Wydawca: Znak
Data wydania: 29 listopada 2017
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Specyficzna harmonia
Trzeci rok z rzędu przynosi książkę Joanny Bator, wobec której nie
jestem w stanie ustosunkować się jednoznacznie. Zarówno uwiera na kilka
sposobów, jak i wymusza pewien dystans, niezrozumienie świata
przedstawionego. Po raz trzeci jednak czuję duży niedosyt i mam wrażenie
jakiegoś literackiego mylenia tropów albo mnożenia nieistniejących,
igrania z czytelnikiem w ramach kolejnej gry. „Purezento” ma znowu
zaskoczyć. Zaskakiwała „Wyspa Łza” u progu 2015 roku, zaskoczył „Rok
królika”, ukazując się pod koniec 2016. Sposób, w jaki zapowiada się
kolejną powieść Bator, wyczerpał się w swej formie i treści, podobnie
jak najnowsza książka wyczerpuje swój potencjał już samym tym, że ma
nawiązać do ukochanej przez autorki Japonii. Zarówno nomenklatura, jak i
sposób budowania zdań mają nam wyraźnie określać, gdzie jesteśmy, ale
zupełnie nie wiem, po co się tam znaleźliśmy. Podobne wątpliwości jako
czytelnik miałem z „Wyspą Łzą” i symboliką niejednoznacznych poszukiwań
na Sri Lance oraz z „Rokiem królika”, którego forma jakby eliminowała
mnie jako czytającego, albowiem była to hermetycznie skondensowana
opowieść o dziwacznym kobiecym egocentryzmie. Teoretycznie „Purezento”
to powieść mająca mieć mniej skomplikowaną strukturę niż poprzednie.
Wręcz daje się odczuć, że chodzi w niej o proste sprawy i wypunktowanie
rzeczy pierwszych. Wciąż powraca charakterystyczny dla Bator motyw
utraty i niemożności pogodzenia się z nią, ale japoński adres nie czyni z
tej powieści narracji atrakcyjnej. Historia tonie w kliszach. Jest na
szczęście zdecydowanie pozbawiona słownych ozdobników wcześniejszych
publikacji, ale także ociera się o pretensjonalność radami w stylu „płyń
z prądem rzeczy jak mała papierowa łódeczka” i innymi bon motami
zgrabnie wpasowanymi w rzeczywistość Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie
odnalazłem się w tym wszystkim. Nie przejąłem się. Odnoszę wrażenie, że
to nie kwestia wrażliwości czy skupienia przy lekturze. Raczej szkielet
konstrukcyjny powieści oparty na truizmach skrytych w pięknych,
egzotycznych opakowaniach ze słów.
Całość tekstu na stronie "Czas Kultury"
Cieszę się, bo już myślałam, że to ja zwariowałam. Do niedawna nie znałam twórczości Joanny Bator, wokół zachwyty, ochy i achy.
OdpowiedzUsuńA tu wpadł mi w ręce "Rok królika".
No cóż. Książka musi mnie zahipnotyzować. W zgiełku moich zajęć domowych z trójką dzieci, książka musi mnie wołać ( tak opowiadam dzieciom). A tu niestety. Przeczytałam, owszem, bo nigdy nie zostawiam napoczętej książki.
Mogę powiedzieć, że książka jakby trochę o niczym. Troszkę romansu, troszkę zbrodni, troszkę filozoficznych przemyśleń. Postacie miałkie, bez wyrazu. Zdarzenia jakby przypadkowe, miejsca również, brak jakiegokolwiek ciągu przyczynowo skutkowego. Zakończenie pozostawiające czytelnika w chaosie.
Jeśli ktoś zna już twórczość Joanny Bator, to dla uzupełnienia tejże lektury, nie polecam tracić czasu.
Chyba raczej nie dla mnie :3
OdpowiedzUsuńStanowczo będę unikał. Trochę za bardzo egzotyczna to lektura.
OdpowiedzUsuń