Wydawca: Pauza
Data wydania: 31 stycznia 2019
Liczba stron: 208
Przekład: Justyna Czechowska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Kobieta niezależna
To bardzo przenikliwa i
zmuszająca do dyskusji powieść. Taka, w której nie ma prostych dychotomii, ale
też taka, która je początkowo sugeruje w odniesieniu do funkcji kobiety w życiu
osobistym, zawodowym i społecznym. „O
zmierzchu” stawia wiele pytań o to, czy człowiek – niezależnie od płci – jest w
stanie unieść w życiu swoją osobność, ale także o to, czy w tej osobności
kobiecie jest trudniej. Czy to właśnie kobieta, a nie mężczyzna, żyje
samodzielnie w wyniku jakiejś opresji albo krzywdy ze strony losu. Therese
Bohman portretuje bohaterkę, która jest pewna siebie, swojego poczucia estetyki
i dokonanych wyborów, ale jednocześnie kogoś osaczonego przez presję otoczenia.
Szwedzka pisarka podejmuje się próby odpowiedzi na pytanie o to, kim staje się
kobieta samotnie idąca przez życie, oraz o to, czy płeć definiuje poczucie
szczęścia w określonych ramach i na określonych zasadach. To też powieść o
naukowym i emocjonalnym poszukiwaniu tego, co intrygujące, odmienne,
kontestujące normy i ustalające własny porządek. W niezwykłej scenerii
najpiękniejszej moim zdaniem nordyckiej stolicy, której piękna bohaterka nie
zauważa, bo miasto – jak i ludzi, z którymi wchodzi w relacje – traktuje z
dużym dystansem i fantazjuje o pewnych niezaistniałych katastrofach.
Karolina nie daje się
polubić. Utyskuje na wszystko wokół, narzeka nawet na banalność swojego
imienia. Jednocześnie wie, że jeśli ma kupić krojone pomidory, to te lepszej
jakości. Że w pracy na uniwersytecie rozmawianie o nowym modelu ekspresu do
kawy jest co najmniej niestosowne. Że wszyscy mężczyźni są prości, a Sztokholm
jest miastem pułapką. Miejscem, w którym wszyscy zadzierają nosa, a Karolina
musi chodzić z głową uniesioną wysoko. W końcu jest profesorką. Specjalistką w
zakresie historii sztuki. Pewną siebie singielką, która zdecydowanie pożegnała
trwający ponad dekadę związek – bez emocji, celu i seksu. Radzi sobie z życiem
czy wręcz przeciwnie? Jej oczekiwania, fantazje, potrzeby i pragnienia również
są lepszej jakości, z wyższej półki, niemożliwe do zrealizowania pośród
niekompatybilnych z nią ludzi?
Bohman
zaczyna brawurowo i kontrowersyjnie, by potem iść w stronę komplikacji tego, co
czytelnik wydobędzie jako podejrzenia, tezy. To nie będzie kolejna
feministyczna książka o tym, że kobieta niezależna musi przede wszystkim dużo
odważniej walczyć o
tę niezależność i że zwykle idą za nią wykształcenie oraz sprecyzowane poczucie
estetyki. Tu wszystko stanie się nie tym, czym może się wydawać.
Autorka pozwoli bohaterce być słabą, smutną, osaczoną i rozgoryczoną wszelkimi
osiągnięciami. Bo każde można zakwestionować pod wpływem odpowiednich
okoliczności. Każdy rodzaj życiowej siły i niezależności można poddać pod
rozwagę, a później w nie zwątpić. Dramat Karoliny nie będzie dramatem kobiety
sukcesu, która musiała za ów sukces zapłacić wszystkim tym, co większości
kobietom daje radość i spełnienie. „O
zmierzchu” pyta przede wszystkim o kondycję zatomizowanego społeczeństwa, w
którym każdy gra do własnej bramki i wybicie się na niezależność to zwykle
próba trzymania gardy przed tym, co niszczące i deprymujące w życiu we
wspólnocie. Ale jest też podział na atomizowanie się w obrębie płci. Tu Bohman
trochę prowokuje, a trochę odwołuje się do truizmów. Jest jednak ciekawa. Ta książka od początku do końca pełna jest
jakiegoś podskórnego napięcia. Pulsuje do wewnątrz i zwodzi czytelnika.
Opowiadając jednocześnie o tym, jakie są konsekwencje niezaspokojenia
podstawowych potrzeb. Czy są nimi zawsze – wspomniane w tej książce – potrzeby
akceptacji i uznania?
Interesująco prezentowany
jest status życia prywatnego Karoliny. To ona wyznacza, co, kiedy i z kim jej
wolno. To ona decyduje i ma pewność tego, że panuje nad wszystkim – zwłaszcza
nad męskim pożądaniem. Swoje może zaspokoić nawet w pracy dzięki stronom
pornograficznym, ale przypadkowy seks, który sprawia jej przyjemność oraz
przychodzi z łatwością, jakoś nieprzyjemnie przypomina o tym, o co pyta stary
znajomy z prowincji. Czy singielka w wielkim mieście – umówmy się na tę
wielkość Sztokholmu na potrzeby tego zdania – powinna zwyczajnie umawiać się na
randki, dążyć mniej lub bardziej kompulsywnie do zatuszowania pustki pięknego,
lecz opresyjnego mieszkania? Bohman przedstawia
nam bohaterkę poszukującą, ale także taką, która zderza się ze stereotypami i
siłą przyzwyczajeń w myśleniu o niezależnej kobiecie w tak zwanym średnim
wieku. Bardzo ciekawe jest to, czego i w jaki sposób Karolina poszukuje.
Powieść stawia też pytanie o to, jak wygląda droga poznawania siebie
niezależnej kobiety teraz, na przełomie kolejnych wieków – takiej kobiety,
która napisała o niebezpiecznych dla społeczeństwa kobietach przełomu dwóch
minionych wieków. Kim jest dzisiaj kontestatorka, burzycielka, kobieta
nowatorska? O tym Karolina pomyśli także, wchodząc w specyficzną relację z
nonszalanckim doktorantem, który pod jej kierunkiem chce napisać pracę o
niezwykłej i zapomnianej artystce…
„Być może najlepsze związki
to te, które nigdy nie są romantyczne ani seksualne, ale mają ten potencjał”.
To jej przekonanie i być może ta teza wyznacza jakiś wewnętrzny azymut
poszukiwań wyznaczników tego, która relacja z mężczyzną może być wartościowa.
Kim będzie jej doktorant Anton? Czego w nowej i zaskakującej relacji bohaterka
dowie się o samej sobie? Therese Bohman w dość krótkiej narracji proponuje
szereg zaskakujących rozwiązań, w których nasza wiedza o bohaterce oraz o
środowisku, w jakim musi ona funkcjonować, stawać się będzie coraz bardziej
zbiorem hipotez. I tym też jest „O zmierzchu” – powieścią ważnych i
współczesnych pytań o naturę ludzką w związkach i poza nimi. O decyzjach
warunkowanych przez płeć i przez okoliczności, które mają płci coś zawężać,
jakoś nią kierować. Ale Bohman proponuje
nam przede wszystkim podróż przez świetnie skonstruowany świat przedstawiony, w
którym rozgrywa się pozornie monodram, lecz widzimy, że wszystkie elementy tej
fikcji są w przemyślany sposób uporządkowane. Każda domaga się czytelniczego
zdefiniowania. A dodatkowo szwedzka pisarka jest momentami bardzo ironiczna
i ma specyficzne poczucie humoru. To tworzy w tej powieści szczególny balans
między smutkiem, groteską a zwyczajną zabawnością niefortunnych zbiegów
okoliczności. Wieloznaczna powieść wymuszająca otwarte zakończenie, ale
pozostawiająca z bohaterką, która wiele wątpliwości wyrazi nie tylko w swoim,
lecz też czytelniczym imieniu.
PATRONAT MEDIALNY
Na pewno kupię i przeczytam.
OdpowiedzUsuń