Wydawca: Od
Deski Do Deski
Data wydania: 3 października 2018
Liczba stron: 288
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 36 zł
Tytuł recenzji: Utrata części siebie
Dość długo musieliśmy czekać
na kolejną książkę ze znakomitej serii „Na F/Aktach”, w której tacy autorzy jak
Łukasz Orbitowski czy Wojciech Kuczok, stwarzając fikcję opartą na
skomplikowanych sprawach kryminalnych z historii Polski, napisali
prawdopodobnie swoje najlepsze książki. Anna
Fryczkowska podjęła się tematu niezwykle trudnego i jednocześnie innego niż
autorzy piszący wcześniej w tej serii. Zdecydowała się na opowieść o anatomii
utraty i bólu, decydując się na opowiedzenie historii, w której nie fakty, lecz
przypuszczenia musiały dawać fundament powieści. W 1998 i 1999 roku w
województwie zachodniopomorskim zniknęło czterech chłopców. Za dużo w tych
zdarzeniach podobieństw, by mówić o przypadkach. Fryczkowska nie miała do
dyspozycji wielu faktów. Jedynie domysły. I pustkę. Ale ta książka nie jest
świetna dlatego, że dość innowacyjnie pochodzi do realizacji pomysłu serii „Na
F/Aktach”. Jej siła to świadectwo tego, jak bardzo możemy się w każdej chwili
obawiać o swoje dzieci. Ta książka opowiada o czymś, co mrozi krew w żyłach,
kiedy uświadamiamy sobie, że w tak traumatycznej sytuacji możemy jedynie zadać sobie
pytanie jak jedna z bohaterek: dlaczego nam się to przytrafiło? Ale wygodniej
cieszyć się tym, że to właśnie nie my doświadczamy dramatu utraty. Tyle że „Równonoc”
nie ujednolica postaw i nie upraszcza postrzegania. Odwołuje się do
nierozwiązanych spraw z przeszłości, aby uświadomić, że największą torturą dla
człowieka jest niepewność tego, gdzie i czy gdziekolwiek przebywa bliska mu
osoba.
Przed pięciu laty
wstrząsnęła mną opowieść Małgorzaty Wardy „Jak oddech”. Ta bardzo przyzwoita
literatura środka odwołała się ogólnie do problemu znikania bez śladu.
Portretując jednostkowy dramat, ukazała całą bezradność i rozpacz, które wiążą
się zawsze z tym, że odchodzi nagle ktoś dla nas ważny. Odchodzi i nigdy nie
wraca. Statystyki zaginięć w Polsce są ogólnodostępne, do narracji Wardy można
dodać aktualizacje i uzupełnienia. Do historii opowiadanej przez Annę
Fryczkowską również. Autorka czytelnie punktuje, jakimi narzędziami
posługiwałyby się dzisiaj organy ścigania, jak wyglądałby proces poszukiwania
nastolatków, dzięki czemu ich odnalezienie możliwe by było właśnie dzisiaj i
jak wielu z tych możliwości nie mogli wykorzystać ludzie odpowiedzialni za
poszukiwania chłopców z zachodniopomorskiego.
Bo to książka przykuwająca
uwagę nie tylko dlatego, że obrazuje dramat rodziców zaginionych dzieci. Być
może ten ładunek emocjonalny jest dużo silniejszy niż w powieści „Jak oddech”,
ale równie sugestywny, bo przecież niosący w sobie memento, że absolutnie
wszystko, co zostało opisane, może się przydarzyć w życiu każdego czytelnika. I
że ten czytelnik pozostanie wobec tego tak samo bezradny i bezbronny jak
zrozpaczone matki, które na wiele sposobów próbują sobie racjonalizować pustkę
po synach i nigdy tak naprawdę nie zaznając spokoju i nie mogąc być w żałobie,
wybierają permanentną, skrytą rozpacz. Uwagę dużo mocniej absorbują sprawy
jakby drugiego planu. Nieporadność instytucji mających skutecznie poszukiwać.
Niekompatybilność oczekiwań matek z priorytetami śledztw. Nade wszystko jednak
szybkie zapominanie i segregowanie spraw wiecznej rozpaczy jako nieistotnych, niewymagających
uwagi i czułości, empatii w postępowaniu z tymi, co poszukują. „Równonoc” to przejmująca opowieść o tym, że
w statystykach aktualność pewnych spraw jest bardzo krótka. W sercach bliskich
te sprawy są wiecznym źródłem bólu. I poczucia rozczarowania, kiedy odpuszcza
jedna osoba za drugą. Jedna instytucja za drugą. Pozostaje doświadczenie
ekstremalnego bólu, którego nie można przepracować i z którym nie da się ułożyć
w dalszym życiu. Wciąż przecież jest niepewność, a w niej nadzieja. Wciąż nikt
nie ma pojęcia o nieobecnych, którzy spowodowali tak wielką wyrwę w sercach
bohaterek i bohaterów książki. Anna Fryczkowska fantazjuje o tym, czy upływ
czasu faktycznie jest w stanie uleczyć ludzkie rany. Czy można wydobyć się ze
smutku, jeśli nie ma w zasadzie jego końca, bo nie ma ostatecznego
rozstrzygnięcia sprawy, w której ten smutek się pojawił i obezwładnił potem na
lata…
Ale „Równonoc” to nie tylko
historie matek zaginionych synów. Jest tu jeszcze jedna matka i jeszcze jedna historia,
pewne sugerowane rozwiązanie, nieprzekonujące mnie i chyba niepotrzebne,
bazujące trochę na popularności pewnego zjawiska zła. Anna Fryczkowska chce ukazać kondycję emocjonalną matek niepogodzonych
z tym, co dzieje się z ich dziećmi. Matek, które atawistycznie będą bronić,
wiecznie wspierać. Nie ujrzą swego dziecka w żadnym innym kontekście, który
mógłby zaburzyć ich idealizację. Czy są przez to nieobiektywne? Nie, zwyczajnie
cierpią. Po stracie albo w momencie, gdy oczekiwania życiowe względem dziecka
trzeba zmodyfikować, dziecko wybiera inną drogę i inne priorytety. Zaskakująco
cisi i wyjątkowo zachowawczy są w tej powieści ojcowie. Racjonalizują sprawy,
które ich małżonkom spędzają sen z powiek przez lata. Cierpią, ale w bardzo
kameralny sposób. Do wewnątrz. Czy autorka niechcący nie powiela tutaj
szkodliwych stereotypów myślowych dotyczących emocjonalności płci? To i
wspomniana już wyżej sugestia dotycząca tego, co mogłoby się stać z zaginionymi
chłopcami, każe mi zachować pewną rezerwę wobec „Równonocy”, ale i tak uważam,
że to bardzo dobra książka. Z dużym ładunkiem emocjonalnym, sugestywną treścią.
I tą skrytą przestrogą, że codzienne życie nasze i naszych bliskich jest
narażone na niebezpieczeństwo. W każdej chwili pojawić się może coś, co zmieni
życie na zawsze. Coś, co zmusi do zadawania pytań. A człowiek, zwłaszcza w
sytuacjach ekstremalnego napięcia, chce przecież przede wszystkim znać
odpowiedzi na pytania.
Słowo
z tytułu doskonale obrazuje złożoność dramatów, które stały się podstawą do
stworzenia tej niebywale empatycznej narracji. Książki wywołującej na przemian
czułość i przerażenie. Osadzonej wokół domysłów i wokół nich pokazującej różne
stadia rozpaczy. Ale także portretującej polskie rodziny, ich
złożone problemy i te pojawiające się wówczas, gdy znika dziecko, dla wielu definicja
własnego istnienia. Anna Fryczkowska każe także zastanowić się nad tym, co z
tymi setkami zaginionych w Polsce dzieci, które nigdy nie wracają do domów.
Zagląda do tych domów i pokazuje, jak utrata zmienia kształt relacji tych,
którzy pozostali, ale także w jaki sposób wyzwala pokłady siły. I wiecznej
nadziei pośród emocjonalnych zgliszcz. Ważna, oryginalna i niejednoznaczna
książka.
To trudna lektura, nie wiem, czy jestem na nią gotowy. Pozdrawiam tradycyjnie imiennika.
OdpowiedzUsuń