Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 23 sierpnia 2018
Liczba stron: 456
Oprawa: miękka
Cena det.: 36 zł
Tytuł recenzji: Mnogość tajemnic
Czytanie tej powieści jest w
jakimś stopniu męczące nie tylko dlatego, że w zasadzie żadna z bohaterek nie
wzbudza sympatii i z losami żadnej nie można być jakoś blisko. To trochę tak
jak z „Nieczułością” Martyny Bundy i jej kobietami – mogłem tylko obserwować z
dystansu, nikt mnie do świata przedstawionego nie zaprosił. Tu dodatkowo
zgubiłem się w całej mnogości kobiecych losów. Autorka ułatwia nieco zadanie
pod koniec powieści, ale i tak do tej pory myślałem, że to raczej autor rozpisuje
sobie drabinkę zależności między bohaterami, a nie musi tego robić czytelnik. A
tutaj musi. Bo ugrzęźnie. Całkowicie się pogubi. Portretowanych losów – kobiet
przede wszystkim – na przestrzeni całego dwudziestego stulecia jest po prostu
za dużo. Ta mnogość zupełnie się nie broni w kontekście odsłaniania tajemnic
teraźniejszości. „Trzecia siostra”
proponuje mozolne autorskie dłubanie w rodzinnych koligacjach, ale nie opowiada
żadnej naprawdę interesującej historii, bo jej bohaterki, te żyjące, okopują
się w swoich szańcach, tkwią wciąż w tych samych uprzedzeniach i
idiosynkrazjach, nie są dynamiczne, nie frapują po prostu. Joanna Marat
miała na pewno duże ambicje i chciała stworzyć dość spektakularną panoramę
losów kobiet zmagających się z trudnościami oraz tym, czym jest ich własna
tożsamość. Ostatecznie zaproponowała powieść przesytu. Za długą, zbyt zawikłaną
i dość zaskakująco prostą w ostatecznym przesłaniu. Czy trzeba poświęcić kilka
wieczorów, by przyjrzeć się jej kobietom i temu, co przeżywają? Niekoniecznie.
Początek obiecuje bardzo
wiele i naprawdę przykuwa uwagę. Dwie siostry czekają na lotnisku na tę
trzecią. Jedna z nich nie może wytrzymać napięcia oczekiwania, druga otrzymuje
na powitanie chłodną obojętność, która jest wyjątkowo bolesna. Wszystkie trzy
kobiety są skłócone, nie znoszą swojego towarzystwa, mają do siebie pretensje i
bardzo ciekawie portretowane są pobudki ich niechęci – te istotne, wydobywające
się z mroków historii rodzinnej pomieszane ze zwyczajnymi i płytkimi, bo
siostry sobie zazdroszczą, są zwyczajnie zawistne o kompletnie nieistotne
drobiazgi. Intensywność negatywnych przeżyć przedstawiana jest przede wszystkim
w zachowaniach, nie w słowach. To wszystko jest jednak interesujące tylko do
pewnego momentu. Iskrząca atmosfera napięć, wzajemnych zarzutów, niuansowanej
niechęci i niezrozumiałych początkowo powodów przedstawionej atomizacji –
wszystko robi doskonały wstęp do tej powieści. Potem wkracza już historia. Jej
obsesyjne eksplorowanie. Niewiarygodne pobudki, dla których kobieta przylatuje
zza oceanu po wielu latach nieobecności, by pogmerać w starych zapiskach – na
ile są rzeczywiście tak ważne, pokaże to ciąg dalszy książki. Albo nie pokaże.
Zmierzam
do tego, że wbrew spektakularnemu otwarciu nie jest to powieść aż tak
absorbująca i zasadnicze zaangażowanie, jakie wymusza, to zaangażowanie w
rozszyfrowywanie, kto był dla kogo kim, i porządkowanie faktów, w których
insynuacje zlewają się z ważnymi oraz nieważnymi zwrotami akcji. A
wszystko ma mieć jakieś niezwykłe wyjaśnienie w tym, co jest obecnie. Czy trzy
kobiety różniące się od siebie wiekiem, temperamentem i sposobem życia będą w
stanie ujrzeć w sobie kogoś innego, niż widziały do tej pory? Czy nieżyjąca
matka, której pogrzeb koncentruje siostry, rzeczywiście odegra tak ważną rolę,
jak można przypuszczać, czytając o enigmatycznych wyimkach z jej życia?
„Trzecia
siostra” jest opowieścią o fatum i przypadku. O błędach naznaczających życie
kobiet w kolejnych pokoleniach i o nieumiejętności zwyczajnego wybaczania.
Kumulacja negatywnych emocji i nastrojów sięga zenitu.
Natalia przybywa do Polski w celu wydobycia okruchów czasu przeszłego. Ona wie
wszystko, dużo rozumie. Agata jest pośrodku. Z jednej strony ma głęboką awersję
do przeszłości, z drugiej jednak wciąż zadaje sobie pytania o relacje
siostrzane, których fundamentem może być coś, o czym ona nie wie. Najmłodsza
Miłka jest chyba największą histeryczką i jednocześnie najbardziej papierową
postacią w tej powieści. Skryła się pod habitem, aby uciec od matczynej
nieczułości. Od nieczułości sióstr i wszystkich ludzi, którzy nie byli w stanie
dać jej tego, czego oczekiwała. Miłości, zrozumienia, szacunku.
To, co przeżywają trzy
siostry, to uniwersalne doświadczenia smutku, utrat i życiowych traum, które są
uzasadniane przez losy ich przodkiń. Powtarzalny jest ból wywołany odtrąceniem
i powtarzalna obcość, jaką mogą względem siebie wykształcić najbliższe przecież
osoby. Joanna Marat wikła nas w zbyt
wiele opowieści i pozostawia na naszych barkach za duży balast bolesnych wspomnień.
Celowość tego wszystkiego jest trudna do uzasadnienia, kiedy patrzy się na to,
jak z relacjami wspomnianych kobiet tu i teraz autorka próbuje sobie poradzić.
Stworzyć z tego mocną powieść obyczajową, która staje się kroniką przypadków
odrzucenia i niechęci niesionych przez kobiety latami. Latami także
niewyrażalnych.
Marat momentami nazbyt
teatralnie dramatyzuje i nie waha się szantażować emocjonalnie czytającego,
wplatając część historii w mrok nieludzkich warunków przetrwania na przykład w
czasie drugiej wojny światowej. Obsesyjne poszukiwanie prawdy o sobie w tym, co
się wydarzyło i co jest bardzo zagadkowe, też jest narzędziem utrzymania
napięcia, które nie do końca się sprawdza, gdy powieść gra wciąż w tych samych
rejestrach narracyjnych. Tymczasem jej teraźniejsze bohaterki pozostawione są
trochę same sobie. Jakby musiały na siłę wywinąć się z tych karkołomnych wolt
narracyjnych osadzonych w czasie przeszłym. Zupełnie to do mnie nie przemawia.
Nie jest atrakcyjne ani twórcze na żadnym poziomie – poza wspomnianym
początkiem, który rozegrany jest naprawdę po mistrzowsku. „Trzecia siostra” to
monumentalna opowieść o kobiecym bólu istnienia, reakcjach emocjonalnych na
fałsz i oszustwa, ale także o dwuznacznościach w zachowaniu, które mogą być
właściwie zinterpretowane dopiero po latach. Bardzo ciekawy materiał i sporo do uniesienia. Pod warunkiem że uda się
wejść w ten świat przedstawiony, co bez notatnika i długopisu jest chyba
niemożliwe, bo grozi całkowitym zagubieniem. Tak jak ginie trochę
czytelnicza empatia – zwłaszcza do sióstr, które szczędzą empatii samym sobie.
.Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail.com ) możesz również Whatsapp na ten numer +2348104102662
OdpowiedzUsuń