Wydawca: Otwarte
Data wydania: 18 kwietnia 2018
Liczba stron: 352
Przekład: Adriana
Sokołowska-Ostapko
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Zło i miłość
Takie powieści jak „Błoto”
powinny być czytane wszędzie tam, gdzie ludzkie zło pod różnymi postaciami ma
się doskonale – pożywia się ksenofobią, uprzedzeniami, rasizmem i stereotypami.
Hillary Jordan proponuje wielowątkową narrację. Dziejącą się na amerykańskiej
prowincji opowieść, w której splotą się losy dwóch rodzin, dwóch braci i dwóch
rodzajów przywiązania do siebie. To także historia z czytelnym antywojennym
wątkiem w tle – niektórzy przybywają ze świata, w którym doświadczyli innego
rodzaju piekła niż to, jakie wita ich w Missisipi. „Błoto” jest polifoniczną
narracją z jednym, bardzo czytelnie niemym bohaterem. Tej złożonej historii nie
można opowiedzieć inaczej niż za pomocą wielu głosów. Amerykańska pisarka z wnikliwością portretuje bohaterów, nie tylko
zwracając uwagę na to, jak mówią, ale także na to, co robią i przede wszystkim
co myślą. Opowie uniwersalną – choć z amerykańskim adresem – historię podziałów
w ludzkich umysłach i wydobywających się z tych podziałów pokładów zła. Jedni
będą źli przez działania, inni przez ich zaniechanie. Wydaje się, że dla
niektórych nie ma możliwości ekspiacji. Ale to przecież też przepiękna
opowieść o miłości, która wznosi się wyżej niż brud, błoto, rasizm czy różnego
rodzaju udręki. Właściwie miłość pośród udręk. Tak jak trudne przywiązanie do
ziemi Missisipi, która zawłaszcza i czyni niewolnikami tych, którzy za
niewolników uważają innych ludzi.
Trudno wybrać najważniejszą
postać, najbardziej czytelny dramat. Myślę, że przewodnikiem, który usiłuje
jakoś odczarować obrazowane piekło, jest Laura. Kobieta nabierająca znaczenia
przy mężczyźnie. Szczęśliwa, że znalazła kogoś, kto nie pozwoli jej na
stoczenie się we wstyd i ostracyzm jako kobiecie bez męża. Laura ufa Henry’emu
i wie, że chce on dla niej jak najlepiej. Nawet wówczas, gdy zabiera ją z
miasta na farmę, gdzie brud i błoto będą wdzierać się nawet do snów kobiety.
Laura przechodzi niebywałą przemianę. Pod wpływem trudnych okoliczności otwiera
się na własne potrzeby, definiuje kobiecość. Staje się asertywna i wie, czego
chce. Do momentu, w którym dopadnie ją fatalne zauroczenie. A może właśnie ono
otworzy jej oczy na otaczający ją świat, pozwoli zrozumieć dużo więcej, niż
chciałaby pojąć.
Henry
i Jamie to specyficzni bracia. Nie tylko dlatego, że różni ich dziewiętnaście
lat i Henry w zasadzie mógłby być ojcem Jamiego. Obaj doświadczyli piekła wojen
– Henry uczestniczył w pierwszej wojnie światowej, Jamie był pilotem
bombardującym nazistów podczas drugiego globalnego konfliktu zbrojnego.
Każdy z nich skrywa w sobie wojenną traumę, pamiętając o tym, co musiał robić.
Każdy z nich ma krew na rękach, ale myśli już tylko o tym, jak zapomnieć. Henry
zapomina dość szybko, bo odnajduje swoje miejsce na ziemi, kupując farmę. To dziadek
przekazał mu miłość do ziemi. Henry ją pokochał tak jak Jamie pokochał
powietrze, z którego później zrzucał śmiercionośne ładunki. Dla Henry’ego
wszystko jest dość proste, ma swoje miejsce i czas. Starszy brat potrafi
uporządkować rzeczywistość wokół siebie. Młodszy po powrocie z wojny gubi
priorytety. Wie jedynie, że doświadczył innego świata w Europie. Wie, że
Missisipi ze swymi ograniczeniami i rasizmem nie jest miejscem, w którym może
wrócić do równowagi. A jednak jest tam ktoś, kto okaże mu czułość. Osoba,
dzięki której błoto farmy nie będzie tak widoczne. Pod paznokciami i pod skórą.
Jest
jeszcze Ronsel, syn Jacksonów, dzierżawców farmy Henry’ego. Powraca z wojny
jako bohater, ale szybko okazuje się, że będzie znowu czarnuchem, którego miejsce
jest za pługiem. Bo powojenne Missisipi nie zna litości tak jak farma.
Ronsel nie wydobędzie się z ograniczeń i roli narzuconej mu przez małą
społeczność. Jacksonowie wejdą w specyficzną zależność z McAllanami, ale
rodzina Henry’ego nie będzie tym, czym rodzina Ronsela. Jedynie Jamie
dostrzeże, że nie mają znaczenia kolor skóry i pochodzenie. Kiedy zaprzyjaźni
się z Ronselem, ściągnie na siebie i czarnoskórego chłopaka odium tych, dla
których szeptane wersy z Biblii dalekie są do tego, czym kierują się w
codziennym życiu.
A codzienność opisywana
przez Hillary Jordan to świat wiecznych podziałów zależnych od koloru skóry.
Dwie różne przestrzenie funkcjonowania ludzi – jedzących osobno posiłki,
korzystających z osobnych toalet, zajmujących w samochodach inne miejsca czy
wychodzących przez różne drzwi. Podział
rasowy porządkuje rzeczywistość. Świat tytułowego błota funkcjonującego w tej
powieści jako bardzo wyrazisty i wieloznaczny symbol. W powojennym
Missisipi każdy wie, gdzie jest jego miejsce, kim ma być, jak żyć i kogo
unikać. Jamie chce rozbić uwarunkowania, które będą silniejsze niż rośliny
zakorzenione na farmie brata. Napięcia urosną do rangi dramatów. Jordan
sportretuje nie tylko oblicza ludzkiego zła, ale także sposób, w jaki ludzie
chcą od siebie zło odsunąć. Także to, w którym uczestniczą przez bierność.
„Błoto”
to poruszająca powieść o ludziach, którzy żyją w piekle relacji oraz
uwarunkowań naznaczonych hipokryzją i skrywanymi negatywnymi emocjami. Wszystko
koncentruje się wokół ziemi. Laura jej nienawidzi, ma
dość brudnej i zaniedbanej egzystencji pośród ruin gloryfikowanych przez męża.
Jacksonowie zdają sobie sprawę z tego, że ziemia to ich życie, źródło
utrzymania. Wprawni są w znoszeniu rasistowskich uprzedzeń i wpoili to swemu
synowi, jednak Ronsel po latach będzie zdecydowany, by powalczyć o
niezależność. Także od ziemi. Od farmy, na której dzieją się rzeczy potworne,
skrywane pośród codziennego porządku prac. Tu nikt nigdy nie dowie się, kto
jest złoczyńcą, a kto pokrzywdzonym. Missisipi z powieści Jordan rządzi się
swoimi prawami, zasadami oraz niepisanymi obyczajami. Można się stąd wydobyć
choćby na wojnę. Powracając, trzeba liczyć się z usankcjonowanym porządkiem
pełnym uprzedzeń.
„Błoto”
to też opowieść o konfabulacjach, dzięki którym łatwiej jest znieść życie w
pewnych uwarunkowaniach. To plastyczna narracja o przestrzeni – jej odrębności
i tym, w jaki sposób tworzy klatkę dla ludzkich pragnień.
Niewolni od namiętności bohaterowie muszą w gruncie rzeczy zmierzyć się z
bezkompromisowością brudu i zmienną pogodą. Znamienna jest metaforyka deszczu,
zmywania nieczystości i pozostawiania po sobie mnóstwa tytułowego błota. To
taki świat nieustannie zagrożony unicestwieniem. Trzymany w jakimś porządku przez
surowe zasady społeczne. To Ameryka, która nie wyzwoliła się od podziałów,
nienawiści i okrucieństwa. Przywiązuje do ziemi i prymitywnego postrzegania
rzeczywistości. Ale jest też miejscem, gdzie rodzi się ludzka świadomość.
Miejscem, gdzie należy dokonać jednego okrucieństwa, by zakończyć inne. To
bardzo bezkompromisowe, ale bohaterowie powieści nie mają wielu możliwości
wyboru. Te, które są im dane, mogą prowadzić do zguby. Ktoś jednak musi ocaleć.
Coś musi ocaleć. Miłość i przyzwoitość? Jordan kreśli ich specyficzne
definicje. Zapraszając do świata, w którym ludzie mogą stworzyć sobie piekło
porównywalne z tym wojennym, na innym kontynencie.
To odważna powieść o nienawiści
i zaślepieniu, ale także piękna historia poszukiwania wewnętrznej wolności. „Błoto”
jest też o kompromisach, które albo prowadzą do nieopisanego zła, albo
wyzwalają i umożliwiają wymycie błota spod paznokci, wydobycie go spod skóry. Hillary Jordan przestrzega Amerykę przed
tym, że nadal może być ksenofobiczna, mroczna i groźna dla swoich obywateli.
Ostrzega także świat przed tym, że ludzkie zło w rozmaitych formach czai się
wszędzie. Łatwiej nam się wzajemnie krzywdzić niż kochać. To bardzo sugestywna
opowieść o tym, czy można znaleźć kompromis między nienawiścią a miłością. Na
długo zapada w pamięć.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz