowym i późniejszymi problemami osiedli widm, ale
także z polityką kraju wobec najuboższych. Tych, których – w uproszczeniu –
współczesne państwo chce pozbyć się w miarę bezboleśnie. Tymczasem hiszpańska
ulica na kartach tej książki krzyczy. Tytułowy reportaż z zaangażowaniem oddaje
pewien model obywatelskiego nieposłuszeństwa i widać, że autorka zawsze jest po
stronie tego maluczkiego, pokrzywdzonego, nieświadomego i manipulowanego w
sieci układów. Lipczak nie obserwuje dynamicznych przemian tylko w mieście.
Odwiedza na przykład prowincję zyskującą koniunkturę… tym, że zaczęto w niej
udzielać ślubów parom homoseksualnym. Nie można zaprzeczyć, że „Ludzie z Placu
Słońca” to reportaże zaangażowane. Aleksandra Lipczak usiłuje pokazać, co
specyficznego i co zaskakującego jest w hiszpańskim społeczeństwie, które po
trzech dekadach terroru Franco usiłuje stać się liberalne w zbyt szybkim
tempie. A tego tempa nie wytrzymują i gospodarka, i obyczajowość, i polityka, i
w końcu sami Hiszpanie lekko skonfundowani tym, że przez chwilę nie mają
pojęcia, w którą stronę podążają i jaka będzie ich przyszłość.
Zbiór krótkich form
reporterskich ma ukazać Hiszpanię w bardzo różnorodny sposób. Jest to zresztą
jeden z najbardziej różnorodnych pod każdym względem krajów Europy. Lipczak
punktuje sprawy ważne dla rozwoju państwa w drugiej połowie dwudziestego wieku
i istotne w procesie gubienia się w wewnętrznych problemach, których
przysporzył początek kolejnego stulecia. Opowiadając
o hiszpańskiej wyjątkowości, autorka stara się różnorodność przedstawić także w
formie swoich narracji. Wszystko jednak tonie w dość sporym chaosie i mimo
niewątpliwych walorów poznawczych wywołuje odczucie, że rzecz została złożona w
sposób mało przemyślany, a punktowane problemy nie są ukazywane w wystarczająco
różnorodnych kontekstach. Stąd też zawód i przeświadczenie, że Lipczak
zapewne dużo tej Hiszpanii zaznała i zrozumiała, ale niekoniecznie potrafi o
tym opowiedzieć. Albo też opowiada zupełnie nieprzekonująco.
Witam, chyba Pan jej nie lubi......
OdpowiedzUsuńGrzegorz