2014-09-02

"Samotność Portugalczyka" Iza Klementowska

Wydawca: Czarne

Data wydania: 25 sierpnia 2014

Liczba stron: 208

Oprawa: twarda lakierowana

Cena det: 39,90 zł

Tytuł recenzji: U wrót Europy

Iza Klementowska w swoim świetnym reportażu zabiera nas do kraju, który leży bardzo daleko albo też bardzo blisko. Jego położenie jest problematyczne o tyle, że nie jesteśmy pewni -  tak jak Portugalczycy - u jakich wrót Europy się tam znajdujemy. W książce pojawiają się dwa ważne pytania. "Bo kimże my jesteśmy - wejściem do Europy czy jej ujściem? Czy stoimy plecami do Europy, a twarzą do reszty świata, czy odwrotnie?". Ano właśnie. Portugalia Klementowskiej to kraj, w którym wiecznie zadaje się pytania. Miejsce z jednej strony stabilne i pełne ciepła (nie tylko w znaczeniu temperatury), do którego z przyjemnością przybywają turyści z całego świata. Z drugiej jednak - zagubione nieco po szaleństwach kolonializmu, w cieniu wielkiej Hiszpanii obok, dość biedne i warunkowo przystosowane do unijnej egzystencji.

To kraj, w którym wciąż się rozmawia, bo rozmowa stanowi podstawę stosunków międzyludzkich opartych na otwartości, na jaką wreszcie można sobie pozwolić po latach dyktatury António de Oliveira Salazara. Autorka wykorzystała tę portugalską właściwość i porozmawiała z ludźmi, którzy opowiedzieli jej swoje losy oraz podzielili się często smutnymi historiami z mało radosnym finałem. Piękno Portugalii u Klementowskiej rozpina się gdzieś między wiekami, ustrojami i między ludzką różnorodnością. Plaże i klasyczne zabytki autorka raczej omija. Woli swymi sandałami wejść w brud i śmieci. W Portugalię współczesną, tę wyśnioną i tę okrutnie okaleczoną przez reżim oraz wojny kolonialne. Piękną, ale też niepokojącą. Z wędrującymi zmarłymi, historią w kamiennych pomnikach, z objawieniami oraz językiem pełnym subtelnych wieloznaczności. Wędrujemy przez lata portugalskich kompleksów i zniewolenia, ale także przez czas, w którym tożsamość oraz wiara w swoje możliwości wzrastała w tempie wprost proporcjonalnym do liczby odwiedzających kraj turystów.

Gonçalo M. Tavares, znany portugalski pisarz, jest jednym z ważniejszych rozmówców Klementowskiej. Ma się wrażenie, że powiedziałby jej dużo więcej niż możemy przeczytać, ale nie dał się podejść. Tavares opowiada o tym, jak wiele Portugalczykom brakuje do szczęścia oraz o ich kondycji obserwatora wszelkich zmian, który mości sobie miejsce w bezpiecznej odległości i po prostu się przygląda. Tak wygląda ogląd świata w Portugalii - jej mieszkańcy to empatyczni obserwatorzy, którzy w przeciwieństwie do wielu nacji potrafią wyciągać konstruktywne wnioski z tego, że uważnie przyglądają się różnorodności.

Ta jest obecna w Portugalii na każdym kroku. Pewnie częściowo wynika z przeszłości kolonizatorów, ale Portugalczycy wyraźnie zaznaczają, iż w przeciwieństwie do innych oni kolonizowali ziemie najmniej okrutnie i agresywnie. Tavares wspomina o kolonizatorskim kompleksie, a z ust kogoś innego padnie sugestia dotycząca genezy podbojów. Obok wielka Hiszpania, która przez wielu traktowana jest z dystansem. Dlaczego Portugalczycy ruszyli w świat? "Bo gdy sąsiad od dawna spycha cię do morza, to szukasz dla siebie nowego domu, prawda?". Klementowska rozmawia także z imigrantami, ludźmi z Angoli czy Mozambiku. Opisuje trud ich współistnienia z rdzennymi mieszkańcami kraju u wrót Europy o dwuznacznym znaczeniu. Rasizm i podziały na jego tle nie omijają kraju, który z różnorodnością mierzył się na kilku kontynentach przez lata. Dostrzec można, za co i czego wstydzą się Portugalczycy, ale poznajemy przede wszystkim powody do dumy oraz zadowolenia z życia, jakie nigdy nie niosło w sobie tyle swobody i otwartości co dzisiaj.

António de Oliveira Salazar to mroczna postać, której nieprzypadkowo Klementowska poświęca wiele miejsca. Salazar w opowieściach to dziwak i ekscentryk, jednocześnie polityk surowy, zdeterminowany. Trudno było oddychać w Portugalii, kiedy rządził twardą ręką przekonany o słuszności każdego z poglądów czy posunięć. Mroczna karta Historii odcisnęła swoje piętno na tym, co jest dzisiaj. Gonçalo M. Tavares zaznacza jednak, że istnieje teraz inne niebezpieczeństwo. Ludzie mogą odsuwać się od polityki i nader często to robią, skupieni na własnych problemach i poczuciu wiecznego braku. A polityka przesiąka korupcją. Zło rządzących pozostaje nie tylko w pamięci, ale w pewien sposób też odciska piętno na mentalności Portugalczyków, którzy starają się być przede wszystkim zachowawczy, co powiększa dystans patrzenia na inność, o jakim wspomniałem w niniejszym omówieniu.

Poznajemy Portugalię przez jej przysłowia i język. Iza Klementowska wciąż zestawia przeszłość z dniem obecnym. We wstępie znajdujemy się na targu, gdzie wystawia się na sprzedaż stare fotografie. Dynamiczne i barwne "teraz" ściera się z sepią czasu minionego i dramatów, które skrywają się pod pozornymi uśmiechami uwiecznionych na zdjęciach ludzi. Ten reportaż to przewodnik po Portugalii alternatywnej dla masowego turysty. Tutaj możesz dosiąść się do kogoś siedzącego na ławce... i zyskać przyszywanego ojca. Tu dowiesz się o Rewolucji Goździków i staniesz z boku tych, którzy niczemu już się nie dziwią. Klementowska przedstawia różne punkty widzenia na te same kwestie, ale stara się przede wszystkim sięgać do przeszłości. Tylko dzięki temu można poznać Portugalię naprawdę. Kraj, o którego historii uczy nas inwalida-bibliofil. Miejsce, gdzie więzienie odbierało na zawsze człowieczeństwo. Gdzie na promie o poranku wszyscy są sobie równi, by wieczorem tworzyć zwarte i osobne względem siebie grupy, które tolerują się z coraz większym trudem.

Tytuł odnosi się do historii portugalskiego imigranta, który w Brazylii zakochuje się w cmentarzach. Ta opowieść o przykrym wyobcowaniu pozostaje w myślach, bo wkraczamy do świata ludzi, którzy doświadczeni przez los z trudem pozbywają się wewnętrznych cierpień, samotności pośród innych i smutku, którego ślady znajdziemy w fado. Słodko-gorzki ten reportaż, ale na pewno solidny i wieloznaczny. Tak się powinno pisać o miejscu, które chce się zrozumieć. Tak powinno się rozmawiać z ludźmi, jacy pragną rozmów i w nich otwierają się bardziej niż sami by chcieli.

1 komentarz:

Anna pisze...

Zdecydowanie muszę przeczytać. Zaciekawiłeś mnie tym, co Portugalczycy mówią o koloniach - to chyba jednak nie ma przełożenia na rzeczywistość, wystarczy wspomnieć choćby Angolę.