Pages

2017-12-05

„Zgiełk czasu” Julian Barnes

Wydawca: Świat Książki

Data wydania: 25 października 2017

Liczba stron: 224

Przekład: Dominika Lewandowska-Rodak

Oprawa: twarda

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Sztuka i czas opresji

To już druga wydana w tym roku powieść, w której człowiek Zachodu przygląda się specyfice Rosji, jej mentalności, życiu społecznemu i unikalnej tendencji do tego, by trwać wbrew prawdzie, kreować wizerunek doskonałego państwa w mrocznym tyglu opresji. O ile jednak Amor Towles – bo mam na myśli „Dżentelmena w Moskwie” – proponuje nam opowieść o rosyjskich przemianach XX wieku w konwencji mniej groźnej i chwilami dowcipnej, o tyle Julian Barnes jest już śmiertelnie poważny. Interpretując losy Dmitrija Szostakowicza, opowiada bowiem o wiecznej bliskości śmierci. A jednocześnie o życiu wybitnego kompozytora, który żył być może za długo, by pozostać wyraźny i jednoznacznie zapamiętany. Siłą powieści Barnesa jest to, że wydobywa z biografii Szostakowicza wszystkie te dwuznaczności, wobec których sam kompozytor – fikcyjnie – musi się opowiedzieć na kartach tej historii. „Zgiełk czasu” mocno zapada w pamięć. Rekonstruując fakty, ale także oferując nam autorskie interpretacje wszystkiego, co mogło być niejednoznaczne. Towles opisywał Rosję z punktu widzenia anachronicznego arystokraty, któremu odbierana jest wolność. Barnes – nawiązując do biografii jednego z najbardziej znanych Rosjan – porzuca go gdzieś między iluzoryczną wolnością systemu a jego opresją. To bowiem powieść o artyście zmuszonym do konfrontacji z systemem. Zamienia się w coś na kształt eseju na temat siły sztuki i jej przynależności, ale przede wszystkim portretuje barwne i smutne dzieje człowieka, w którym tkwią heroizm oraz słabość. Barnes ukazuje tę ambiwalencję, tworząc jednocześnie uniwersalną historię o związkach wybitnej jednostki z opresyjną władzą. O tym, że nie sposób wydobyć się z toksycznej zależności, jeśli ma się jakikolwiek wpływ na społeczeństwo, którym wygodniej rządzić za pomocą terroru.

Artysta i totalitarny system – to temat co najmniej wtórny. A jednak „Zgiełk czasu” to powieść wyjątkowa. Niespieszny rytm narracji oddaje zarówno spokój w opowieści o tym, co prywatne, cenne i niepodlegające systemowi, jak i dynamiczną grozę opowiadania o zderzeniach z władzą – czy to pod postacią samego Stalina, czy też aparatu opresji, który nie pozwala Szostakowiczowi na złapanie oddechu na długo po tym, gdy kończy się stalinowski terror. Barnes opowiada o człowieku, który – w przeciwieństwie do swoich kolegów artystów – nigdy nie wybrał emigracji. Jako świadomy Rosjanin musiał mierzyć się ze wszystkimi absurdami państwa, w którym wieczna modyfikacja prawdy i rozpowszechnianie strachu kazały widzieć rzeczywistość jako paranoiczną. Szostakowicz był człowiekiem, dla którego niezależność była priorytetem, a doprowadzała do wielu tragicznych sytuacji. Jak to się stało, że szykanowany twórca przetrwał najokrutniejszy z systemów, otrzymując dodatkowo nagrody i wyróżnienia na przemian z nakazami zaprzestania działalności artystycznej? Jak udało mu się przetrwać czas, w którym wielu jego znajomych i całkiem mu nieznajomych ginęło z różnych powodów bez wieści? Bez możliwości wytłumaczenia się ze stawianych im, dodatkowo absurdalnych zarzutów?

Śmiertelna powaga opowieści idzie więc w parze z apoteozą witalizmu. Tej siły, która umożliwiała aktywny opór i stanowiła odskocznię od szaleństwa dziejów. W relacji artysta-władza Barnes portretuje te rozmaite niuanse, dzięki którym być może Szostakowicz przetrwał, choć recepcja jego muzyki uzależniana była od interpretacji władz. Julian Barnes obrazuje człowieka świadomego tego, iż tworzy coś, co określane jest jako szept historii mogący z całą mocą pokonać tytułowy zgiełk czasu. Ten zgiełk tworzą nie tylko wydarzenia, ale i poglądy; w nim skryta jest zabójcza moc wszelkiej maści oportunistów i hipokrytów, z którymi bohater książki musiał się mierzyć. To przede wszystkim jednak opowieść o tym, czym staje się sztuka interpretowana przez kolejne pokolenia. Jest uniwersalna, ale z drugiej strony poddana wpływom odbiorców. Muzyka Szostakowicza mówi w imieniu całej sztuki. Mówi o jej funkcjonalności i ponadczasowości. O tym, że nie może prawdziwie istnieć bez odbiorcy, ale to istnienie uwarunkowane jest wolnością i swobodą jej odbioru oraz interpretacji.

Geniusz i opresyjny system. Muzyka i polityka. Życie prywatne wobec tego, w jaki sposób Szostakowicz jest postrzegany przez pryzmat swojej twórczości. Mali ludzie analizujący wielkie dokonania. Dychotomii jest dużo więcej, bo to głównie na nich Julian Barnes opiera tę przejmującą powieść. Także na komentarzach samego bohatera, który surowo ocenia tych zamykających oczy na opresyjność systemu. Zarzuty kieruje między innymi do Shawa czy Sartre’a. Widzimy, że walczący z systemem bohater nie działa bez określonego kontekstu, ale jest w nim ta wielka gorycz i samotność, którym nie sposób się oprzeć. Wchodzimy bowiem w intymne rewiry życia tego, którego twórczość publiczna zawsze podlegała odgórnym interpretacjom.

Ciekawa jest konstrukcja książki. Tryptyk związany ze środkami przemieszczania się. Najpierw obrazowanie strachu w konfrontacji z windą, która niesie tylko w górę lub w dół, nie przemieszczając się, niczym sam Szostakowicz tkwiący w miejscu, udręczony huśtawką nastrojów. Potem pojawia się samolot, którego bohater się lęka, ale w którym odbywa podróż za ocean – w USA wyobcowany bardziej niż w swojej ojczyźnie. Na koniec samochód z szoferem obrazujący pewien luksus, ale także niezdolność decydowania o kierunku czy szybkości jazdy. Ta trzecia część wydaje się najbardziej sugestywna, bo w niej pojawia się miejsce na dokładniejsze analizy. Na stawianie pytania o to, jak bardzo i do kiedy trzeba walczyć o własną niezależność. W gruncie rzeczy bowiem Barnes opowiada nam uniwersalną historię walki o kontrolę nad własnym życiem i własnymi przekonaniami. Bohater książki nie jest kimś wyjątkowym. Nie poddaje się cenzurze, ale jednocześnie musi wejść z nią w pewien dialog. Ważna jest postać ze swoimi dylematami, ale dużo ważniejszy kontekst. Opowiadanie o rzeczywistości, która zagarnęła prawdę i uczciwość. To jedna z tych książek, które pokazują heroizm człowieka i jego okrucieństwo w budowaniu najbardziej przerażających form totalitaryzmu. Powieść o imperatywie wolności tworzenia i o jego zderzeniu z pułapkami systemu. Ponad wszystko jednak historia o tym, że człowiek potrafi być wielki, a wielkość jego twórczości jest czymś nie do zniszczenia. Wyjątkowo absorbująca i myślę, że pozostająca na zawsze aktualna, narracja o ocaleniu moralności i trwaniu wbrew absurdom dziejów. O tym, że ludzką świadomość zawsze tworzą inni ludzie oraz bolesne konteksty. Wydobywa się z niej to, co jest pochodną wpływów. A jednak Barnes pisze o niezależności. Bardzo pięknie i bardzo przejmująco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz