Wydawca: Noir
sur Blanc
Data wydania: 17 sierpnia 2017
Liczba stron: 464
Przekład: Henryk Chłystowski
Oprawa: miękka
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: Opresja i przetrwanie
Ta powieść urzekła mnie
całkowicie. To debiut, jakże niesamowity! Nawiązuje do doskonałej tradycji
realistycznej powieści rosyjskiej z XIX i XX wieku i przypomina mi o tym, że
literackie dobra ZSRR i Rosji to jednak coś najcenniejszego, z czym można obcować
przez lata. Guzel Jachina zachwyca nie tylko ogromną wrażliwością, szeroką
wielopłaszczyznowością swojej fabuły, pomysłem na powieść inicjacyjną o
zdobywaniu przez kobietę niezależności i rozumieniu własnej tożsamości. To nie
tylko wielka rzecz o potwornych czasach – o stalinowskich eksperymentach
społecznych, potężnej sile indoktrynacji, o nieliczeniu się państwa z
obywatelem i o wiecznej wędrówce z niewiadomym celem, pośród cierpienia i głodu. „Zulejka otwiera oczy” to przede
wszystkim literacki zapis zderzania się dwóch kultur – rosyjskiej i tatarskiej.
Osadzając akcję opowieści w kilku dekadach wyjątkowo mrocznej przeszłości,
Jachina pokazuje momenty zetknięcia obu kultur, ich wzajemne zdziwienia,
portretuje idiosynkrazje i ostatecznie – w losach bohaterów – wypracowuje
przestrzeń porozumienia.
Tak, to bardzo dobra
powieść. Powieść „z krwi i kości”. Taka, którą po prostu się chłonie, gdy ma
się dosyć wszelkich eksperymentów formalnych – unikania wielkich liter czy
tradycyjnych zapisów dialogów, a w warstwie ideologicznej nowatorskiego
rozpasania, które prowadzi do tego, że opowiada się o wszystkim i o niczym.
Jachina kreśli bardzo konkretną, choć wielowątkową historię. Tworzy naprawdę
żywych bohaterów – z różnych grup społecznych, a tak samo wykorzystanych i
oszukanych przez system. Niezwykła wrażliwość pisarki polega również na tym, że
pośród plastycznych opisów i głęboko ujmujących portretów psychologicznych nie
pojawia się żadna jednoznaczna ocena czasów, w których trzeba było walczyć o
przetrwanie. Muzułmańska chłopka jest początkowo bezpodmiotowa, nie istnieje
bez męża, ustanowionego przez tradycję życia i religijnych wierzeń. Staje się
najpierw kułaczką, potem kołchoźnicą, doświadcza innych form życia, ale przede
wszystkim stale o nie walczy. To, w jaki
sposób bohaterka powieści symbolicznie otwiera oczy, jest jednocześnie narracją
o tym, jak bardzo musimy być przywiązani do przetrwania, kiedy system
podległości, represji i kar odbiera życiu znaczenie na wiele sposobów i w
każdym jego wymiarze.
Zulejka żyje w rytmie
porządkowanym przez domowe obowiązki, oddanie mężowi i opiekę nad nienawidzącą
jej teściową, Wiedźmą. Pierwszy, niezwykle sugestywny rozdział obrazuje jeden
dzień z życia bohaterki, w którym widzimy tę jej tragiczną podległość, pewność
prostego porządku świata i jednoczesną zgodę na to, by być istotą potrzebną w
bardzo określonym wymiarze. Jako kobieta usługująca mężowi. Już nie jako matka,
bo w tej roli się nie sprawdziła, rodząc i żegnając od razu wszystkie cztery
córki. Zulejka jest istotą osamotnioną, która poszukuje bliskości boga, wierzy
w okoliczne duchy, drży przed onirycznymi przepowiedniami Wiedźmy i dziękuje za
męża. Silnego, rosłego. Takiego, który nie bije zbyt mocno. Który potrafi
dostrzec w niej istotę do czegokolwiek potrzebną. Zulejka nie myśli, nie analizuje. Ona otrzymuje polecenia do wykonania.
Wprawna w uległości, byciu niewidzialnym tłem. Tuż obok swego pana życia, dla
którego centrum istnienia jest starzejąca się matka. Zulejka to symbol
naznaczonej przemocą i przesądami kobiety, która nie pozwala sobie na
jakąkolwiek samodzielność. Co zrobi, gdy pewnego dnia jej mąż zostanie
zabity, a zabójca każe jej ruszyć ze sobą w drogę – taką, z której nie będzie
już odwrotu?
Jachina portretuje mroczną
codzienność chłopki, dla której podległość jest stanem naturalnym. Zulejka nie
bierze z życia nic dla siebie, bo życie to ma być posługa mężowi i dbanie o
rodzinną stabilizację. Nie ma jej w momencie, w którym władza każe oddawać
prywatne dobra. Zulejka widzi, że świat zewnętrzny brutalnie ingeruje w ich
wiejską harmonię. Murtaza – wielki i silny mąż – pada nieżywy i nic już potem
nie będzie takie, jakie było. Zulejka jako podejrzany element rusza w podróż w
głąb Związku Radzieckiego. Otworzy oczy na zmiany, ale zestawi je tylko z tym,
co do tej pory przeżywała. Skomplikuje się jej widzenie mnogości nowych doznań,
gdy zabójca męża stanie się wybawcą, a potem będzie obok niej w innej roli. Ale
wtedy i Zulejka będzie inna. Pozbawiona wstydu, wyrzutów sumienia i dzielnie
odrzucająca system opresji egzemplifikowany przez powracające do niej widmo
Wiedźmy.
Obok chłopki wydobytej ze
wszystkiego, co stanowiło sens i treść jej życia, Jachina stawia młodego Iwana
Ignatowa. Jego historia może być przez chwilę dużo ciekawsza. Ignatow pała
miłością do ojczyzny i jest absolutnie przekonany o tym, że wszystko, co dla
niej robi, jest słuszne i potrzebne. Zulejka jawi mu się jako głupia i oddana mężczyźnie
kobieta, która nigdy nie będzie w stanie w pełni o sobie decydować. Ignatow
także nie decyduje, on wykonuje rozkazy. Ruszając w podróż, uświadomi sobie to
samo co Zulejka – został przez kogoś i coś wyraźnie oszukany. Ramy świata zostały
nakreślone w fałszywy sposób. Ignatow – choć oprawca – to też ofiara systemu. W
czasach portretowanych w powieści każdy był ofiarą, lecz nie każdy zdawał sobie
z tego sprawę. Można było uciec w swoistą emigrację wewnętrzną jak kolejny
ważny bohater książki – Wolf Karłowicz Leibe. Jego też – przez hipokryzję
służącej – dotknie stygmat podróży i nowej formy doświadczania świata, ale
Leibe jest interesujący przede wszystkim dlatego, że rodzi się na nowo,
przyjmując poród Zulejki. Ta kapitalna scena uzmysławia nam, że każda nowa
forma życia walczy z systemem opresji i umacnia się wbrew niemu. Leibe miał być
tylko nieszkodliwym wariatem. Zulejka nigdy niespełnioną matką. Ignatowa miały
czekać nagrody i splendor. Wszyscy trafiają do miejsca, w którym będą musieli
przewartościować to, w co wierzyli. A każde z nich wierzyło w co innego.
Guzel
Jachina opowiada o szalonej wierze w budowę potęgi państwa opartej na przemocy
i ludzkiej krzywdzie. Świetlana przyszłość w mroku okrucieństw okazuje się
mirażem, a oszukani i ograbieni bohaterowie – cieniami samych siebie zmuszonymi
do tego, by podjąć ostateczną walkę o przetrwanie. „Zulejka
otwiera oczy” to nie tylko powieść z feministycznym sznytem, nie tylko narracja
z lekka publicyzująca i starająca się oddać strukturę fałszu, w którym zanikają
i rodzą się na nowo bliskie relacje międzyludzkie. Jachina opowiada o nadziei i
tożsamości w czasach, w których nie było miejsca na jedno ani na drugie. Nie
portretuje nam czegoś, czego nie znalibyśmy z historycznych przekazów. Nie
stara się w żaden sposób wyjść poza to, co znane i oswojone dzięki źródłom
historycznym. A jednak oferuje prozę, która nowatorsko definiuje śmierć, głód,
przerażenie czy deficyt miłości. To książka o przetrwaniu i o nadziei
wynikającej z tego, jak mocno można walczyć o życie. Wzruszająca, głęboko humanistyczna,
brutalna i nostalgiczna jednocześnie. Nie do wiary, że w ten sposób można
literacko debiutować.
Właśnie przeczytałam i najchętniej zaczęłabym na nowo. Najpiękniejsza książka, jaka wpadła mi w ręce w tym roku.
OdpowiedzUsuńPrawds? Niesamowite odkrycie literackie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację, że rzecz ukazała się po polsku.
OdpowiedzUsuńPo rosyjsku jest to dla mnie także przecudowne spotkanie z językiem.
I dwie polecanki tej samej autorki - Ludmila Ulicka: "Danie Stein, tłumacz";
"Zielony namiot".
Nie są to nowości, ale rzeczy zdecydowanie warte uwagi i zachwytu.
Takie recenzje lubię, wnikliwe, rzetelne, z głębi serca. Taki recenzent godny jest zaufania. Od razu chce się sięgnąć po książkę. Wiem, że już nic nie odwiedzie mnie od tego zamiaru.
OdpowiedzUsuń'Nawiązuje do doskonałej tradycji realistycznej powieści rosyjskiej z XIX i XX wieku' - podpisuję się oburącz! Piękna opowieść o niepięknych czasach, aż szkoda, że dotarłam tak szybko do jej końca.
OdpowiedzUsuń